czwartek, 18 grudnia 2008

Ravenloft, opis settingu, część siódma

Expedition to Castle Ravenloft

Trochę czasu minęło od naszego ostatniego spotkanie, ale wracamy do tematu i ten krótki wywód chciałbym poświęcić Expedition to Castle Ravenloft.

Kiedy Arthaus zwrócił prawa do wydania settingu pod banderą edycji 3.x, projektanci z WotC postanowili włączyć go w nurt ekspedycji do różnych ciekawych miejsc (między innymi pod tym szyldem wydano qausi-Greyhawka "Expedition to Castle Greyhawk") i przybliżyć fanom najświeższej odsłony systemu przygodę, od któej wszystko się zaczęło.
W Expedition to Castle Ravenloft po raz czwarty mamy okazję zmierzyć się z harbią Sthrdem von Zarovitchem w jego przeklętym zamczysku. Za pierwszym razem był to moduł I6 Ravenloft, później wydany jako House of Sthrad i teraz jako ekspedycja. Gwoli ścisłości należy dodać, że siedlisko zła w ową fatalną noc przed ślubem gracze nawiedzają w przygodzie From the Shadows.

Pod postacią Expedition to Castle Ravenloft otrzymujemy książkę, w twardej oprawie której na 220 stronach zawarto opis zamku Ravenloft, oraz otaczających go ziem Barovii. Autorzy zadbali o statystyki głównych NPC-ów, opis wsi Barovia, a także statystyki wrogów, przeciwników oraz samego hrabiego. Autorzy, Bruce R. Cordell i James Wyatt, postanowili zrezygnować z liniowości scenariusza na rzecz luźnych scen, które DM może połączyć w taki sposób, w jaki mu się podoba. Jedne osadzone we wsi, inne w dziczy, a te najważniejsze w zamczysku. Prawdę mówiąc, choć na pierwszy rzut oka może wyglądać to zachęcająco dla kreatywnego DM-a, to od razu spotka go kubeł zimnej wody. Większość "spotkań" ogranicza się do walki, po zakończeniu które można znaleźć wskazówki, potrzebne do wykonania zadania, jakie dany "mini-setting" stawia przed graczami. Inna rzecz, że choć porządek nie jest z góry narzucony, to jednak daje się wyczuć, w jakiej kolejności, wedle zamysłu autorów, powinien być rozgrywany.

Cel przygody nie został zmieniony, tak więc nadal musimy odnaleźć kilka potężnych przedmiotów i przy ich pomocy wyeliminować złego hrabiego wampira. Na naszej drodze spotkamy cała menażerię wrogów, mieszczących się w wampirzym kanonie: wilki, zombie, ghoule, szkielety, wilki wargów, a także pomniejsze sysunie, sługi i pomagierów. Na koniec czeka nas starcie "BOSSEM", w którym okaże się, czy bohaterowie potrafią oprzeć się gniewowi władcy Barovii. Jeżeli Expedition to Castle Ravenloft wygląda wam na ravenloftowy moduł dla power-gamerów, to nie jesteście daleko od prawdy. Czytając go odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z jakąś mutacją Diablo-unplugged. Niestety, ta przygoda to pewne memento dla Ravenloftu pod mechaniką nowych edycji D&D: wiadomo już, że delikatny, opierający się na klimacie i kruchej konwencji setting będzie przycinany, naginany i dopasowany do komputerowo-planszowo-bitewniakowej gry w numerki, w jaką powoli przeobraża się dziecko TSR/WotC.

Przygoda nie ma samych wad, jak można by wnioskować z mojej wypowiedzi. Jest inaczej, kilka zalet da się znaleźć: po pierwsze ładnie ją wydano i okazale prezentuje się na półce, po drugie ma sporo ciekawych ilustracji, a po trzecie stanowi gotowy materiał dla MG, który musi szybko coś poprowadzić drużynie, która chce przerąbać się przez zastępy potworów. Jeżeli zapomnieć o gotyckiej atmosferze Ravenloftu, to przygoda ta doskonale sprawdzi się jako wprowadzenie do papierowych RPG-ów dla maniaków Diablo. Być może po takim początku, który ułatwi im transfer, odnajdą się w świecie poza firewallem i battlenetem.

1 komentarz:

  1. Sysunie

    To ma jakiś związek z żeńską częścią ciała? :D

    A poważniej - średnio ta ekspedycja wygląda... Mam wrażenie, że teraz wszystko robione jest pod strategię-h'n's-MMO.

    Co do Expedition to Castle Greyhawk - jest to produkt-definicja "kloniarstwa" WoTCu. Fatalny, nieprzyjemny bękart, który ma tyle wspólnego (i to od czasów 2E) z oryginałem, że na okładce widnieje słowo Greyhawk.

    Jeżeli zapomnieć o gotyckiej atmosferze Ravenloftu, to przygoda ta doskonale sprawdzi się jako wprowadzenie do papierowych RPG-ów dla maniaków Diablo.

    Heh - nie mam słów (tzn. idea szczytna, ale czy chodziło o ideę, czy o zagarnięcie portfeli kilku graczy PC?). To ja to sparafrazuję tak: Jeśli zapomnieć, że to RPG, można by podłączyć podręczniki do prądu przez co młodzi Tibiarze będą mogli zagrać w tradycyjne RP. :)

    Artykuł jak zwykle bardzo fajny. To jak z recenzjami przygodówek EGMa (z CD-Action) - nieważne jaka, zawsze dostaje notę w okolicach 8-10/10, ale jak któraś dostanie 6... Wiadomo czego unikać jak ognia. :)

    OdpowiedzUsuń