wtorek, 10 lutego 2009

Mistrzowie Horroru - Sny w domu Wiedźmy

Jakiś czas temu trafiłem na serię "Masters of Science Fiction". Każdy z odcinków miał podobną formę: otóż za scenariusz oryginalny lub na podstawie dzieła znanego pisarza brał się jakiś dobry reżyser (można rzecz mistrz w danym gatunku) i tworzył godzinny film telewizyjny. Pomysł i serial bardzo mi się spodobały, dlatego z zaciekawieniem sięgnąłem po siostrzaną serię "Masters of Horror". Przeglądając listę odcinków trafiłem na coś, co zmieniło mój zamiar oglądania ich w porządku chronologicznym. Czym prędzej sięgnąłem po "Sny w Domu Wiedźmy" na podstawie opowiadania H.P.L-a.

Opowiadanie cieszy się mieszanymi opiniami. Derlech skrytykował je jako nędzne, jednowymiarowe i przewidywalne, ale jednocześnie wysłał je bez wiedzy Lovecrafta do "Weird Tales", gdzie zostało przyjęte. Ja osobiście lubię je za duszną atmosferę, ciekawy pomysł rzeczywistości odłączającej się od głównej i coraz bardziej wypaczającej, więżącej głównego bohatera, aż do smutnego końca.

Filmową wersję powołał do życia niejaki Stewart Gordon. Patrząc na jego filmografię widać, że klimaty H.P.L-a nie są mu obce, skoro na jego koncie znajdują się takie filmy jak "Re-Animator" czy "Dagon". Role powierzył stosunkowo nieznanym aktorom: Ezra Godden, Chelah Horsdal, Campbell Lane i Davidowi Nyklowi, co działa na korzyść odcinka.

Film zaczyna się od problemów młodego studenta wydziału matematyki na Uniwersytecie Miscatonic, który chce wynająć pokój, w którym mógłby spokojnie dokończyć pisanie pracy magisterskiej. Trafia do obskurnej rudery, której właścicielem jest równie odpychający i niekulturalny jegomość. Po zajęciu dziwnego i niewymiarowego pokoju, rozpoczynają się kłopoty. A to szczury, a to zawodzenia sąsiadów, Walter Gillman nie może się skupić na pracy, a co gorsza zaczynają się wokół niego dziać dziwne rzeczy. Gordon prowadzi narrację stosunkowo blisko i wiernie w stosunku oryginału, na tyle, na ile pozwalają mu na to zmiany, jakie wprowadził do scenariusza. Podstawową różnica pomiędzy jego wersja, a wizją Lovecrafta jest epoka. Reżyser poszedł poniekąd za ideą pisarza i osadził opowieść w czasach sobie teraźniejszych. Stąd Walter używa laptopa i żyje w latach dziewięćdziesiątych, a nie w okresie Wielkiej Depresji. Z początku zabieg ten mi się nie podobał (jestem raczej purystą), ale po jakimś czasie zrozumiałem zamiar i go zaakceptowałem. Podobnie rzecz się ma z wątkami dodatkowymi, jakie reżyser zdecydował się w prowadzić. Podczas gdy bohater Lovecrafta był wyalienowanym matematykiem, zasadniczo żyjącym w swoim własnym świecie, Gillman Gordona to współczujący i ułomny człowiek. Jest znacznie bardziej prawdziwy, niż manekin H.P.L-a. Widać to szczególnie w dwóch scenach: raz kiedy pożycza pieniądze młodej matce z dzieckiem, którzy mieszkają po sąsiedzku, a dwa gdy ulega zakusom Keziah Mason. Wątek pierwszy służy właśnie stworzeniu jakiegoś napięcia, nadziei, bazując jednocześnie na motywie porwań dzieci znanym z opowiadania,ale znacznie bardziej schowanym w tle. Za ten zabieg Gordonowi należą się brawa, ponieważ zdołał przekształcić średni motyw w doskonały i zachować ducha.

Jeżeli miałbym mówić o wadach, to chyba wspomniałbym właśnie o niepotrzebnej nagości. Nie przeczę, że właścicielka walorów ma się czym pochwalić, ale uważam, że wprowadzenie "golizny" nie było potrzebne. Po pierwsze nie pasuje ono do klimatów opowiadań HPL-a (nie pamiętam, aby kiedykolwiek Lovecraft opisywał takie sytuacje), po drugie gołe cycki na ekranie mnie nie ruszają, a jedynie skłaniają do ominięcia sceny.

Ogólnie rzecz ujmując, fanom Samotnika z Providence ten odcinek powinien przypaść do gustu. Nie jest to purystycznie wierne przeniesienie jego prozy na ekran, ale dobre i zachowujące klimat, nie rodzące koszmarków jak na przykład "Necronomicon". Polecam każdemu, kto cierpi na głód tego typu filmów i mam nadzieje, że niebawem ujrzymy coś z zapowiadanych nowości: "Szepczącego w Ciemności" HPL Historic Soceity czy "W Górach Szaleństwa" del Toro.

2 komentarze:

  1. Film przypadl mi do gustu. Choc tak jak mowisz brakuje ekranizacji HPLa zgodnych z duchem epoki.

    Na film od Del Toro nie ma co na razie liczyc bo jak zapowiedzial przez 3 lata robic bedzie Hobbita a nastepnie trzeciego Hellboya.

    OdpowiedzUsuń
  2. no to kicha, zwłaszcza, że miał w planach jeszcze "Dr. Strange" z Gaimanem jako scenarzystą.

    OdpowiedzUsuń