czwartek, 2 czerwca 2011

D&D Encounters to gra dla starych ludzi

Przez ostatnie trzy i pół miesiąca prowadziłem Fury of the Wastewalker, krótką kampanię tworzącą drugi sezon nowego systemu rozgrywki D&D Enciunters. Jak się okazało, pomimo moich początkowych obaw, takie podejście do sesji miało zaskakujące skutki. Kilka refleksji na ten temat znajdziecie poniżej.
O co chodzi ze spotkaniami?
D&D Encounters to program Wizards of the Coast, który ma za zadanie przyciągnąć nowych graczy do D&D poprzez zaprezentowanie im jak wygląda rozgrywka i o co chodzi w hobby. Każdy sezon składa się z mniej więcej trzech przygód, a każda  z nich podzielona jest na kilka spotkań. Podczas jednej sesji rozgrywane jest jedno spotkanie, co zajmuje około półtorej do dwóch godzin czasu realnego. Podczas gdy bohaterowie zdobywają doświadczenie i awansują na poziomy, gracze kolekcjonują swoje własne osiągnięcia za obecność na sesjach, stworzenie własnego bohatera, spektakularne zabicie potwora i wiele innych rzeczy. Nagrody bywają rożne, na przykład w sezonie czwartym March of the Phantom Brigade były to karty ze specjalnej talii, wpływającej na rozgrywkę.
Każdy sezon Encounters to odrębna, zamknięta całość. Wizards of the Coast dostarcza praktycznie wszystko, co jest potrzebne do prowadzenia, a więc przygodę, żetony, elementy may, bohaterów. Niestety, tutaj pojawia się zgrzyt, ponieważ aby awansować bohaterów ze startowego, pierwszego poziomu, przydatny jest Character Builder, w pakiecie dla Mistrza Podziemi nie ma rozwiniętych bohaterów. Każdy z sezonów stanowi jednocześnie reklamówkę produktu promowanego podczas jego trwania: Fury of the Wastewalker był zajawką Dark Suna, March of the Phantom Brigade wspierał D&D Essentials, a Dark Legacy of Evard promuje dodatki Heroes of Shadow i Gloomwrought: Shadowell.
Konkretnie i bez gadania, czyli formuła spotkań
Każda sesja D&D Encounters to jedno spotkanie. Jako że program ten ma służyć do prezentacji D&D, przygody obracają się głównie dookoła prostych problemów do rozwiązania i walki. Ile by nie prawić o wyższość narracji, wcielania się w rolę nad sieczką, to kiedy kostki zaczynają się turlać po stole, na policzkach graczy widać wypieki i nagle podnoszą się emocje. Nie ma lepszego sposobu aby pokazać nowemu graczowi, że MOŻE coś zrobić, jak dać mu w walce pokonać potwora. To wymierny rezultat jego działań, który zachęca do dalszej gry, nie dziwota więc, że przygody D&D Encounters opierają się na walkach. W pierwszych sezonach było jej bardzo dużo, zasadniczo przytłaczała inne aspekty gry, w późniejszych dokonano dywersyfikacji, pojawiły się skill challanges, potrzeba odgrywania ról itp. Fakt pozostaje jednak faktem, że krótkie epizody nastawione są na akcję i zawsze możemy spodziewać się przeciwnika. 
Intensywność wrażeń, emocje związane z wymagającymi i często bardzo wyrównanymi starciami mają sprawić, że gracze będą chcieli jeszcze więcej. Coraz lepiej jest także z tłem fabularnym przygód: jeśli w Fury of the Wastewalker  historia trzeszczała w szwach i musiałem ja łatać, to w March of the Phantom Brigade jest już lepiej. Tutaj drobna uwaga, swego czasu Magnes postulował granie epizodem, czyli odgrywanie tylko najważniejszych punktów kampanii, a pomijanie opisem tego, co się dzieje pomiędzy nimi. D&D Encounters są praktyczną realizacją jego pomysłu, udowadniającą, że teza jest słuszna, grywalna i się sprawdza.
Zasady jakie zastosowano w D&D Encounters to uproszczona czwarta edycja D&D. Mechanikę obrano ze wszystkich elementów, które mogłyby utrudnić jej zrozumienie nowym graczom, spowolnić zabawę i sprawić trudność. Komplikacja reguł jest na poziomie D&D Introductionary Set czy ostatniego wydania Gamma World. Reguły w tej wersji zajmują 16 stron, moim zdaniem to odpowiednia ilość: wystarczy aby móc taktycznie myśleć, a jednocześnie gra nie jest łopatologiczna.
Praktyka
Jak wyglądają D&D Encounters w praktyce? Poprowadziłem 15 spotkań, które zajęły trzy i pół miesiąca. grając tydzień w tydzień. Z początku spotkania odbywały się w czwartki od dziewiętnastej trzydzieści do dwudziestej pierwszej, później z powodu mojego terminarza w tych samych godzinach, ale we wtorki. Przy stole z reguły było od trzech do czterech graczy, Minimalnie bywało ich dwóch, maksymalnie sześć osób. Graliśmy w zaprzyjaźnionym sklepie z grami w centrum handlowym. Pomimo dosyć nieklimatycznego i hałaśliwego otoczenia, udało się oddać klimat Athasu i nastrój bezpardonowej walki o przetrwanie. Co najważniejsze, udało się utrzymać rytm spotkań, który wpisał się ludziom do głów, nie musiałem nawet wywieszać ogłoszenia. Dlaczego najważniejsze, każdy kto próbował prowadzić regularna kampanię dla osób w wieku około lat trzydziestu wie, że zgromadzenie drużyny w jednym miejscu i czasie przypomina wsadzanie szczeniaków do koszyka. Jedna na miejscu, oznacza troje innych za którymi trzeba biegać.
Kompaktowa formuła, krótki czas rozgrywki i konkretne zadania na sesji stanowią o sile D&D Encounters. Sezon zakrojony na maksymalnie piętnaście spotkań daje szanse rozpoczęcie, przeprowadzenie i zakończenie przedsięwzięcia. Sesja trwająca od półtorej do dwóch godzin nie jest takim obciążeniem czasowym, jak sześciogodzinne granie. Każdy, kto choć trochę potrafi zarządzać swoim czasem będzie w stanie zorganizować sobie dwie godziny luzu w tygodniu. Każdy ze scenariuszy jest zorientowany na jakiś konkretny cel do osiągnięcia lub przeciwko przeszkodzie, stojącej na drodze bohaterów. Nie ma mowy o sesjach, na których nic się nie dzieje, a fabuła zaryła się w błocie. Ciągle coś się dzieje, ciągle widać postęp, każde działania ma efekt.
Choć to, co napisałem powyżej ta same superlatywy, nie oznacza, że formuła jest bez wad. Parcie na akcję oznacza, że nie ma czasu na wczucie się w postać, przezywanie jej emocji, rozwlekłe wspominki przy ognisku. Mnie osobiście męczyły nieustanne walki, to że każdy encounter sprowadzał się do pokonania wrogów. W późniejszych sezonach sprawa uległa zmianie, jest więcej skill challanges, okazja do odgrywania postaci, wiele problemów można rozwiązać inaczej, jak przez walkę.
To są gry dla starych ludzi
Kiedyś problemem dla mnie jako gracza czy Prowadzącego był głównie brak dostępu do podręczników lub pieniędzy na nie. Obecnie na półce zgromadziłem te gry, które chciałem, ale z kolei nie zawsze mam czas, aby je wykorzystać. mój dobry przyjaciel i Prowadzący u którego  gram w Kingmakera uważa, że środowy wieczór to termin idealny, luźny na sesję. Nie zgadzam się, sześć godzin wieczorem, po całym dniu pracy i przed kolejnym to dla mnie duży problem. Niemniej, jestem w stanie poustawiać.swoje życie tak, aby raz na dwa tygodnie wymknąć się na sesję, bo gra mi się dobrze. Z kolei Encountery nie stanowią takiego obciążenia: pozwalają zapracowanemu, zabieganemu człowiekowi na chwilę zabawy w środku tygodnia. Jak powiedział jeden z graczy: "zabijemy kilka potworów, rozwiążemy zagadkę i można na luzie iść do pracy".
Czy Encountery są dobre?
Tak, jeśli człowiek poświęci na rzecz akcji głębię psychologicznego odgrywania postaci. Jeśli przełknie pewną umowność i liniowość poświęcając nieskrępowaną wolność w wędrowaniu po mapie i badaniu świata. Ten model rozgrywki dostarcza tylko i wyłącznie zabawy. Dobrej, ciekawej, ale tylko rozrywki. Jeśli macie głębsze oczekiwania wobec sesji, nie odnajdziecie się do końca w tym modelu.

8 komentarzy:

  1. o ja, to brzmi jak coś dla mnie, tylko gdzie ja znajdę w swoich okolicach mistrza i resztę drużyny

    OdpowiedzUsuń
  2. Przydatne podsumowanie. Zamierzasz kontynuować te spotkania?

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny tekst. Jako osoba wybitnie niepotrafiąca spotykać się regularnie na sesjach muszę rozważyć taką formę sesji.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Owca: Z początku chciałem zamknąć Encountery i dać sobie spokój, ale gracze przekonali mnie, żeby zmienić zdanie. Czerwiec na pewno odpada, ale potem, kto wie? chyba się skuszę, ze względu na to, że z jednej strony mogę coś poprowadzić, a z drugiej nie angażuje to zbyt wiele czasu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Również dzięki za post, przybliżyłeś mi bardziej ideę Encounters. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny zarówno tekst jak i idea. Ostatnio w ogóle nie mam czasu na żadne sesje, a powyższy pomysł wydaje się fajnym substytutem. Wszak lepsza taka sesja jak żadna. Pytanie, gdzie można ten materiał dopaść?

    OdpowiedzUsuń
  7. żadnych gier jaki żal

    OdpowiedzUsuń