wtorek, 24 listopada 2009

Karnawał Blogowy #6 - Liber Mortis



Śmierć.
Każdy podręcznik zawiera zasady opisujące jak umiera bohater. Niektóre wspierają, mechanikę jego ratowania przed nieuniknionym oraz tego, co się dzieje, kiedy już dusza odejdzie w zaświaty. Ba, są takie gry, gdzie śmierć oznacza początek (Wraith the Oblivion, Vampire: the Masquerade) czy jest ona zwykłą iluzją (Kult). Ale o nich nie będziemy mówić.

Śmierć postaci na sesji widzę dwojako: albo jako wydarzenie podniosłe, wręcz celebrowane, albo przeciwnie, nieważne, nieistotne, pokazujące miałkość egzystencji i ulotność życia. Sposób opisania zgonu jest zależny od tego, jaką rolę ma on pełnić podczas sesji. Niezależnie od tego, śmierć jest zawsze kamieniem milowym przygody/kampanii, po której już nic nie będzie takie jak wcześniej. Pamiętam, kiedy podczas badania wież Zagyga zginęła moja postać (w zasadzie druga, która tam weszła, ale o losie pierwszej i tamtej drużyny, można długo opowiadać), siedziałem przy stole i czułem, że od reszty grupy oddziela mnie gruby, wysoki mur. Kiedy jedna z osób traci postać, jest poniekąd wykluczona z grupy, naznaczona innością.

O kilku śmierciach, jakie zapadły mi w pamięć, parę słów poniżej:

Śmierć bohaterska
Nobliwych śmierci postaci pamiętam niewiele. Jeden przypadek jestem w stanie w tej chwili przywołać z pamięci, kiedy w Kryształach Czasu dwóch rycerzy zostało w przewężeniu dolny, broniąc go przed hordą orków. Cała grupa z wypiekami na twarzy obserwowała turlanie kośćmi, licząc ilość rund, jaką opierali się przed wrogami. Okazało się, że poświęcenie nie poszło na marne, kupili dość czasu reszta drużyny uciekła. Szkoda, że później ów epicki heroizm został zbrukany wskrzeszeniem z kawałka palca.

Śmierć epicka
Prowadziłem długą kampanię w AD&D. W jej trakcie zmienił się skład drużyny, przeobraziły postacie, drużyna przebyła daleką drogę od mojego własnego świata (dokładniej Smocze Wyspy, oparte na grze Warlords 2), przez Ravenlofta, Spelljammer i na koniec Forgtten Realms. Drużyna obrosła w magiczne przedmioty, moce i możliwości. W jej skład wchodził licz, mumia, łowca ożywieńców (tak, tak... wiem jak to brzmi, ale to wszystko można było logicznie wytłumaczyć, głownie Ponurymi Żniwami), bohaterowie znajdowali się około 12-15 poziomów doświadczenia, walczyli już ze smokami, demonami i prawie nie było dla niech równorzędnych przeciwników. W wyniku pewnych zdarzeń powziąłem decyzję o zakończeniu kampanii, ale potrzebowałem wydarzenia na odpowiednim poziomie. Wybrałem Czasy Kłopotów i pewien zabieg, który doprowadził do epickiego starcia pomiędzy członkami grupy. Kratos Kaibia, zmumifikowany kapłan Bane'a poprowadził atak na Shadowdale, niosąc sztandar swego boga i wdarł się pomiędzy obrońców. Był u boku Bane'a gdy ten starł się z Elminsterem, Storm i resztą Rycerzy Mythdranor. Druga część drużyny: licz-arcymag Gilliand, łowca ożywieńców Krzywonos bronili mędrca z Shadowdale. Kiedy doszło do potężnej eksplozji, która zabiła Bane'a, a Elminstera cisnęła w głąb Niższych Planów, Gilliand przyjął na siebie większość uderzenia, jego ciało zostało rozbite w pył, esencja duszy połączyła się z Falą mocy i stała się jej immanentną częścią, która "jest wzywana, ilekroć ktoś wypowiada magiczne słowa zaklęcia". Kratos zginął również, ale jego dusza powędrowała do Iachtu Xvima, wzmacniając siłę syna Bane'a. Ani kapłan, ani mag nie mogą marzyć o bardziej nobliwym końcu, a sama sesja... pamiętam ja jako niezwykle epicką.

Śmierć tragiczna
Ta sama kampania, co wyżej, do drużyny dołączyłem postać, czarodziejkę, która została poturbowana i cierpiała na amnezję, spowodowaną potwornymi przejściami. Śladem owych traumatycznych przejść były blizny, pokrywające twarz. Bohaterka koniec końców odzyskała wspomnienia, godząc się ze swoją przeszłością, ale szramy pozostały. Stąd zrodził się pomysł, aby czarodziej wygładził je przy pomocy czaru "Polymorph Other". Na zasadach AD&D 2 Edycji działał on tak, że polimorfowana istota musiała wykonać test System Shock, którego niepowodzenie oznaczało śmierć. Czarodziej (Gilliand) uprzedzał, odwodził, ale czarodziejka pozostawała nieugięta. Koniec końców przystąpili do zabiegu i test, choć miał 95% szans na powodzenie, nie udał się. Na kostkach wypadło 97. Pamiętam, że patrzyliśmy się na nie, siedząc w drugim pokoju, niż reszta drużyny i nie mogliśmy oderwać od nich wzroku. Czarodziejka ot tak zginęła. Gilliand próbował ją ratować, ale w Ravenlofcie już tak bywa, że pewne czary działają inaczej i prowadzą do jeszcze bardziej tragicznych skutków.

Egzekucja
Egzekucja postaci, jej odstrzał. Byłem świadkiem, a w zasadzie współuczestnikiem przez zaniechanie, raz. To były Gwiezdne Wojny
, jeden z graczy strasznie obrósł w piórka, uważając, że jako Jedi i łowca nagród da sobie rade z każdym. Wygłaszał tezy, jaki to Boba Fett jest marny w stosunku do niego, więc MG postanowił go ukrócić. Skończyło się rozpaczliwym: "Błagam, *****, nie zabijaj mojej postaci!"


Ponury żniwiarz
Raz przedstawiłem postać Śmierci, też w Ravenlofcie, we wspomnianej już kampanii. Postanowiłem, że poprowadzę trylogię przygód "Ponure Żniwa", którą reklamowano jako czas, kiedy Śmierć przybywa do Krainy Mgieł. Nie do końca była to prawda, ale faktycznie Śmierć jako Śmierć pojawiła się i stanęła przed moją drużyną. Zebrała swoje ponure żniwo...

Śmierć to nieodłączna część życia postaci. Czasem przychodzi, niekiedy uda się jej oszukać. Jej wpływ jest szokujący, zmienia percepcję, jeśli odpowiednio go przedstawić i umiejętnie zastosować. Nie należy przesadzać w żadną ze stron: chronić bohaterów czy ich zażynać jak owce, wystarczy dać graczom poczuć, że mogą stracić bohatera, a przebiegną ich ciarki

7 komentarzy:

  1. Swego czasu podczas jednej z sesji MG wyszedl do klopa. Kumpel nie mogac sie go doczekac delikatnie podejzal zapiski w scenariuszu i zbladl. Okazalo sie ze MG przygotowal na final labiryntu jakiegos niesamowitego potwora. Gracz prowadzil postac wojownika, bez dwoch zdan byl to najpotezniejszy wojak w naszej druzynie. Przekonal nas bysmy przekazali mu caly mozliwy ekwipunek bojowy, wszlkie nasze super tarcze, amulety, najlepsza bron itp. zostalismy prawie goli a on wygladal jak skrzyzowanie stalowego jeza z lokomotywa. MG i chyba sie skapowal co zaszlo. Wojownik wszedl sam i po krotkiej acz zazartej walce polegl. Wyjscie znalezlismy pozniej i nie bylo pilnowane. Pozniej sie okazalo ze pierwszy wchodzacy dostawal jakies przeklenstwo ktore i tak by go zabilo. W sumie to sie cieszylem bo to zazwyczaj ja przecieralem szlaki :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie śmiertelność w Ravenlofcie czyni ten setting takim fajnym :-)

    Wpółczuje owej czarodziejce, ale z drugiej strony można by to nazwać nieudaną operacją plastyczną. Taki D&Dekowy "błąd w sztuce";-)

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Krzemień - Ravenloft jest niebezpieczny, groźny (to najwłaściwsze słowo), ale nie nazwałbym go śmiercionośnym. Już bardziej Dark Sun. A fajny jest!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodane, dzięki za udział. Musze się zgodzić z Paladynem

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry wpis, dobrze się czta.
    Przyznaję widząc temat, nie wierzyłem że ktoś go z sensem uniesie.
    Bravo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Paladyn
    Piszesz o śmierci, która jest wstrząsem dla gracza. Bywa gorzej. Szokiem jest umrzeć w Amberze RPG. Twoja wypieszczona postać, "taka, o której zawsze marzyłeś", ginie po 2 latach kampanii. To jest szok! :)

    Wpis fajny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero teraz miałem okazję przeczytać Twój wpis. Bardzo lubię czytać, jak to inni grają. Te wymienione śmierci, choć zabrzmi to dziwnie, są dość inspirujące :).

    @ Siriel
    W Amberze? Rany, prowadziłem ok. roku i nie zabiłem żadnej postaci. Jakoś tak nie wypadało :)

    OdpowiedzUsuń