poniedziałek, 20 lutego 2012

Co za dużo, to niezdrowo

Życzę większości wydawnictw, które wydaja gry RPG, aby zdechły. Tak, wiem, że brzmi to paradoksalnie, ale słabość rynku widzę w nadmiarze rodzajów, tytułów i przerażającej nadprodukcji materiału.



Większość firm, która wydaje gry fabularne wspiera się inna gałęzią rozrywki: zarabiają pieniądze na książkach, grach planszowych, figurkowych*. Bo z samego RPG bardzo trudno wyżyć, a o przynoszeniu zysków trudno mówić. Proces tworzenia gry jest długi i żmudny, okres zwrotu nakładów powolny. Większość wydawnictw, które chciałyby stać się czymś więcej, niż firmą która mieści się baraku czy wynajmującą pomieszczenia w jakimś magazynie** (broń Boże, nie piszę tego jako obelgi), musi wesprzeć się inna gałęzią hobby.

Sprzedaż systemu RPG opiera się na podręczniku podstawowym. Paradoksalnie, aby utrzymać zainteresowanie grą, trzeba wydawać dodatki. Z nimi jednak jest loteria, bo albo się sprzedadzą, albo nie. Zasad potrzebują wszyscy: gracze i Prowadzący, dodatku o krainach wschodu już tylko część tej grupy. Ale bez takiej publikacji, zainteresowanie grą zaniknie.

Na rynku RPG działa duża liczba wydawnictw. Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że mamy do czynienia z z tortem. Każdy wydawca usiłuje wykroić sobie z niego własny, jak największy kawałek. Problem w tym, że wraz z większą ilością chętnych, ów tort się nie powiększa. To oznacza, że głodnym przypadają w udziale coraz cieńsze kawałeczki.

Te fragmenty to nisze runku: horror, science fiction, fantasy. Te dzielą się na kolejne, mniejsze wnęki: horror gotycki i spod znaku Lovecrafta; hard s-f, Gwiezdne wojny, fantasy s-f; dark fantasy, high fantasy itp. Problem polega na tym, że z takiej wnęki nie ma jak wyżyć, a do innej nie ma jak wskoczyć, bo siedzi tam sąsiad. Na swoim będzie się bronił zaciekle, ale na analogiczny "wjazd" nie ma sił. Trwa więc wegetacja, nikt nie może rozwinąć skrzydeł, wprowadzić w życie światłych planów.

Dlatego życzę większości wydawnictw RPG aby zdechły. Niech zostaną te najsilniejsze, będą wtedy mogły zrobić jedną z dwóch rzeczy. Po pierwsze, rozwiną swoja markę: gracze głodni giwer zapłacą za dodatki, a dzięki nim powstaną kolejne, lepsze. Druga możliwość, firmy które przetrwają, te silne i odporne, będą w stanie zając pozostałe nisze. I znów, mając większe kawałki tortu, będą w stanie lepiej wykorzystać potencjał, dzięki większym zyskom.

Jest jeszcze jedna rzecz w tym całym galimatiasie. Czy naprawdę potrzebujemy osobnych systemów do horroru gotyckiego, gore, zombie czy HPL-a? Czy tych wszystkich odmian, w gruncie rzeczy różniących się w kosmetycznych detalach, nie można odwzorować jedna, porządna grą? Po cholerę nam kieska mechanika o robotach, kiedy mamy uniwersalną do zero-jedynkowego Cyberpunka? Wolę aby wygrała ta druga: jest bardziej wszechstronna, jak będę chciał zagrać we Wrzecionie z gibsonowego "Neuromancera" to po prostu tam osadzę przygodę i nie będę musiał się męczyć z konwertowaniem czegoś, co w podstawowej wersji jest trudne do ogarnięcia.

Co za dużo, to niezdrowo. Im więcej wydawnictw, tym są słabsze i maja mniejszy potencjał. Dlatego, niech zostaną najsilniejsi na rynku. Ewolucja to dobra rzecz, dzięki niej piszę dla Was, a wy mnie czytacie.

* Mówię tu np o fuzji White Wolf z CCP, ale to akurat najsłabszy przykład. Lepszym byłby amalgamat produktów Fantasy Flight Games, czy Wizards of the Coast. Ale najlepszym uosobieniem jest polityka Mongoose Publishing, gdzie firma jasno powiedziała, że stawia na dywersyfikację produktu, wchodząc w rynek gier bitewnych.

** Takie firmy, które działają na rynku RPG tylko to na przykład Red Brick, która to nie jest specjalnie wielka i non-stop boryka się z jakimiś problemami czy opóźnieniami. Jedynym wydawnictwem, które (chyba) działa tylko na grach fabularnych i dobrze mu się wiedzie, jest Pinnacle Entertainemnt, ale czytają mnie tacy, którzy wiedza lepiej, więc nie będę się mądrzył.

9 komentarzy:

  1. To wszystko chyba jednak działa dokładnie na odwrót...

    OdpowiedzUsuń
  2. Możesz rozwinąć temat? bo z tego co widzę (i na czym opierałem się pisząc), to nakłady są mniejsze, firmy wydają mniej książek/podręczników.

    OdpowiedzUsuń
  3. Problem leży w nadprodukcji podręczników. I nie chodzi tylko o dużą ilość różnych gier, ale również o zbyt szybkie rozwijanie linii wydawniczej. W tempie jeden podręcznik dodatkowy na miesiąc, autorom szybko kończą się pomysły i po kilku latach wydają nową edycję, ewentualnie powydają przedtem trochę śmieciowych produktów. I od nowa. Por. WFPR 2nd edition, czy tzw. D&D 3.0 i 3.5. Przy pierwszej edycji AD&D, TSR przez kilka lat bazowało na "trójcy", wydając jedynie nowe bestiariusze. Pierwszy podręcznik z nowymi regułami (Unearthed Arcana) pojawił dopiero po 6 latach od wydania DMG!

    OdpowiedzUsuń
  4. W ogóle ciekawa sprawa bo zależnie gdzie przyłożysz ucho to tak będziesz widzieć daną sprawę, niby wydawnictwa zmniejszają nakłady, padają i faktycznie na rynku zostają tylko, ale z drugiej strony co jakiś czas wyskakuje jakieś wydawnictwo vide Cyfrografia czy Galmadrin czy inne indie revolution, więc nie można do końca mówić o totalnej dominacji tych pierwszych.
    Fakt faktem w dalszej perspektywie ci duzi mają znacznie większe szanse przetrwać i ich produkty, chociaż Evil Hat czy inny Troll Lord jakoś ciągną w swojej niszy i nie zapowiada się na razie żeby jakiś WotC chciał ich pożreć, sprzedają te kilkaset podów na kwartał i jakoś tam trzymają się na powierzchni.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Paladyn

    Konkurencja wymusza lepszą jakość. Monopol, duopol, czy nawet oligopol zawsze kończy się stagnacją.

    I właściwie co z tego, że nakłady są mniejsze? Wszak jeśli dobrze zrozumiałem, to ubolewasz nad jakością, a nie dostępnością gier.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Dlatego życzę większości wydawnictw RPG aby zdechły."

    Oby! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No cóż. Mimo wszystko wolę różnorodność i jakoś nie wierzę w to, że dwa wydawnictwa, które zostaną, nagle rozwiną skrzydła i zasypią nas bogactwem erpegowym. Równie dobrze, można życzyć upadku wydawnictwom literackim. Niech zostaną dwa. Ich książki zejdą, będą miały więcej pieniędzy. Pozwolą sobie na większe nakłady. Więcej zapłacą pisarzom, tłumaczom etc. Zaraz... Przecież chyba nikt z nas w to nie wierzy?

    OdpowiedzUsuń
  8. Sorry Paladyn, nie zgadzam się z Tobą kompletnie. RPG to po prostu trudny biznes bo bardzo hermetyczny. Gry są pisane dla wąskiej grupy odbiorców i nikt jak na razie nie dał rady zrobić z tego naprawdę masowej rozrywki (no może przełom '70tych i '80tych był wyjątkiem). Popatrz na same podręczniki do dowolnej edycji D&D i zadaj sobie pytanie "Ilu przeciętnych Kowalskich przyczytałoby podstawową trójcę?" Nawet jeden podręcznik do SW to dla przeciętnego obywatela stanowczo za dużo. Szukając rozrywki większość ludzi wybiera po prostu coś łatwiejszego. Moim zdaniem wydawnictwo, które wyda ładne (czymś trzeba przyciągnąć przeciętnego konsumenta) i łatwe (czyt. do nauczenia się w maksymalnie 1-2h) erpegie ma szansę rozkręcić tą branżę podobnie jak obecnie hulają planszówki.

    Po prostu nikt jak na razie nie przemógł tego wąskiego gardła.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Michał

    Wąskie gardło przeszło swego czasu D&D w wersji Mentzera (podejrzewam, że chyba tylko Basic Set). A boom przypadł na połowę lat 80-tych. Sądzę, że co planszówek, to masz rację. Uważam, że wydawcy RPG, jeśli chcą zachęcić masowego odbiorcę, to powinni kierować się raczej do tego targetu niż, dajmy na to, komputerowców. Czyli podstawowe zasady na 10-20 stronach max. i możliwość łatwego modyfikowania zasad przez MG.

    OdpowiedzUsuń