Opadł pierwszy kurz i wrzask związany publikacją nowej książki profesora Grossa. W zasadzie przejrzałem ją pobieżnie, więc nie będę jej recenzował, ale zastanawia mnie, dlaczego JTG tak uparł się, aby oczerniać Polskę. Czy wypadków antysemityzmu nie było gdzie indziej? Czy negatywne opinie, stereotypy i wzioce dotyczące Żydów nie funkcjonują w innych krajach? Skąd ten pęd, qaby pod szambem antysemityzmu zszargać piękną kartę pomocy i wspólnego cierpienia obydwu narodów?
Powiedzmy sobie szczerze, JTG powinien obarczyć Włochów brzemieniem grzechów Wespazjana, a Hiszpanów rugać za postępki Torquemady. Przecież ich zbrodnie były równie straszne, co Holokaust. Zdarzyły się wiele wieków temu? A co to ma do rzeczy?
Kakofonia we wpisie z 17 stycznia jest zaskoczona żałosnym poziomem debaty. Mnie osobiście on nie dziwi, skoro książki JTG pozostawiają wiele do życzenia. Profesor Lengauer powiedział, że wszystko to, co zdarzyło się po roku 476 naszej ery to nie historia, a nauki polityczne. Jestem skłonny przyznać mu rację. Gross uprawia publicystykę emocjonalną, co stoi w sprzeczności z trzeźwym, chłodnym i obiektywnym spojrzeniem historyka. Obawiam się, że JTG przystąpił do pisania i "Strachu" i "Sąsiadów" z pewną tezą w głowie i pisał książki, aby ją udowodnić, a nie zweryfikować. I tak, zamiast pogodzenia, znów kopane są między nami rowy.
Dziwnie się zbiegła kampania mniejszości narodowych z książką JTG. Obawiam się, że dosyć licha praca nie-do-końca-naukowa zniweczy cały trud, w jaki w nią włożono.
I co mam o tym myśleć?
Powieści statusowej odcinek trzeci
Ze wschodu nadciągali tyrani nowej, totalitarnej wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz