Minęło wiele lat, podczas których Deregoth poświęcił się studiom. Chłopak zawsze był głodny wiedzy i zdolny, dlatego w krótkim czasie opanował arkana medycyny, alchemii, geografii, a na koniec zaczął studiować magię. Mijały lata, Deregoth zdobył ogromną fortunę i uznanie ludzi, choć zawsze trzymał się z boku i z dala od zawistnych spojrzeń. Opinia wybornego alchemika nie wystarczała mu jednak, dlatego po raz kolejny znikł bez ślad, tym razem udając się w świat, aby posiąść całą wiedzę o magii i Zaświatach, jaką można było zgromadzić. Ludzie z początku rozprawiali o jego zniknięciu, potem jednak opowieści przycichły, plotki zanikły i nikt nie wspominał tajemniczego maga. Wszelki słuch o nim zaginął, a ostatnia myśl, jaka była mu poświęcona zrodziła się w głowie Aury. Kiedy siostra Deregotha umierała w lesie, po tym jak zabili ją i pohańbili plądrujący rodzinną wieś najmici, wspomniała swego brata, tęskniąc za nim i łudząc się, że wybawi ją od nieuchronnego. Jej nadzieja była płonna, bowiem Deregoth bawił wtedy na Wschodzie, ucząc się tajemnic mroku, lodu i ciemności.
Minęło tyle czasu, ile jednemu pokoleniu krasnoludów zajmuje przyjście na świat, osiągnięcie dojrzałości i odejście w niebyt. Nie było już nikogo, kto mógłby pamiętać alchemika Deregotha, kiedy ten powrócił w rodzinne strony, odmieniony, pełen mocy i snujący sny o potędze.
Jego siedzibą stała się okolica Blackthorn Valley, gdzie leżała dawna rodzinna wieś, a pierwszymi sługami ożywione zwłoki ziomków. Niedługo potem do Deregotha, który wtedy zwany był Królem-Czarnoksiężnikiem, dołączył pierwszy wyznawca, sir Alric Farrow. Pochodzący z magnackiego rodu, zepsuty do szpiku kości, pragnął on niczego innego jak więcej władzy, przelewu krwi i kolejnych zwycięstw. Wkrótce po spotkaniu ze swym nowym panem, sir Alric wyruszył z pierwszą misją...
Mieszkańcy Terrinoth nie widzieli, że już wkrótce ich spokojne życie może legnąć w gruzach. Stateczni rolnicy, uczciwi kupcy i bogobojni ludzie, z pogardą i nieufnością spoglądali na czwórkę poszukiwaczy przygód, którzy zawiązali drużynę w Talamir. Znudzeni nieciekawym żywotem, głodni sławy, przygód i skarbów, wyruszyli na rozdroża Thelsvan Highway, gdzie w okolicznych lochach podobnież zalęgło się zło... Rzeczywiście, tereny opodal labiryntu były wyniszczone, a kiedy śmiałkowie: Red Scorpion, Grey Ker, Mad Carthos i Steelhorns zeszli w dół sztolni, znaleźli się w sali tronowej króla Athosa, wodza gigantów. Towarzyszył mu zwierzoczłek Mim, królewski Błazen oraz banda szkieletów i mieszańców. Walka była krótka i bohaterowie szturmem przedarli się przez lochy, zbiegając na niższy poziom. Tam natknęli się na podziemną nekropolię, w której pochowano łucznika Adriana Wieczystego. Tym razem nie było mowy o szybkim starciu i ucieczce i walka była zażarta. Niejeden heros padł, by powrócić po wskrzeszeniu przez miejskich kapłanów, ale koniec końców zły czar prysł i ożywieńce wróciły do grobów. Na koniec, pozostało zejść na najniższy, równie straszny poziom.
Źródłem zła, które zatruwało okolicę, było laboratorium alchemika Carolusa, który w swych badaniach posunął się do wypaczania praw bogów i natury. Czwórka śmiałków położyła kres jego niecnym zamiarom i nieludzkim eksperymentom, kończąc wszeteczny żywot czarnoksiężnika i wracając do Talamir objuczona skarbami.
Pierwszy tydzień na szlaku przygody zakończył się kupnem łodzi i różdżki tajemnych dróg, dzięki którym śmiałkowie zyskali możliwość podróżowania po zakazanych ostępach. Na koniec, podczas popijawy w karczmie, bohaterowie zasięgnęli języka i dowiedzieli się o Księciu Złodziei, kryjącym się w Starfall Forrest...
Jak pisałem tutaj, zaczęliśmy grać w kampanię w Descenta. Bardzo mnie to cieszy bo: a) lubię rzeczy trwające długo i powiązane w jakąś większą całość; b) brakuje mi grania w RPG, a Descent daje namiastkę tej rozgrywki.
Dodatek Road to Legend to z jednej strony rozszerzenie zasad o możliwość poprowadzenia kampanii, a z drugiej epicka przygoda, składająca się z wielu rozdziałów. Co mnie ucieszyło, dostaliśmy mapę naszej krainy. Mistrz Gry (tutaj noszący miano Overlorda) przyjął jeden z awatarów i pod postacią Sorcerer-Kinga zaczął gnębić świat.
Po wybraniu postaci, wyekwipowaniu ich i przygotowaniu się do walki, ruszyliśmy w dzicz, a potem zeszliśmy do lochów. Dość szybko opanowaliśmy mechanikę walki i przedarliśmy się przez pierwszy poziom lochów. Królował na nim gigant-ciemiężyciel imieniem Athos, wspomagany przez szkielety (które wzmocniła karta Overlorda), zwierzoczłeka i czarnoksiężnika. Powiedzmy sobie, ten poziom przemknęliśmy, unikając potworów i walcząc tylko wtedy, kiedy było trzeba.
Na niższym poziomie natknęliśmy się na szkielet Adriana oraz Nagę. Tutaj doszło do zaciętego starcia, ale koniec końców zmogliśmy siły zła. Zaznaczyć trzeba, że naszym bohaterom przyszło kilkakrotnie zginąć, ale poza tym obłowiliśmy się w złoto, skarby i nowy ekwipunek.
Potem uderzyliśmy na trzeci poziom, gdzie zamieszkiwał zwyrodniały Alchemik, gigantyczny pająk i ich pomagierzy. Co dziwne, walka z poziomu na poziom była coraz łatwiejsza, zamiast stawać się trudniejsza. Po 5 godzinach rozgrywki oczyściliśmy podziemia z potworów i wróciliśmy do miasta, gdzie jako skarbnik drużyny ustąpiłem Grześkowi i zakupiliśmy dwie plotki.
Tutaj można obejrzeć galerię zdjęć z pierwszej przygody.
Podsumowanie
Zasady Road to Legend tchnęły nowe znaczenie w Descenta, dzięki czemu mam ochotę w niego zagrać. Lubię kampanie, brakuje mi takiej w RPG, więc czekam na drugi epizod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz