piątek, 9 stycznia 2009

Z pamiętnika tetryka cz. 1 (zapomniane początki)

Tekst ten został zainspirowany notatką oraz dyskusją, jaka wynikła na blogu Demons&Dragons, dotyczącej historii i przełomu pokoleniowego w świecie poslkich fanów RPG. Pod jego wpływem postanowiłem przypomnieć sobie co nieco z mojego prywatnego okresu prehistorycznego.

W moim przypadku właściwa przygoda z RPG zaczęła się od "Feniksa" i numeru 3/90, w którym Andrzej Sapkowski zaprezentował sążnisty artykuł o grach fabularnych. Podobne prezentacje gdzieś się pojawiały na moim widnokręgu: w "Fantastyce" (opowiadanie "Klątwa" [Wolf Riders] Billa Kinga, krótka notka o WFRP), w "Jokerze" lub "Razem". Owe pierwsze przebłyski były typowo peerelowską tandetą: niewyraźne zdjęcie kolorowej okładki, kilka słów o zabawie, ale wielkie NIC poza tym. Sytuacja była taka, że rozbudzono ciekawość i zostawiono człowieka samemu sobie. Rzecz jasna, gdzieś po drodze była "Magia i Miecz" oraz gry planszowe ze stajni Encore, ale stanowiły one półśrodki, namiastki tego, czym, jak wyczuwaliśmy, powinna być gra fabularna z prawdziwego zdarzenia.

Artykuł Sapkowskiego był spełnieniem tych obietnic. W dobie, kiedy nie istniały polskie wydawnictwa, drukujące "zlokalizowane" RPG, ukazała się gra. Dobrze, może nie było to coś więcej jak kilka wskazówek, ale udało się je zmieścić w jednym artykule, który pod przykrywką opowiadania, przemycił reguły, mechanikę i wskazówki, co z tym fantem robić dalej. Już za to AS-owi należy się pomnik i piwo na konwencie. Powinien dołączyć do Jacka Ciesielskiego (autora artykułów z "Razem" i "Jokera"), w panteonie Ojców-Założycieli.

W moim przypadku artykuł Sapkowskiego, który później przerodził się w jeszcze większy elaborat w "MiM"-ie, a jeszcze później w system "Oko Yrrhedesa", nie zatrybił jakoś. Próbowaliśmy z kolegą ze szkolnej ławki grać, ale nie wychodziło. Granie padło, ale ja potrafiłem ten artykuł czytać, czytać i czytać na okrągło. Przełom nastąpił podczas wakacji, kiedy to spotkałem znajomych z Łodzi. Jak się okazało obydwaj bracia (Adam i Paweł(?) Badowscy [serdecznie pozdrawiam!!]), grywali w RPG i mieli odręczne notatki z xero podręcznika do Runquesta. Kampania, rozgrywana w oparciu o mapę inwazji na Irak, z nazwami czytanymi od prawej do lewej, trwała bity miesiąc, dzień w dzień po kilka godzin. Cały rok ją przeżywałem, wspominałem, spisywałem i nie mogłem doczekać się kolejnej części. W następne lato wróciliśmy do tego samego miejsca i graliśmy dalej.

Zdopingowany tym faktem, postanowiłem poszukać ludzi do grania w Warszawie. Najpierw trafiłem do "Groteki" w PKiN (gdzie "minąłem się w drzwiach" z ludźmi, którzy tworzą dzisiejszą "Twierdzę" w lub w inny ciekawy sposób obijają mi się po życiorysie). Po dość chodnym i niemiłym przyjęciu, powędrowałem na Politechnikę, gdzie Artur Szyndler prowadził swoje Kryształy Czasu. Tam również nie było miejsca, ale Artur zaproponował mi, abym w środę zajrzał do klubu SURMA na Ochocie, gdzie spotykał się klub "Awanturnik".

Tamten okres wspominam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony bawiłem się świetnie, z drugiej zaznałem od tamtych ludzi wiele złego. Szczególnie "ciepłe" uczucia należą się dwóm złamasom, ale nie czas i miejsce o tym rozprawiać. Granie u Artura wiele mnie nauczyło, ale dało też wgląd w to, jak wyglądały KC od kuchni. System był tworzony przez kilku ludzi, a Artur wydaje mi się że był ostatnim, z tych, którzy mieli zaparcie go dalej kształtować. Inni ludzie wykruszyli się (podobno jeden ze współtwórców przedwcześnie odszedł z tego łez padołu). Artur chętnie przyjmował pomoc innych autorów, ale generalnie wszystko firmował swoim nazwiskiem, jako główny twórca i właściciel marki. Podobno "Kryształy Czasu" miały ukazać się nakładem Encore, ale nie doszło do tego, ponieważ nie zawarto porozumienia (poszło o jeden procent zysków). Po fiasku grania w "Awanturniku" i przenosinach na Politechnikę udałem się na Starówkę, gdzie pozostałem do dzisiaj. Tamte czasy były już epoką "Magii i Miecza", a gry fabularne wkroczyły do szkół, księgarń i masowej świadomości.

Samo granie w drużynie Artura było dziwnym doświadczeniem. Z jednej strony cieszyłem się, testując nową profesję barda, z drugiej, jako najmłodszy i mający najmniej czasu do socjalizowania, byłem odsunięty na boczny tor. Z łezką w oku wspominam pogoń za każdym skrawkiem informacji o grach, nawet tak podstawowa rzecz jak tabelki z AD&D Players Handbook były skarbem, w który mogłem wpatrywać się godzinami. Tamte przygody, nieskalane ograniczeniami, a jednocześnie proste jak drut, nie wrócą, bo ich czar opierał się na tym, że nasze hobby było nowe, a my dopiero w nie wkraczaliśmy.

8 komentarzy:

  1. Miły tekst. Poczekam na ciąg dalszy i dopiero skomentuje z mojego punktu widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Groteka ! Tak nazywał się ten klub w którym byłem w Wawie

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, po ponad półrocznej przerwie nadrobiłem wreszcie zaległości w czytaniu Twojego bloga. Przypomniałeś mi Marcinie tym tekstem moje początki, czyli "Lato z RPG" w Stodole (1993 rok jeśli dobrze pamiętam i pierwsza w życiu sesja u Buły w autorski Dziki Zachód - zabili mnie w jakiś kwadrans) oraz wyprawy do księgarni Isy przy Emili Plater gdzie godzinami wertowałem podręczniki i patrzyłem z podziwem jak Tomek Wolski za ladą maluje figurki. To były czasy, chciałoby się rzec... Potem poznałem w ogólniaku Damiana, który wciągnął mnie w WFRP i AD&D, pojechałem na pierwszy konwent (Szedariada we Wrocku, chyba 1996), poznałem tam masę wspaniałych ludzi z całej Polski z którymi do dziś się przyjaźnię (większość z nich mieszka teraz w Wawie...) i tak już zostało, nałóg trzyma mocno.

    OdpowiedzUsuń
  4. A tak, Damian i Kicia, osoby bez których RPG nie byłoby takie, jakie jest. :) Przyznać muszę, że tamte czasy nieomal zapomniałem i odkrywam je teraz na nowo, ze zdziwieniem. Szkoda,żę w przypadku tych dwojga przygoda z RPG się skończyła, bo tworzyli fenomnalny duet, inspirujący i motywujący do nowych, lepszych pomysłów. Jakoś tak po cichu uważam, że okres mojej zabawy z WoD-em był czasem najlepszych pomysłów i najbardziej klimatycznych sesji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałem wtedy nawet z Waszą paczką grać, ale tuż po moim wstępniaku u Damiana przerwaliście kampanię...

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam, problem z tą kamanią zrobił się taki, żę pewne sprawy i sympatie/antypatie z reala przeniosły się do gry i na odwrót. Ce est la vie

    OdpowiedzUsuń
  7. @Marcin
    'Ksiegarnia U Izy' a nie ksiegarnia wydawnictwa I.S.A. Z Grzeskiem nie mielismy nic wspolnego.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, jak widać pamięć płata figle po latach... Pamiętałem coś tam, resztę sobie dopowiedziałem, tym razem błędnie. Przepraszam i dziękuję za sprostowanie.

    OdpowiedzUsuń