piątek, 9 stycznia 2009
Ravenloft, opis settingu, część dziewiąta
TSR, oprócz wydawania podręczników, trudnił się także wydawaniem powieści, rozgrywających się w światach, w których przygody mogli przeżywać gracze. Zamiar, jaki temu służył, był trojaki: po pierwsze miał przyciągnąć czytelników do gier (przynosząc przy tym zyski), po drugie skaptować "czytaczy", którzy nie prali się odgrywaniem bohaterów i wreszcie, po trzecie, wzbogacić tło settingu.
Podobnie jak w przypadku innych światów i powieści, które do nich pisano, poziom jest różny. Niestety, zdarzały się przypadki koszmarne ("Lord of the Necropolis"), mierne ("Mordenheim"), ale także i fenomenalne ("Knight of the Black Rose", czy sequel "Spectre of the Black Rose"). Poziom literacki książek TSR był w pewnym momencie synonimiczny dla kiepskiej, prawie grafomańskiej, odtwórczej powieści fantasy, którą można kupić, przeczytać i na pewno się zapomni. Na szczęście, w sporej części nie dotyczy to Raveloftu. Nawet te najgorsze powieści były sprawnie napisane, a ich niska ocena zależy od nieścisłości ze światem, czy przewidywalnej, wtórnej fabuły. Nie ma jednak mowy o kulejącym warsztacie czy nudzie ziejącej z kart powieści.
Książki rozwijające Ravenloft miały też wpływ na sam świat. Christie Golden w "Vampire of the Mists" zasiała w Barovii kult Pana Poranka i dzięki temu wzbogaciła domenę. Dzięki jej inwencji przestała być jednowymiarową "Transylwanią w AD&D", a stała się bardziej fantasy. James Lawder sprowadził do Krainy Mgieł Lorda Sotha i sprawił, że ten po raz kolejny sprzeniewierzył się temu, co godne i zacne, za co został nagrodzony własna domeną. Dzięki tej wolcie (za którą znienawidzili go fani Dragonlance), przed graczami otworzyły się puszcze Sithicusu. Kilka lat później powrócił do nich w towarzystwie Voroniki Whitney-Robinson, tworząc "Spectre of the Black Rose", jeden z tych nielicznych sequeli, które dorównały poziomem części pierwszej. Tę pozycję cenię sobie szczególnie, bowiem potępiony rycerz Solamnijski występuje w niej jako postać iście fascynująca, pomimo wszystko tajemnicza i pełna magii. Nie można zapomnieć o
"I, Sthrad" i "I, Sthrad: War with Azalin", które dały nam wgląd w przeszłość hrabiego von Zarovicha. Napisane ze swadą, rozszerzające setting o informacje spoza podręczników, wpłynęły w znaczącym stopniu na Ravenloft spod znaku trzeciej edycji, w przewrotny sposób powracając jak materiał źródłowy.
Ogólnie, ukazało się dwadzieścia książek (zarówno powieści jak i zbiorów opowiadań), z których większość warta jest polecenia, zwłaszcza tym, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej, jak statystyk potworów. Pełną listę opublikuję w skorowidzu, który ma zwieńczyć cykl.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolejny perfekcyjny tekst o Ravenlofcie. Zaczynam się nakręcać do odświeżenia lektury Draculi...
OdpowiedzUsuńWampir z Mgieł, to jedna z lepszych książek "games-related", ale Christie nie oparła się urokowi łatwej kasy TSRu i wydawała kolejne rzeczy o Janderze - wyszedł z niego taki cymbał-idealista jak Drizzt. :)
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń