Pomimo tego, że nie było mnie na wszystkich sesjach, udało mi się doczłapać do 5 poziomu czarodzieja, co uważam za dość fajne osiągnięcie. Przy okazji udało mi się zrealizować niecny plan o którym nikomu nie wspominałem. Jaki być cel owej makiawelicznej intrygi i na czym polegała? Czytajcie dalej...
Pamiętacie zapowiedzi dotyczące D&D Next? Ideą gry było zgromadzenie przy jednym stole weteranów i nowicjusz, ludzie uwielbiających reguły i grających wedle wskazówek. Fani D&D mieli się zjednoczyć pod jednym sztandarem, i przywrócić dawny blask "matce gier RPG".
Sukces, jakim okazało się wydanie piątej edycji sprawił, że gra nabrała wiatru w żagle. Wróciło do niej wielu weteranów, przebudzili się ludzie, którzy nie grali od wielu lat. Nie ma dnia, by na którymś z obserwowanych przeze mnie forów czy grup nie witał się ktoś, kto "20 lat temu ostro łoił w AD&D" i zobaczył nową edycję w sklepie. Wraz z innymi piernikami wracają do gry i są pozytywnie nastawieni. Jednak w całej pozytywnej zawierusze było coś, co nie dawało mi spokoju. Choć nowe dedeki są bardzo fajne, to jedna obietnica wydawała się być niepełniona...

podręczników czy gier jest w stanie
I tu na jaw wychodzi mój chytry plan. chciałem też przekonać się, czy gracz grający w oparciu o absolutne podstawy dotrzyma kroku tym, który korzystają z ich pełni, czy nie będzie czuł się gorszy, ograniczony ilością opcji lub rozwiązań. Choć obietnica takie współistnienia różnych stopni komplikacji systemu z czasem znikła z zapowiedzi D&D Next, to wydawała się całkiem możliwa.
Prawda jest taka, że czy autorzy dokonali tego w sposób zamierzony czy nie, da się grać w ten sposób. Prowadząc postać maga ani razu nie odczułem braku featów, czy mocy płynących ze szkół magii innych niż mag bojowy. I choć moi współgracze pełnymi garściami czerpali z zasobów Player's Handbook, to nie odstawałem im na krok. Nieskromnie powiem też, że niekiedy nawet radziłem sobie lepiej (ostatecznie to moja postać dała drapaka z Echo Wave Cave, zabierając na ramieniu brankę... to znaczy koleżankę z drużyny ;) ). Po podręcznik musiałem sięgać z rzadka, głównie dlatego, że kilka czarów z mojej listy zaklęć omyłkowo pominięto w opisie. Błąd ten chyba został już poprawiony.
Innymi słowy, gra sprawdza się na poziomie bazowym i rozbudowanym, a także łącząc jedno i drugie. Gdyby sama piąta edycja nie była tak udana jak jest, to wyczyn połączenia dwóch trybów gry wart jest wspomnienia i pochwały. Zapomniana obietnica została spełniona.
Na koniec drobna anegdota. Jak do tej pory spotkałem się tylko z jedną recenzją, która mieszałaby piątą edycję z botem. Wyszła spod pióra zagorzałego zwolennika i zapalonego gracza w Pathfindera. Jego zarzutem było to, ze została obdarta z mechanicznego rozbudowania, zmniejszono ilość kombinacji i ograniczono liczbę dostępnych opcji. Dla mnie brzmi jak wypunktowanie najmocniejszych cech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz