niedziela, 30 maja 2010

[Actual Play] WFRP3 - "There is something in the water" cz. 2

W niedzielę 16 maja poprowadziłem kolejną sesję WFRP 3. Tym razem graliśmy we czwórkę: Arek, Filip, Leon oraz ja. Dalej kontynuuję łączenie ognia z wodą, czyli nowomodny system prowadzę w sposób staroszkolny, zbierając doświadczenia związane z sandboksem. Kilka uwag na ten temat znajdziecie na końcu raportu.

Gracze i bohaterowie
Arek - Gunter, najemnik o zawodnej pamięci.
Filip - Virasaul, elfi typ spod ciemnej gwiazdy.
Leon - Udo, najemnik który dokonał w życiu kilku złych wyborów.

Bohaterowie niezależni
Bezimienny grabarz - na pierwszy rzut oka jąkała i idiota, weteran gwardii Reikslandu.
Mistrz Nikolaus - zielarz i alchemik amator, który odkrył spisek trucicieli studni.
Marta i Fritz - nieprzyjemna obsługa karczmy "Na rozstajach"

Bohaterowie zebrali się w karczmie, gdzie nocowali, aby omówić dostępne opcje i wprowadzić Uda w sprawę. Velador cichaczem znikł, zapewne wracając do lasu, bowiem ten leśny elf nie potrafił się dostosować do życia pośród ludzi, pomimo początkowej fascynacji. Kiedy wyjaśniono wszystkie aspekty sprawy, Gunter i Virsaul postanowili zawitać wreszcie w progi zielarza. Do "delegacji" wyznaczono Uda i Virasaula, Gunter wolał się nie pokazywać, ze względu na to, jak urządził Kurta Rachmanna, subiekta w sklepie zielarskim.

Rozmowa z Nikolausem okazał się przyjemna i dosyć owocna. Zielarz opisał jak domyślił się, że truta jest woda w studniach, przeprowadził własne badania i postanowił zwalczać trutkę za pomocą zielnego antidotum. Virasaul zobowiązał się do przejęcia obowiązków Kurta w tej materii, czując odpowiedzialnym za nocną omyłkę.Mistrz Nikolaus wyjawił, że jego badania dały dosyć sprzeczne rezultaty. Zdaje mu się, że trucizną może być metal lub jakaś substancja chemiczna. Dokładniejsze badania mógłby przeprowadzić alchemik, jednak Mistrz Przemian Johannes z Weiltelbergu słono liczy sobie za swe usługi i w chwili obecnej jego pomoc jest nieosiągalna. Bohaterowie wypytali o jeszcze kilka szczegółów, a potem udali się do karczmy, z zamiarem odpoczęcia i podjęcia nocnej misji.W tym czasie Gunter zaszedł do karczmy, w której Justine została uraczona feralnym posiłkiem. Dyskretna obserwacja połączona z sączeniem piwa wykazała, że klientelą lokalu są osoby majętne, chcące zjeść dobry posiłek, porozmawiać z przyjaciółmi czy zakulisowo ustalić pewne rzeczy.

Wieczorem nadeszły silne mrozy. Noc okazała się być mordercza dla każdego, kto pozostał na dworze, a w pokoju bohaterów zamarła nawet woda w balii. Z tego powodu postanowili nie ruszać na badanie studni, a wychynęli z pokoju dopiero nad ranem, aby uraczyć się ciepłym posiłkiem i ogrzać przy ogniu. Mając przed sobą cały dzień, bohaterowie zdecydowali, że ruszą tropem porywaczy zwłok.Zawiódł ich on na cmentarz, którego jedynym opiekunem był grabarz. Ów biedny człowiek mieszkał w walącej się chacie na terenie nekropolii, miał problemy z mówieniem, był kulawym jąkajłą, któremu z litości powierzono obowiązki dbania o groby. Nie widział nie słyszał żadnych hen cmentarnych. Po dłuższej "rozmowie" Udo zorientował się, że ów biedak był kiedyś jednym z Gwardzistów Reiklandu, jednak niefartowny cios maczugą w głowę pozbawił go rozumu, zdolności mowy i widoków na karierę najemnika. Jego najcenniejszym skarbem był dwuręczny miecz, który przechowywał w skarbcu pod barłogiem.

Czasowa mogiła okazał się nienaruszona,.ale oględziny mauzoleów pozwoliły odkryć to, z którego wyniesiono ciała. Na miejscu bohaterowie znaleźli także przeciętą rękawicę ze skóry, co mogło sugerować, że jeden z rabusiów został zraniony w dłoń.

Bohaterowie ruszyli z powrotem do miasta. Po drodze Virasaul wstąpił do oberży na drodze wylotowej i próbował wydobyć jakieś informacje od obsługi, jednak ani kelnerka Marta, ani karczmarz Fritz nie byli zbyt chętni do rozmowy. Tego wieczora bohaterowie postanowili się rozdzielić i obserwować studnie na przedmieściu. Był późny wieczór, kiedy przy ujęciu wody nad którym pieczę sprawował Gunter zaczęły gromadzić się jakieś postacie. Żadna z nich nie wyglądał jak normalny człowiek.Niektóre kulały, inne powłóczyły nogami, utykały, jeden z nieznajomych poruszał się na wózku. Każdy ze zgromadzonych ubrany był w łachmany, obwinięty szmatami, otaczał ich smród zgnilizny.W pewnym momencie ich przywódca zaczął przemawiać, nawołując do zemsty na tych, którzy wypędzili ich z domów, odebrali im godność, odarli z człowieczeństwa i Gunter zdał sobie sprawę, że to trędowaci. Rzucił się pędem po przyjaciół, którzy szczęściem znajdowali się w okolicy. Zlazłszy Uda, kazał mu biec po Virasaula, a sam zawrócił i skierował się ku swojej dawnej kryjówce. Niestety, nie skradał się dość dobrze i został odkryty przez zgromadzonych, którzy rzucili się nań tłumnie. Najemnik jął się opędzać i bronić, ale w porę przybyli jego druhowie. Udo i Gunter zaatakowali wręcz, a Virasaul zaczął szyć z łuku. Ta broń i jego kunszt okazały się iście mordercze i położyły trupem wielu z chorych. Ci, którzy przeżyli lawinę strzał, zginęli od mieczy i z całej zbieraniny przy swym marnym życiu pozostał tylko jeden, którego oszczędzono, aby przesłuchać.


Zza ekranu Mistrza Gry
Reguły WFRP
- Na spokojnie przeprowadziliśmy walkę wedle zasad WFRP3. Odnoszę wrażenie, że faktycznie, wszystkie jej reguły przemyślano i zrównoważono. Współgrają ze sobą stress, fatigue, kości, karty akcji.Storm of Arrows Filipa okazał się morderczy i zaskakująco skuteczny, ale trzeba przyznać, że śpiewająco przechodził wszystkie testy. Udał mu się nawet ten z 4 challange dice!
- Zasady monster minions diametralnie zmieniają walkę, przyspieszając ją i sprawiając, że bohaterowie są bohaterami. Co więcej, jeśli na ich tle znajdzie się jeden "zwyczajny potwór" (czyli nie osłabiony działaniem tych reguł), widać różnicę i z miejsca urasta do rangi poważnego przeciwnika.
- Pokazałem jak działa mechanika testów przeciwstawnych, chyba się spodobała.
- Mechanizm party tension jest bardzo fajny, ale nie gdy gracze kwestionują jego działanie, co jeszcze bardziej opóźnia i przeciąga dłużyzny.

Sandbox
- Podstawową zaletą sandboksa jest jego nieliniowość. Ogromnie bawi mnie to, jak gracze za każdym razem, uporczywie próbują łączyć wszystkie elementy w jedną całość. Chyba muszą się tego oduczyć.
- Uwaga i poczynania graczy w takiej luźnej formule przypominają mi mojego psa na spacerze. Godziny można strawić na drążeniu jakiegoś nieistotnego szczegółu, który zaprzątnie uwagę drużyny, tylko po to aby bez ceregieli porzucić go dla jakiegoś nowego, ciekawszego tropu.
- Utwierdziłem się w zgodzie ze zdaniem Ifryta, że elementy i wątki można wprowadzać, ale raz na pięć, może sześć sesji należy przykręcić kurek i zrobił małe podsumowanie z uporządkowaniem.

3 komentarze:

  1. "- Uwaga i poczynania graczy w takiej luźnej formule przypominają mi mojego psa na spacerze. Godziny można strawić na drążeniu jakiegoś nieistotnego szczegółu, który zaprzątnie uwagę drużyny, tylko po to aby bez ceregieli porzucić go dla jakiegoś nowego, ciekawszego tropu."

    Heh , mam identyczne wrażenia. Porównywałem ostatnio linowy scenariusz do HEXa, który przeprowadziłem do swoich doświadczeń z sandboksem. Liniowość to dużo większa dynamika, ale kosztem wolności. W sandboksie trzeba się z tym liczyć, że gracze sami sobie tempo narzucają. Czasem nawet może być sennie, choć wtedy sprawny MG może zawsze rozkręcić akcję. Na ostatniej sesji w Sylvanii już miałem spór wewnątrz ekipy pt. "Kuva, ruszmy dupy i coś róbmy, a nie pieprzymy się w tej wiosce z każdym nawet najmniejszym problemem".

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ogromnie bawi mnie to, jak gracze za każdym razem, uporczywie próbują łączyć wszystkie elementy w jedną całość. Chyba muszą się tego oduczyć."

    A w ogóle wiedzą, że grają w sandboxa i jakie są założenia takiej rozgrywki?

    OdpowiedzUsuń
  3. No własnie, wiedzą, ale mają jakąś taką instynktowną tendencję do łączenia wszystkiego w jedną całość. Czasem nawet zdają sobie z tego sprawę... :)

    OdpowiedzUsuń