wtorek, 24 marca 2015

Basic i Advanced w jednym stały domu...

Dobre dwa tygodnie temu zakończyliśmy wreszcie grę w  przygodę Lost mines of Phandelver która stanowi wprowadzenie do piątej edycji D&D. Sesje niestety się przeciągały, skutkiem czego nie miałem poczucia grania w kampanię. Cóż, taki los graczy w średnim wieku z przychówkiem na głowie. Choć Hargrim starał się jak mógł i uwijał ile sił mu starczyło, nie miał szans wobec oporu materiału. Niemniej, przygoda zakończyła się epicko, choć nie do końca zgodnie z planem, ale zabawa była przednia.

Pomimo tego, że nie było mnie na wszystkich sesjach, udało mi się doczłapać do 5 poziomu czarodzieja, co uważam za dość fajne osiągnięcie. Przy okazji udało mi się zrealizować niecny plan o którym nikomu nie wspominałem. Jaki być cel owej makiawelicznej intrygi i na czym polegała? Czytajcie dalej...

Pamiętacie zapowiedzi dotyczące D&D Next? Ideą gry było zgromadzenie przy jednym stole weteranów i nowicjusz, ludzie uwielbiających reguły i grających wedle wskazówek. Fani D&D mieli się zjednoczyć pod jednym sztandarem, i przywrócić dawny blask "matce gier RPG".

Sukces, jakim okazało się wydanie piątej edycji sprawił, że gra nabrała wiatru w żagle. Wróciło do niej wielu weteranów, przebudzili się ludzie, którzy nie grali od wielu lat. Nie ma dnia, by na którymś z obserwowanych przeze mnie forów czy grup nie witał się ktoś, kto "20 lat temu ostro łoił w AD&D" i zobaczył nową edycję w sklepie. Wraz z innymi piernikami wracają do gry i są pozytywnie nastawieni. Jednak w całej pozytywnej zawierusze było coś, co nie dawało mi spokoju. Choć nowe dedeki są bardzo fajne, to jedna obietnica wydawała się być niepełniona...

Teraz czas na małe wyznanie. Mam problem ze zużywaniem rzeczy. Generalnie, większość moich książek, mint. Niektórych nawet nie rozpakowałem! A że nowe gry RPG coraz bardziej przypominają albumy, są pięknie wydane i cieszą oko forma, z niechęcią myślę o ich zużywaniu. Ot, na starość zaczyna mi odbijać... Dlatego tworząc postać do hargrimowej kampanii wydrukowałem sobie zasady do Basic D&D, oprawiłem w koszulki i okładkę i postanowiłem grać na nich. Stwierdziłem, że nie wchłonę wszystkich informacji z Player's Handbook, a lepiej przyswajać je po kolei od niezbędnych podstaw (Basic D&D) przez pełną wersję (Player's Handbook), aż po zaawansowane (skasowany Advanced Adventurer's Guide) i ewentualne warianty (Dungeon's Master Guide).
podręczników czy gier jest w stanie

I tu na jaw wychodzi mój chytry plan. chciałem też przekonać się, czy gracz grający w oparciu o absolutne podstawy dotrzyma kroku tym, który korzystają z ich pełni, czy nie będzie czuł się gorszy, ograniczony ilością opcji lub rozwiązań. Choć obietnica takie współistnienia różnych stopni komplikacji systemu z czasem znikła z zapowiedzi D&D Next, to wydawała się całkiem możliwa.

Prawda jest taka, że czy autorzy dokonali tego w sposób zamierzony czy nie, da się grać w ten sposób. Prowadząc postać maga ani razu nie odczułem braku featów, czy mocy płynących ze szkół magii innych niż mag bojowy. I choć moi współgracze pełnymi garściami czerpali z zasobów Player's Handbook, to nie odstawałem im na krok. Nieskromnie powiem też, że niekiedy nawet radziłem sobie lepiej (ostatecznie to moja postać dała drapaka z Echo Wave Cave, zabierając na ramieniu brankę... to znaczy koleżankę z drużyny ;) ). Po podręcznik musiałem sięgać z rzadka, głównie dlatego, że kilka czarów z mojej listy zaklęć omyłkowo pominięto w opisie. Błąd ten chyba został już poprawiony.

Innymi słowy, gra sprawdza się na poziomie bazowym i rozbudowanym, a także łącząc jedno i drugie. Gdyby sama piąta edycja nie była tak udana jak jest, to wyczyn połączenia dwóch trybów gry wart jest wspomnienia i pochwały. Zapomniana obietnica została spełniona.

Na koniec drobna anegdota. Jak do tej pory spotkałem się tylko z jedną recenzją, która mieszałaby piątą edycję z botem. Wyszła spod pióra zagorzałego zwolennika i zapalonego gracza w Pathfindera. Jego zarzutem było to, ze została obdarta z mechanicznego rozbudowania, zmniejszono ilość kombinacji i ograniczono liczbę dostępnych opcji. Dla mnie brzmi jak wypunktowanie najmocniejszych cech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz