wtorek, 31 grudnia 2019

We wtecznym lusterku... 2019

Niespecjalnie uważam, żebym zasługiwał na podsumowanie, ale co mi tam. Mój blog, moje reguły i moje RPG! Raz się żyje, a zaczynamy nową dekadę, drugie szalone lata dwudzieste, więc...

...Więc oto, co się działo RPG-owo w 2019 roku. Od razu piszę, że oszczędzę sobie liczb, zestawień, wykresów i średnich. Nie liczyłem, ile grałem sesji, nie dodawałem pilnie godzin. Spisuję to, co mi w pamięci po tym roku zostało.

Jestem zaskoczony, bo wbrew pozorom sporo grywałem i sporo prowadziłem. Nie tak regularnie jak kiedyś, nie tak jak za dawnych czasów, ale pomimo nawału obowiązków pracowych, domowych i osobistych, udało mi się wykroić sporo czasu na hobby.

Jako gracz miałem w tym roku okazję usiąść do stołu, by zagrać w 5 edycję D&D, w 4 edycję WFRP i w Travellera. Do tego traił mi się też Conan. Innymi słowy, prawie cała Wielka Czwórka, zabrakło mi tylko Call of Cthulhu do kompletu. D&D to orientalna kampania w Birthrighcie, tu niestety miałem ostatnio nieobecności, a dużo się dzieje, przygody z nowego Startera, oraz kampania złodziejska w niby-Saltmarsh. W WFRP badamy dziwne sprawy, dziejące się wokół Ubersreiku, czekając być może na "znojne noce" lub na "Wewnętrznego Wroga". Traveller był niestety tylko wyjazdowym jednostrzałem, a szkoda, bo było i travellerowo, i śmiesznie i spaceoperowo.

Za ekranem Mistrza Gry działo się u mnie równie dużo i niespodziewanie. Po pierwsze, wróciłem na dwie przygody do Ravenlofta. Na wyjeździe poprowadziłem fragment Vecna Reborn, jednej z moich ulubionych przygód do tego settingu. Najlepiej wyszło mi quasi-bułgarskie wprowadzenie, trochę niedookreślone, trochę niejasne, niby osadzone w naszym świecie, a niby w którymś ze światów fantasy. Później już była standardowa przygoda spod flagi TSR, ale okraszona za to barkerowym sosem, walka, przedwieczny koszmar itp. Gracze byli zadowoleni i to się liczy.

Halloweenowa sesja Cna Barovia była oparta na fragmencie bardzo obszernej przygody do 4 edycji D&D. Wyciąłem z niej poboczny fragment, rozbudowałem go i wzbogaciłem o elementy z ravenloftowego tła, dodałem kilka własnych, paskudnych, pomysłów i poprowadziłem najlepszą sesję w tym roku i od wielu lat w ogóle. Przygotowałem mapy, figurki, miałem opanowane zasady, smaczki pod postacie. Innymi słowy sesja gold standard. Gracze potwierdzają.

Lovecraftowskie klimaty reprezentowały przygody w Call of Cthulhu i Trail of Cthulhu. Te pierwsze to klasyczne Nawiedzenie oraz ładnie spinająca się z nim przygódka ze współczesnego Arkham, którą przeniosłem w lata 20. To był jednak temat poboczny, bo bardziej zajmował mnie Old Hollywood Horror, czyli mój własny setting w którym główną osią jest tajemnicze i niespodziewane odrodzenie kina niemego oraz dziwne, okultystyczne tło tego fenomenu. Z każdą sesją i przygodą rozwijam tę sytuację, a pewne sprawy się o siebie zazębiają. Poza tym Los Angeles pod koniec lat 40 to wspaniałe miejsce, gdzie można sobie poszaleć z epoką. Prowadziłem dwie przygody: jedną związaną z powrotem "wampirzej królowej Hollywood" Thedy Bary i drugą opartą o wymyślone przeze mnie wątki. Nadal jestem na początku drogi, ale zapowiada się ciekawie.

Zaskoczeniem tego roku jest dla mnie... Pendragon. Całkowicie wyszedłem poza swoją strefę komfortu i znalazłem się w nowym środowisku. Mało brakowało, a w ogóle by do tego nie doszło, jednak jesteśmy po 9 sesjach i minęło 5 lat w świecie gry. Prowadzę Great Pendragon Campaign i choć moje zamierzenia musiały ulec modyfikacji, ze spotkania na spotkanie coraz bardziej mi się podoba. Nie da rady utrzymać rytmu jedna sesja = jeden rok, gracze zwrócili mi uwagę, że za szybko pędzę, jakbym chciał odhaczać kolejne spotkania, a nie prowadzić. Biorąc pod uwagę rytm 1 rok = 2 sesje, czeka mnie... kilka lat grania. Pendragon wymaga ogromnych nakładów pracy. Gdyby wszystko zrzucić na barki MG, miałby robotę od zamknięcia sesji do rozpoczęcia kolejnej. Na szczęście mam zaangażowaną i energiczną drużynę.

Na koniec główny projekt tego roku, który planowałem od lat i wreszcie udało mi się go zrealizować, czyli Masque of the Red Death w carskiej Warszawie. Włożyłem w niego wiele energii, czasu i wysiłku, a zaowocował... bardzo niespodziewanymi rezultatami. Po wstępnej Carskiej Sprawiedliwości, która miała być wprowadzeniem do świata, przedstawieniem części NPC-ów i rozbudową postaci, niebawem zaczynam drugą przygodę. Nadal nie chcę, by to było typowe D&D tyle że w wiktoriańskich ciuszkach, szukam czegoś, czego jeszcze nie było pod katem przygód, a z drugiej strony chciałbym jak najlepiej przedstawić dziewiętnastowieczną epokę.

I to tyle, jeśli chodzi o moje granie w 2019. Jeśli chodzi o przyszły rok, to napiszę już w 2020.

2 komentarze:

  1. Napisałbyś coś więcej o tej Cnej Barovii? Który to scenariusz był punktem wyjścia? Jakie nawiązania do Ravenlofta dodałeś? Rozumiem że był to jednostrzał - sam tworzyłeś postaci czy gracze? Znałeś je przed sesją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cna Barovia to scenariusz z megaprzygody "Fair Barovia", opublikowanej w Dungeonie #207. Jedną z tamtejszych pobocznych lokacji jest jatka mięsna Franciszka Markowa. To ravenloftowy odpowiednik doktora Morreau, a ze względu na cierpienia i straszliwe rzeczy, jakie się odbywały na zapleczy, także "siedlisko zła" (czyli. Sinkhole of Evil. Zacząłem się zastanawiać, jaki wpływ miałoby takie miejsce na okolicę. Zwłaszcza, że Valakki, gdzie się mieścił, wyobrażam sobie nie jako niby-rumuńską prowincję, a takie bardziej bawarsko-alpejskie miasteczko. Osią przygody były losy pewnego młodego małżeństwa na dorobku, kult "masarzystów" i pojawienie się jednego z późniejszych eksperymentów Markowa i zarazem jego oblubienicy. Postacie przygotowali gracze, ale konsultowaliśmy to w miarę szczegółowo.

      Usuń