czwartek, 2 października 2008
Barbarzyńca i marzyciel
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na wakacje wyjeżdżałem z Tatą, a nie z Żoną, byliśmy nad morzem. Problem z takimi urlopami był taki, że nie miałem towarzystwa i nudziłem się potwornie. Moje zainteresowania nijak się mają do hobby mojego Taty, więc nie był w stanie zapewnić mi żadnych rozrywek. Aby się nie nudzić, czytałem książki, na które "naciągałem" Tatę. Prawdę mówiąc, sam jest sobie winny, bo to on kupił mi pierwsze książki.
Jednym z takich wakacyjnych łupów była taka książka "Barbarzyńca i Marzyciel". Kupiliśmy ją ze względu na nazwisko Howarda. Jakiż był mój zawód, kiedy okazało się, że z pośród kilku opowiadań w zbiorku, jedynie dwa są pióra Roberta E. Howarda! Kolejne napisał jakiś nieznany mi pisarzyna, który traktował o jakichś smętnych podróżach w krainę snów, a nie o Erze Hyboryjskiej i jej czołowym barbarzyńcy.
Dzisiaj, kiedy wspominam tamto zacietrzewienie, jest mi głupio. Po opowiadania Dunsany'ego sięgnąłem kilka lat temu i od razu stałem się ich wielbicielem. Jest w nich pewna magia i delikatność, koloryt i lekkość oraz wysmakowanie pióra. Nie dziwne, że H.P. Lovecraft zafascynował się nimi tak bardzo, że stworzył własny cykl o Krainach Snów. Ba, ojciec fantasy, J.R.R. Tolkien stawiał go za jednego ze swoich mistrzów. Co dziwne, Lord Dunsany jest w Polsce niespecjalnie znany. Jego dzieła przeszły do domeny publicznej, więc można się pokusić o tłumaczenie i wydanie go w kraju, czego chętnie bym się podjął.
Do tego czasu, radzę sięgnąć po jedyne polskie wydanie, które za nieduże pieniądze można znaleźć na Allegro. Szczególnie polecam cudowne i bajkowe "Beztroskie dni na rzece Yann".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz