czwartek, 13 maja 2010

[Actual Play] - Savage Worlds - Tajemnica hangaru 51

W zeszłą sobotę miałem prowadzić Pathfindera, kontynuując moją kampanię, ale okazało się, że Jarecki zachorzał, a Adrian nie da rady wyrwać się z domu, stąd nie chcąc tracić sesji, na wprędce zorganizowałem dwóch graczy i postanowiłem poprowadzić krótką przygodę w Savage Worlds.


Tutaj mała uwaga, choć Savage Worlds to tylko mechanika, to ma dwie zaskakujące cechy: po pierwsze na sesjach zawsze dużo się dzieje,  jest masa śmiechu, akcji i zabawy, a na drugi dzień ledwie mówię. Po drugie, konwencja systemu, nawiązująca do literatury groszowej, to istny samograj. Przed sesją miałem opracowane dwie przygody, zarys jeszcze dwóch, a właściwą ułożyłem w jakieś 15 minut. Istny samograj!

Pulp Stories #2 (8 maj 2010)

Tajemnica Hangaru 51

Gracze i bohaterowie
Jacek - profesor nauk eksperymentalnych Otto Balumberg, weteran wyprawy po Oko Kilquato, ekscentryk i odrobinę szalony naukowiec.
Filip - Hannower Abrams vel John Smith, dezerter z armii, myśliwy, tropiciel i polarnik, obecnie woźny na terenie University of California w San Francisco.

Cała afera zaczęła się dwa miesiące wcześniej, choć mało kto zdawał sobie z tego sprawę. Profesor Blaumberg stał się obiektem żartu lub pomyłki: zaczęła do niego napływać korespondencja kierowana do Otta Blumberga, dzwoniono do niego o różnych porach dnia i nocy, informując o tym, że "plan przebiega bez zakłóceń" lub że "ma  oczekiwać dalszych instrukcji". Profesor przestał zwracać uwagę na te drobne niedogodności i ignorował je cierpliwie, ale tego wieczora okazało się, że stoi za nimi coś więcej, jak tylko zwyczajna pomyłka!

Był ciepły, letni wieczór. Nad campusem uniwersyteckim zapadał zmierzch, panowała cisza przerywana jedynie bzyczeniem owadów i cicho grającym radiem. Profesor Blaumberg pracował nad dyfuzyjnym inwerterem indukcyjno-przewodnikowym, a John Smith spokojnie mył podłogi. Nic nie zakłócało spokoju ostatnich miesięcy lata 1939 roku i śpiewu Ethel Waters, której singiel "Eyes on the Sparrow" podbił serca słuchaczy stacji "Your San Francisco". Nagle audycja została przerwana przez głos reportera:
Panie i panowie, tutaj Jim Rogers, z audycja na żywo! Śpieszymy państwu donieść o tragicznym wypadku na terenie campusu uniwersyteckiego! Podczas eksperymentów naukowych doszło do eksplozji i w tej chwili policja otacza teren, formuje kordon, słyszę nadjeżdżające karetki i widzę ciężarówki z żołnierzami!
 Obydwaj dżentelmeni zamarli. John wszedł do laboratorium, słuchając audycji. Zdawać się mogło, że wymamrotał pod nosem: "Znaleźli mnie, cholera!" Obydwaj z profesorem pochylili się ku radioodbiornikowi. Zaskoczeni wieściami wyjrzeli za okno, ale wbrew słowom dziennikarza widzieli jedynie nocne niebo, żwirowane alejki, drzewka i świecące już gdzieniegdzie lampy.
To co widzę, przechodzi wszelkie wyobrażenie. dookoła ciała, zabici i ranni. Sanitariusze owijają się jak w ukropie, strażacy walczą z pożarami, a poli... O mój Boże! O, Boże. Uciekajcie! Proszę państwa, chmura żrącego gazu ogarnia cały campus, ludzie kaszlą krwią, umierają, uciekajcie! Proszę państwa, zaryglujcie się w domach, zabezpieczcie drzwi i okna, nie wychodźcie! Powtarzam, nie wychodźcie na zewnątrz!
Profesor Blaumberg i John Smith wyjrzeli za okno, ale jedyne co widzieli to światła lamp, spokojny teren campusu i lampy dwóch samochodów, które jechały w kierunku budynku katedry nauk eksperymentalnych.

Transmisja w radio trwała bez przerwy, jednakże jej apokaliptyczny wydźwięk w widoczny sposób rozmijał się z obrazem spokojnego campusu. Samochody zajechały pod wejście do budynku i wysiadło z nich kilka postaci. żołnierze ubrani byli w mundury MP, towarzyszył im wyprostowany jak struna oficer. Spoglądającemu na nich Smithowi coś bardzo nie grało w ich wyglądzie, ale nie był w stanie powiedzieć, co takiego. Najdziwniejszy widok przedstawiali jednak pasażerowie ciężarówki: było ich czterech, mierzyli sobie około dwu metrów wzrostu. Mieli dziwnie zdeformowane twarze oraz ogromne świecące oczy, ogromne łby, długie, sztywne płaszcze do samej ziemi, kanistry na plecach i miotacze ognia w rękach.

Widząc, ze dzieje się coś bardzo, bardzo dziwnego, profesor Blaumberg zebrał swoje przyrządy (tonik leczący i pistolet promienisty "Rozszczepiacz", do tego Tommy Guna, strzelbę i pieniądze. W tym czasie Smith odzyskał ze schowka na szczotki swoje skarby: winchester i magnum. W ostatniej chwili Blaumberg postanowił skontaktować się z kimś z władz uniwersytetu. Podniósł słuchawkę i uderzył w widełki. Chwile później odezwała się telefonistka. Rozmowa nie kleiła się i coś w niej nie grało, stąd na pytanie gdzie jest, podał fałszywy adres. Później okazało się, że to była dobra decyzja.

Dziwny oddział zaczął przeszukiwać budynek. Smith w końcu zorientował się, co mu nie grało w żołnierzach MP: byli uzbrojeni w niemieckie Schmeissery. biorąc pod uwagę to, że mówili po niemiecku, okazało się, że to agenci! Do spółki z profesorem uznali, że muszą uciekać, jednak grupa poszukiwacza, rozglądająca się za uśpionym agentem Blumbergiem, rozpoznała ich i wywiązała się walka. Co gorsza, jeden z Die Ubersoldaten dostał się na piętro i wspomógł swoich kompanów strumieniem płynnego ognia! Starcie było szybkie i brawurowe, pełne uników i strzałów zza rogu, eksplodujących gaśnic i rozpaczliwego sprintu tuż przed czołem fali ognia.  Koniec końców celny pocisk Smitha eksplodował kanister z paliwem i pożar objął całe piętro.

Ukrywszy się w pobliskich krzakach, Smith i Blaumberg zaczęli się naradzać. Z okrzyków Niemców zrozumieli, że ich rozkazami jest ochrona hangaru 51. Profesor przypomniał sobie, że został on oddany między-uniwersyteckiemu zespołowi, konstruującemu przekaźnik bezprzewodowy, zdolny przesyłać prąd na dalekie odległości. Smith uznał, że "Szkop chcą ukraść cały amerykański prąd!" Tak czy inaczej, dwójka prawdziwie demokratycznych bohaterów uznała, że należy położyć kres temu niecnemu planowi!

Droga przez campus została ułatwiona zdobyciem motocykla i z obowiązkowym koszem i mundurów MP. Po drodze okazało się, że pod adres podany przez Blaumberga podjechał oddział szturmowy i wdarł się do budynku, strzelając do wszystkiego, co się rusza. Dzięki znajomości niemieckiego, bohaterowie ominęli posterunki żandaremerii i dotarli do hangaru. Dookoła niego panowało ogromne zamieszanie: jeździły samochody i ciężarówki, krzątali się ludzie, ogromne reflektory oświetlały plac. Zewsząd dobiegały padające po niemiecku rozkazy i meldunki. Jeden z wartowników popędził dwójkę bohaterów stronę hangaru. Jego pytania zostały uciszone rzuconym przez Smitha: "Mamy swoje rozkazy! Heil Hitler!"

Kiedy bohaterowie znaleźli się w środku, ich oczom ukazała się ogromna, przedziwna maszyneria, sięgająca dwa piętra w górę. Dookoła niej krzątali się naukowcy w białych kitlach. Łut szczęścia sprawił, że jeden z nich wezwał dwójkę "żołnierzy" do pomocy w przesłuchaniu amerykańskich jeńców. Wszyscy udali się na pierwsze piętro, gdzie w szatni trzymano naukowców. Po ich uwolnieniu okazało się, że Niemcy planują przejąć generator dla własnych celów. Powstała myśl, że można skierować wiązkę prądu na Waszyngton, gdzie nie było odbiornika, co wywołałoby burzę z piorunami zamiast deszczu i mogłoby zrównać miasto z ziemią. Jakby na potwierdzenie słów, z megafonów popłynął głos: "Achtung! Achtung Funf minuten!". Gorączkowe konsultacje dały jeden rezultat: aby przeszkodzić planom nazistów, należało uszkodzić szklane przetworniki, umieszczone na samym szczycie konstrukcji. Bohaterowie przebrali się w białe kitle naukowców i ruszyli w tamtą stronę. Gdy dotarli do hali głównej, wjechał do niej osmalony samochód, z którego wysiadła znajoma postać oficera.

Balumberg i Smith ruszyli po schodach na górę, ale zostali zauważeni. Ich śladem rzuciła się grupa Niemców, prująca z karabinów. Dzielny Smith przyszpilił ich do schodów osłaniając Blaumberga, który wziął na siebie zadanie uszkodzenia maszynerii. Ku jego przerażeniu i zdziwieniu, z buczeniem i wyciem przebudziła się ona do życia, otwierając portal! po jego drugiej stronie znajdowała się sala pełna ludzi w białych kitlach, operujących jakąś maszynerią. Pierwszy strzał w przetwornik sprawił, że przejście zaczęło falować. Szeregowi Naziści wycofywali się, ale ich dowódca szedł dalej. Jego kule ugodziły Blaumberga i przed niechybną śmiercią uchronił go tylko eksperymentalny tonik! Mrucząc do siebie: "Heil Hitler... Kiss my ass", Smith wystrzelił serię i położył trupem dowódce nazistów, a potem posłał serię w kierunku drugiego przetwornika. Ku jego zdziwieniu, kule ze Schmeissera ugodziły w techników po drugiej stronie przejścia!

Bez ich maszynerii sterującej, energie zaczęły się krzyżować i interferować. Cały hangar zadrżał. Przejście się zamknęło, ale generatory nadal produkowały prąd, skupiany przez soczewki w jednym puncie. Zapadła przeraźliwe cisza, tłumiąc wystrzały z broni i okrzyki Niemców. Nieziemskie ilości energii zbiegły się w jeden punt, zapanowała oślepiająca światłości i...

Ciąg dalszy, w następnym odcinku!

1 komentarz:

  1. No tak, cliffhanger :). Wszystko niczym komiks z lat 40tych :). Z tymi Niemcami to naprawdę dziwna sprawa w pulpie. Są zwykle głupkami, do tego okrutnymi,a przy tym niekompetentnymi :). Aha i bawią się ogniem.

    Straszne tkwią w nas stereotypy.

    Mam wrażenie, że dociągniesz swoich graczy do świata, który opisałeś w swoim projekcie :). Trafiłem?

    OdpowiedzUsuń