środa, 13 lutego 2008

Dylemat Talismanu

Moja przygoda z fantastyką zaczęła się chyba w sposób tak archetypiczny, jak to w ogóle możliwe. Pierwszy był "Hobbit" Tolkiena, który na długo zawrócił mi w głowie. Było dla mnie czymś oszałamiającym, że można stworzyć zupełnie nowy, oddzielony od naszego świat. To mi się nie mieściło w głowie. Ba, czasem mi się te realia nakładały: ludzi na ulicy porównywałem do fantastycznych stworów, ulice w mojej wyobraźni zamieniały się w rzeki, a budynki w góry.

Po Tolkienie przyszedł czas na R.E. Howarda i jego Conana. Każdy młody człowiek się konanizował :-). Przyznam się szczerze, że choć jego twórczość jest prosta jak konstrukcja cepa (żeby nie powiedzieć prostacka), to nadal mam słabość do tego klimatu Ery Hyboryjskiej. Z wytęsknieniem czekam, aż Gubernator-Teminator-Predator nakręci "Godzinę Smoka", uważnie śledzę gry w tematyce (choć MMORG będzie moim zdaniem kiszkowaty).

Po jakimś czasie literatura przestała mi wystarczać. Wtedy za sprawą mojego Taty i Dziadków, pod choinką pojawiła się Magia i Miecz. To były jeszcze lata osiemdziesiąte, ale plansza ze sztywnego kartonu, dobrze wydrukowane żetony i plastykowe podstawki zrobiły ogromne wrażenie. Jasne było, że gra została wydana na europejskim poziomie. Przez długi czas gra była dla mnie najlepszym przyjacielem. Zabierałem ją na wakacje, zmuszałem do gry członków rodziny i znajomych. Głownie jednak musiałem się bawić sam. Na wyjeździe z moją Babcią do Kobylochy, spotkałem dwóch braci, z którymi graliśmy w MiM-a do upadłego. Kiedy znudziły nam się podróże do Korony Władzy i alternatywne zakończenia, przerobiliśmy grę na strategię. Potem dorobiliśmy zasady ekonomii. wyobraźnia kipiała, gra dostarczała nam ogromną frajdę. Żyła. My żyliśmy nią.

Już chyba żadna inna planszówka nie wciągnęła mnie tak bardzo. Teraz grając myślę o strategii i prawdopodobieństwie, analizuję mechanikę i układam plany. Znikła fabuła. znikła ekscytacja.

Jakiś czas temu Black Industries wydało IV edycję Talismanu. Zastanawiam się, czy ją kupić. Plusem jest ładna szata graficzna, stosunkowo niewysoka (149-158zł) jak na planszówki cena no i działa czynnik, że nie będzie wznowień, więc mogę jej nie dostać. Z drugiej strony, nie sądzę abym grał w nią w domu, zasady różnią się od MiM-a niewielkim stopniu. Nie wiem, co mam robić.

Gdzieś tam powstał mi w głowie pomysł, aby zbierać gry planszowe, powiązane jakoś z RPG. Idea fajna, boję się jednak, żę będzie to niepotrzebny wydatek.

3 komentarze:

  1. Pomysł sam w sobie jest jak najbardziej spoko. Gry planszowe są świetną rozrywką o ile ma się z kim grać. O tym właśnie musisz pomyśleć tworząc kolekcje. Podobna sprawa jest zresztą z systemami RPG, bez graczy i MG nie mają one sensu. Co do samej drogi w fantastyce, to miałem podobnie, z jedną małą uwagą... nie każdy chłopiec lubi Conana - ja za nim nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczekiwalem na wydanie MiMa stalem na mrozie pod kioskiem Ruchu 3 godziny bo miala byc dostawa. Gra kosztowala majatek, cale 2000 pln...
    Wydana jak na tamte czasy lepiej niz doskonale.

    Na tle gier Encoru byla najlepsza.

    Niestety przyszla zdecydowanie za pozno bym mogl sie nia dobrze bawic. Pierwsze 2-3 rozgrywki powalaly, ale juz w czasie ferii, czyli raptem 2 miesiace od zakupu, odkryslimy z kumplami PRAWDZIWE RPG, MiM z oczywistych względów bardzo szybko poszla w kąt.

    Czy dzis bym kupil Talisman, szczerze mowiac myslalem o tym przez chwile.

    Na rynku obecnie funkcjonuje kilka podobnych, lepszych, ciekawszych gier. Dzis wolalbym Runebounda, Tanhausera, Dungeoneera albo dolozyc te 100 pln i kupic Descenta.

    Sam sentyment to chyba jednak za malo. Talisman, moim zdaniem nie wytrzymal proby czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem jednak sentyment znaczy najwięcej. Gry fabularne/ planszowe, ba śmiem powiedzieć, że cała fantastyka opiera się tak naprawdę na naszej pasji. Często warto jest sięgnąć więc po starsze rzeczy, a jeśli dochodzi do tego sentyment... wybór staje się naprawdę trudny.

    OdpowiedzUsuń