czwartek, 26 stycznia 2012

"Kroniki Doliny Nentir - Skraj Północy" cz.1

Ten post jest raportem z sesji w Swords&Wizardry, a jednocześnie pierwszym z cyklu poświęconych dolinie Nentir. W moim zamyśle ma być ona areną dla przygód które będę prowadził. Chciałbym z niej utworzyć "wspólny świat", w którym wydarzenia z dziejów jednej grupy, będą wpływały na inne i na odwrót.



System: Swords&Wizardry
Gracze: Koval - brat Alvin, bimbrownik i ten ostrożniejszy
Smartfox - Bedwyn, drwal i odważniejszy z bohaterów
Wyposażenie: Podręcznik do Swords&Wizardry, tabele losowe własnej roboty, Google+ Spotkania

Przygody naszych bohaterów rozpoczęły się około piętnastu lat po wydarzeniach wieńczących Marsz Upiornej Brygady. W ich wyniku Dolina Nentir została odcięta od reszty świata. Choć istnieją przełęcze przez które podróżnik pokona Dawnforge Mountains, to nie są na tyle szerokie, aby przeprowadzić nimi wojsko czy chociażby karawanę kupiecką. Biorąc pod uwagę nieliczne wieści napływające ze świata, zasypanie Hammerfast, choć było ogromną tragedią, w szerszej perspektywie nie było takie złe. Dolina Nentir, położona na uboczu i pozbawiona oszałamiających bogactw naturalnych, została zapomniana i potęgi rozszarpujące truchło Imperium Nerath nie pamiętają o niej. Położona z dala i na uboczu, uniknęła wojny domowej, pożogi i zarazy.

Nie oznacza to jednak, że jest miejscem sielskim i idyllicznym. Po dolinie wałęsają się potwory, a ostatnio w Harkenwold miały miejsca bardzo alarmujące zdarzenia. Miejscowy władyka, baron Stockmer został obalony przez uchodźców, których łaskawie przyjął pod swoje skrzydła. Pielgrzymka Żelaznego Kręgu przejęła władzę i wprowadza swoje, bezlitosne porządki. To jednak wydarzenia mające miejsce daleko na południu, w przeciwległym zakątku Doliny Nentir, jeśli patrzeć z perspektywy naszych bohaterów.

Alvin i Bedwyn mieszkają i żyją we wsi Timbervale, położonej na północno-zachodnim krańcu Doliny, u podnóża górskich szczytów. Oto jak opisywałem ją w mailu: Wasi bohaterowie mieszkają w osadzie Timbervale, położnej najbardziej na północ z w całej dolinie. Jest to już teren podgórski: pełen wzniesień i jarów, wąwozów i skał wystających spod ziemi. Dominują lasy iglaste, choć im niżej tym więcej drzew z liśćmi. Puszcze są ciemne i z reguły pokrywają doliny. Ustępują jedynie licznym strumieniom i ludzkiemu wyrębowi. W kniejach mieszka wszelakiej maści zwierzyna: od jeleni i saren, przez zające, list, ptactwo, ale też i wilki. Te ostatnie są szczególnym utrapieniem w zimie, kiedy to podchodzą pod ludzkie domostwa i atakują zwierzynę. Ludzie hodują nieliczne krowy, głównie owce i kozy, które przystosowane są do życia w górach. Późną wiosna wypędza się je na hale, gdzie bytują pod okiem pasterzy rzez całe lato. Wracają jesienią, kiedy zwierzęta się strzyże z wełny.

W okolicach Timbervale znajdują się pola uprawne, choć praca na nich nie należy do łatwych. Domy wznosi się z bali drewna i ociepla mchem, dzięki czemu zawsze panuje w nich aromat igliwia, zima jest ciepło, a w lato chłodnawo. Ich cechą charakterystyczną są spadziste dachy, chroniące budynki od ciężaru śniegu. Zdobią je gonty: rzeźbione i grawerowane gorącym żelazem. Każdy dom ma swój własny, skomplikowany wzór i po nim rozpoznaje się, jaka rodzina w nim mieszka. Chałupy są często przystrajane kwiatami, ziołami, ich ściany są bielone i pokrywane malunkami. Praktycznie każda ma sad lub ogród, będący kolejnym powodem do dumy.

Wieś ma ponad dwustu mieszkańców i leży na szlaku, który niegdyś prowadził do Stonefang Pass. Stamtąd kupcy wyprawiali się nad morze, ale obecnie mało który tam ryzykuje wyprawę. Po dolinie Nentir krąży kilku kupców i mniej więcej wiadomo który, kiedy i z jakimi towarami przyjedzie. Od nich wasi pobratymcy zaopatrują się we wszystko, czego sami nie wytwarzają: czy to metalowe narzędzia, czy sól, przyprawy itp. Najbliższymi sąsiadami są mieszkańcy Mistwatch, miasteczka położonego na brzegu Jeziora Wintermist. Jego nazwa wzięła się od tego, że nad jego taflą ciągną się mokre i wilgotne opary. Mistwatch było niegdyś dużą osadą, ale kilka lat temu spadło na nie potworne nieszczęście, o którym mało kto chce w tej chwili mówić. Niemniej, było to coś naprawdę strasznego: wielu mieszkańców umarło, jeszcze liczniejsi opuścili Mistwatch i przenieśli się gdzie indziej, głównie na południe do Winterhaven i Fallcrest.

Winterhaven wyznacza niejako południową granicę terenów, na które się zapuszczaliście. Już nie wieś, ale jeszcze nie miasto jest zamieszkiwana przez tysiąc osób, w tym wielu wprawnych rzemieślników. Rządzi nim Ernest Padraig, potomek rodu szlacheckiego o bogatych tradycjach, człowiek sprawiedliwy, choć nieco opieszały. Winterhaven ma wiele kamiennych budynków, w tym niektóre części murów.

Jako że zaczęła się zima, a roboty w polach czy przy naprawie spichrza własnie zakończyły, bohaterowie mieli dość dużo wolnego czasu. Alvin, trudniący się produkcją nalewek, postanowił sprzedać je w Winterhaven i zakupić ingrediencje do kolejnych. Bohaterowie zaopatrzyli się na drogę (myśląc, że przewidzieli wszystkie ewentualności), po czym tuszyli na szlak. Już pierwszego wieczora okazało się, że zapomnieli o namiocie, na szczęście Bedwyn skonstruował szałas.

Drugiego dnia bohaterowie skręcili do Mistwatch. Niedaleko osady usłyszeli dziwne chichoty i krzyki z błaganiem o pomoc. Bedwyn podkradł się do przodu i z zagajnika zobaczył dwukółkę handlarza Biurnwiga, którą wybebeszały dwie istoty. Były wysokie i chude, pokryte futrem i z psimi pyskami zamiast twarzy. Bedwyn strzelił z łuku, ale spudłował i istoty rzuciły się na niego. Wielce kolorowy i zabawny opis starcia zamieścił na swoim blogu Smartfox. Polecam zajrzeć tutaj. dość powiedzieć, że po walce której głównym elementem było chronienie własnego zadka, bohaterowie zaszlachtowali gnolle i uratowali kupca. Odwieźli go do Mistwatch, gdzie ten wypłacił im nagrodę. Bohaterowie uczcili ów pierwszy sukces winem i jadłem, po czym udali się na spoczynek. Z plotek, które zainteresowały dzielnych poszukiwaczy przygód, miejscowy władyka szukał wężownika pospolitego, ziela rosnącego na uroczyskach, gdzie wylęgają się jadowite żmije. Biorąc pod uwagę i tak niewesoła opinie o osadzie, aż dziw bierze, że bohaterowie postanowili się tym zainteresować. Na dodatek w ogóle nie mieli pojęcia jak wygląda zioło i wpadli na pomysł, aby je... sfabrykować.

Na szczęście, Bedwyn i Alvin uznali, że sprzedaż nalewek jest ważniejsza od poszukiwań ziół i następnego dnia wyruszyli w drogę. W międzyczasie Bedwyn nabył sobie... konia. Nie był to może rumak bojowy, ale też nie chabeta od pługa oderwana.Podróż przebiegła bez przeszkód ( ach te losowe tabelki...) i dotarli do Winterhaven, gdzie nader korzystnie sprzedali nalewki.

Mieliśmy rozegrać podróż powrotna, ale nagle zrobiło się późno, i G+ uznał, że czas kończyć, rozłączając nam sesję.

Zza Ekranu Mistrza Podziemi
- Każdy z etapów podroży oznaczam innym kolorem, od najciemniejszego, do najjaśniejszego. Bohater który nie dźwiga zbyt ciężkiego ekwipunku w S&W posiada 12 punktów ruchu. Założyłem, że przejście jednego heksu wymaga zużycia 3 punktów. Różne rodzaje terenu zwiększają ten koszt (tu wykorzystuję tabelę z DMG do AD&D 2E), podczas gdy drogi czy ścieżki ułatwiają podróż.

- Spotkania losowe określam za pomocą tabeli  z DMG do AD&D 2E. W ciągu pewnego okresu czasowego istnieje szansa na spotkania, modyfikowana przez rodzaj okolicy. Na razie spotkanie oznacza potwory, ale stopniowo będę rozwijał możliwości, w miarę wolnego czasu i pomysłu na ciekawe rozwiązanie.

- Pogodę losuję za pomocą specjalnej kostki "pogodowej".

- Nagroda od kupca Biurnwiga była rzecz jasna skarbem, jaki powinny mieć przy sobie gnolle, jednak dzikie stwory, polujące zimą z głodu, raczej nie nosiłyby przy sobie gotówki...

- Plotkę o wężownikach wylosowałem, wykorzystując tabelki, tworzone do Evingici, szczególnie tamtejszą tabelę abstraktów.

- Sama sesja miała na celu przetestowanie G+ Spotkania jako platformy do grania w RPG. Nie jestem fanem goplejowania, ale z drugiej strony rosnący nawał obowiązków życiowych i malejąca ilość czasu skłania do wypróbowana takiego rozwiązania. Pierwsze testy wypadły zachęcająco: komunikacja jest płynna, nie ma niejasności, kamerki ułatwiają porozumienie. Pomijając drobne problemy techniczne na początku, wizja, dźwięk i udostępnianie dokumentów działało bez zarzutu. Obawiałem się bardziej skomplikowanej mechaniki i problemów z wyjaśnianiem zawiłości, stąd wybór bardzo prostej mechaniki Swords & Wizardry. Sprawdziła się fajnie, zamierzamy bawić się dalej.  Być może z czasem spróbujemy zagrać w coś bardziej skomplikowanego, po głowie chodzą mi: AD&D, RuneQuest czy Traveller. ale najpierw trzeba zacząć regularnie grać.

1 komentarz:

  1. Kuźwa, tak sobie pomyślałem, że Alvin i Bedwyn są jak Rozum i Serce ze stosownych reklam :).

    Wylosuj plotkę o starej, doskonałej maszynie bibmbrowniczej, która została po krasnoludach. Może wtedy Alvin pogna szlakiem przygody:)

    OdpowiedzUsuń