wtorek, 2 marca 2010
[Actual Play] Savage Worlds - Oko Kilquato
Geneza
Jak zapewne wiecie lub mogliście się zorientować, ostatnio szukam jakiejś ciekawej, zabawnej mechaniki, która byłaby niespecjalnie skomplikowana, dawała szerokie pole do popisu i pomagała, a nie przeszkadzała w prowadzeniu sesji. Chodzi mi też o coś, co nie będzie ograniczało graczy, co nie sprawi, że poczują się ledwie początkującymi miernotami i jednocześnie będzie zabawne w rozgrywce.
W ten sposób właśnie trafiłem na Savage Worlds. Mechanika ta egzystowała gdzieś na obrzeżach moich zainteresowań, głównie za sprawą Savage World of Solomon Kane, ale nie specjalnie się z nią zaznajomiłem. Jeśli nie liczy krótkotrwałej próby prowadzenia na jej regułach PbF-a, byłem całkowicie zielony.
Niemniej, coś się jednak stało i ściągnąłem ze strony Wydawnictwa Gramel Jazdę Próbną wraz z przygodą wprowadzającą Oko Kilquato. Zasadniczo nie planowałem jej prowadzi w Klubie, ale skoro wysypała się sesja WFRP3, postanowiłem spróbować. Zapis tego, co się działo, znajdziecie poniżej:
Graczy zgłosiło się czterech:
Bohaterowie
Filip - Howard Chen, chiński emigrant, doktorant na University of California
Grześ - Harry York, z pochodzenia Anglik, wydziedziczony przez rodzinę, dziennikarz ze skłonnością do mocnych trunków, piszący dla West Coast Evening Mail.
Leon - "Agent" Thomas Sirfreddy, dawniej szpieg i wojskowy, obecnie znudzony prywatny detektyw, czekający na "wielką sprawę"
Jacek - doktor Otto Blaumberg, ekscentryczny naukowiec z zapomnianej katedry uniwersyteckiej w najdalej położonym zakątku kampusu.
Bohaterowie niezależni:
Jose Ortiz - przewodnik i kapitan "Amazonii".
Manolo - herszt rzecznych piratów, wąsaty Meksykanin z tatuażem gołej kobiety na torsie. Figura.
SS Obersturmfuhrer Rudolph Schroeder - dowódca oddziału "archeologów" z SS. Figura.
Tanago - kapłan Kilquato.
In Pulp Style!
Tworzenie bohaterów przebiegło dość sprawnie, tylko dołączający się później Jacek wybrał zmodyfikowaną posta przygotowaną do gry. Postanowiłem, że podczas rozgrywki wykorzystamy kilka ciekawych reguł z "Pulp GM Toolkit", związanych z odwzorowaniem w grze konwencji i "realiów" literatury groszowej:
- Figury nie giną (a gracze nie rzucają na Tabelę Obrażeń), tylko padają nieprzytomni, znikają przysypani gruzem, zawieruszają się w zamęcie.
- Blotki nie dostają bonusów za opadnięcie w kilku Figury.
- Figura walcząca na pięści jest traktowana jak uzbrojona.
Rozdawszy żetony fuksa, kamyki do oznaczania ran i kości, włączyłem fanfary i muzykę ze "Sky Captain and World of Tomorrow" i przenieśliśmy się w lata trzydzieste...
Oko Kilquato
Bohaterowie zostali włączeni w skład wyprawy do Brazyli, organizowanej przez profesora Armbridge'a. Jej celem było odnalezienie słynnego "Oka Kilquato", ogromnego, żółtego klejnotu, wprawionego w bazaltowy posąg boga-aligatora. Wzmiankowali o nim konkwistadorzy i misjonarze, ale kamienia nie udało się nigdy odnaleźć. Obecnie, dzięki wysiłkom poprzedniej wyprawy, zawężono obszar poszukiwań i zdecydowano posła tam drugą ekspedycję. Między wierszami widać było, że zanosi się na niebezpieczną przygodę, stąd nikt z uznanych akademików/archeologów nie kwapił się do podroży. (Obydwaj doktorzy Jonesowie byli zajęci:) ).
Grupa bohaterów miała własne powody, aby uda się do Brazylii: od obiecanych funduszy na badania, przez sowitą pensję, wymarzony artykuł i nagrodę Pulitzera, po zwykłą ciekawość.
Pierwszy etap miał przebiega w miarę spokojnie, był to lot z Kaliforni do Brazylii. Niestety, okazało się, że pilot ("Strzała, jestem Lane Best, Best of the Best") to ekscentryczny pół-przemytnik, który lata istnym złomem. Na pokładzie jego Cesny ledwie starczyło miejsca dla badaczy i ich bagaży (samolot zapchany był dziwnymi skrzynkami, klatkami z kurczakami i innymi, dziwnymi śmieciami). Sam lot obfitował w przygody: burza i silny wicher, zamierające silniki i właz zaształowany na siłę, aby nie otworzył się w trakcie lotu, ale koniec końców aeroplan opadł na wycinkę w dżungli, która służyła za lądowisko. Chwilę po tym Lane wychynął z kabiny, mrucząc, że: "nienawidzi lądowa na trzeźwo" i udał się do kantyny, aby naprawi ten stan rzeczy.
Tymczasem bohaterowie zetknęli się lokalna aurą: ogromną wilgotnością, wysoką temperaturą i komarami. Po bardzo zdawkowej rozmowie z lokalnym staruszkiem w fotelu bujanym, udali się na nabrzeże, gdzie czekał na nich statek "Amazonia". Po drodze doszło do drobnego incydentu z miejscowymi, którzy wymusili zatrudnienie w charakterze tragarzy. Podczas gdy bagaże były transportowane w żółwim tempie na pokład, bohaterowie poznali kapitana "Amazonii", Jose Ortiza i omówili dalsze plany.
Po załadowaniu ekwipunku, statek odbił od brzegu i ruszył w górę rzeki. Podróż przebiegała dość spokojnie, ale nagle Harry zauważył, że śladem "Amazonii" płynie druga, szybsza motorówka. Za jej sterem stał Manolo, herszt tragarzy, a CKM na jej dziobie świadczył, że obwiesie zajmują się także piractwem. Thomas zbiegł pod pokład i przyniósł broń, którą rozdał doktorowi Blaumbergowi i Harry'emu. Rozpoczęła się walka!
Zza ekranu Mistrza Gry
Pierwsza moja walka w Savage Wolrds poszła gładko, przyjemnie i emocjonująco. Mechanika jest prosta i zapamiętuje się ją w trymiga. Co więcej, zasady są szybkie, po kilku rundach gracze już sami wiedzą, co robi, jak działać i pozostaje dobra zabawa. Warto zobaczy ich miny, kiedy wroga Figura otrząsa się z trudem zadanych obrażeń! Sam podział na figury i Blotki ułatwia rozliczanie starcia i je przyśpiesz, na dodatek sprawiając, że wygląda ono jak w filmie akcji.
Piraci przeliczyli swoje siły i zostali pokonani. Niemniej sama walka z Manolo sprawiła, że poleciało kilka żetonów Fuksa. Po zwycięstwie, drużyna przejęła łódź piratów, a ostatniego ocalałego rabusia wrzuciła najpierw do wody, a później do ładowni. Kolejny dzień podroży minął spokojnie, ale następnego na brzegu rozegrała się dziwna scena. Bohaterowie dostrzegli Indian, układających tam zwłoki swoich pobratymców. Ekspedycja wysłana na brzeg stwierdziła, że zmarli oni na cholerę. Łamanym hiszpańskim Thomas obiecał pomoc: poinstruowano tubylców, że mają pi przegotowana wodę, oraz przekazano im spory zapas leków. Wdzięczni Indianie obdarowali Thomasa niebieskim piórem, symbolizującym "przyjaciela rzecznego ludu".
Trzeciego dnia podróży łódź dotarła do wioski Belem, skąd ekspedycja miała wyruszyć na piechotę. Rozmowa z miejscowymi przyniosła kilka dosyć tajemniczych informacji: podobno w świątyni do której zdążali badacze czaiło się zło, a jej kamienie znowu spływały krwią.
Podróż przez dżunglę okazała się trudna, szczególnie zaś dawała się we znaki doktorowi Blaumbergowi i Harry'emu. Osłabieni, wstrząsani drgawkami i lekką biegunką chorowali. Po dniu wędrówki, ekspedycja dotarła do miejsca, gdzie miała przekroczy rzekę. Nurt nie był wartki, woda nie była głęboka, ale most wiszący nad nią został zerwany. Na drugim brzegu coś leżało w zaroślach. Przeprawa i prowizoryczna odbudowa mostu okazały się nie lada wyzwaniem, zwłaszcza, że w rzece czaiły się piranie! Dzikie i żarłoczne ryby skonsumowały jednego z tragarzy i dodatkowo zraniły jeszcze Harry'ego. Na szczęście bohaterowie i ich towarzysze przeprawili się w końcu i znaleźli ścierwo aligatora, rozstrzelane przez naboje kalibru 9mm.
Bohaterowie zdali sobie sprawę, że ku świątyni Kilquato zdąża ktoś jeszcze. W tym przekonaniu utwierdził ich odcisk buta, znaleziony w błocie. I faktycznie, chwilę później napotkali grupę "archeologów" w czarnych mundurach SS! Niemcy ostrzelali drużynę, jednak bohaterowie odpowiedzieli huraganowym ogniem, kładąc jednego z nazistów trupem. Ci wycofali się, nie chcąc angażować w niepotrzebną walkę, skoro stracili przewagę zaskoczenia.
Niedługi czas później, ekspedycja dotarła do doliny. Przecinała ją rzeczka, nad którą wspinał się kamienny łuk, prowadzący do groty w zboczu góry. W wodzie kotłowały się głodne gady. Na mostku stał kapłan oraz związany jeniec, a dookoła zgromadzili się wojownicy kultu aligatorów. Chwilę później, rozpętało się piekło.
Jeniec został strącony w dół, gdzie rzuciły się nań wygłodniałe potwory. z dżungli wypadki Niemcy i zaczęli ostrzeliwać wojowników, którzy ruszyli na nich, wymachując maczetami. Bohaterowie postanowili czekać na rozwój sytuacji, a kiedy bitwa obróciła się na niekorzyść Niemców, uznali, że czas się ujawnić. Niestety, niebieskie piór "przyjaciela rzecznego ludu", które pomogło w Belem, tutaj okazało się bezużyteczne. Strażnicy zaatakowali, a kapłan dał nura do groty. Bohaterowie wygrali tylko dzięki ostatnim żetonom Fuksa i granatom, które zabrali poległemu Esesmanowi. Potem ruszyli w ślad za przywódcą kultu. W środku zastali ciemną pieczarę o podłodze wyłożonej dziwnymi płytkami. Szybko zorientowali się, że należy omijać te z symbolem kłów węży, jaguarów, małp, a iść po tych na których wyobrażono zębiska aligatorów. Grota rozdzielała się na dwa korytarze: jeden prowadził do sali wojowników, drugi do samotni kapłana. W tej pierwszej bohaterowie znaleźli resztki posiłków, połamane ludzkie kości, barłogi i prymitywna broń, w tej drugiej hiszpańskie dublony i duży, złoty krzyż. Nigdzie nie było widać posłania, za to w rogu znajdowała się sadzawka. Po dłuższej dyspucie Howard dał nura, ale kiedy się wynurzył po drugiej stronie, znalazł się w niewielkiej sali. Pełno był w niej złota i skarbów, jednak strzegł jej gigantyczny aligator z jednym, żółtym ślepiem po środku głowy!
Ucieczka nie na wiele się zdała. Bestia ruszyła w pościg i z siłą huraganu uderzyła na bohaterów. Zdawało się już, że to koniec, bo nawet granaty nie były w stanie jej ubi, ale na szczęście na głowę potwora zawalił się osłabiony detonacjami sufit i Kilquato sczezł. W zamieszaniu okazało się, że w zawalonej sali pozostał biedny Chińczyk, ale szczęściem przeżył i został odkopany przez przyjaciół.
Na tym skończyliśmy sesję, a ja przyznałem każdemu z graczy po 3 Punkty Doświadczenia. Mam nadzieję, że niebawem znowu zagramy, ponieważ żywię pewien niecny plan :).
Zza ekranu Mistrza Gry
Już dawno tak dobrze się nie bawiłem, prowadzą walkę. była szybka, brawurowa i mordercza! Może nie był to do końca Indiana Jones, za dużo grantów, za mało pieści, ale miało miejsce sporo brawurowych akcji (rajd Chena z grantami na aligatory!). Co ważniejsze, cho czasem rysowałem mapy sytuacyjne na siatce, nie było żadnego liczenia pól, kombinowania, taktyki rodem z D&D.
Po sesji ledwie mówiłem, byłem zmęczony i zadowolony, dobrze mi się prowadziło, gracze też byli chyba zadowoleni. Mechanika jest prosta, łatwo przyswajalna i pomaga, dając zabawę.
Na następnej sesji chciałbym sprawdzić system "pokerowej inicjatywy", czyli taki, gdzie swoje karty inicjatywy gracze trzymają zakryte, nie wiedząc, w jakiej kolejności będą działać.
Przygoda jest odrobinę nierówna. Wojownicy Kultu aligatora i sam Kilquato wydają się by nie do zabicia (szczególnie ten ostatni), i nawet kilka asów na kościach może nie pomóc.
Najważniejsza pomyłka: przebicie na trafieniu daje tylko jedną dodatkową k6 obrażeń, a nie jedna na przebicie, cho to jest dosyć pulpowe.
W kilku miejscach pozmieniałem przygodę, pomogłem też bohaterom w walce z Wielkim Aligatorem. To z kolei doświadczenie dla mnie, jakich przeciwników nie umieszczać w przygodzie i jak ich "konstruować", aby stanowili wyzwanie, ale nie byli "nietykalni".
Ścieżka dźwiękowa:
- Edward Sheamur "Sky Captain and the World of Tomorrow"
- James Horner "Apocalypto"
Podsumowanie
Savage Worlds wychodzą obronna ręką z pierwszego testu. Mechanika jest lekka, przyjemna i łatwa, nie sprawia kłopotów i nie ogranicza. Jeśli ktoś lubi klimaty Indiany Jonesa, powinien się z nią zapozna. Jeśli Prowadzący szuka systemu heroicznego, dającego szerokie pole do popisu i mieszczącego w sobie wiele różnych, bohaterskich konwencji, nie zawiedzie się. Ja czekam na kolejne spotkanie!
Linki:
Wydawnictwo Gramel
Savage Worlds: Jazda Próbna
Przygoda Oko Kilquato
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzieki wielkie za APeka :) I ciesze sie, ze sie podobalo :)
OdpowiedzUsuńParę miechów temu przerobiłem "Oko" do Hollow Earth Expedition. Jeszcze nie graliśmy, ale sama przygoda jak i AP-ek robią pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńPiotr Koryś A ja dziękuję za wersję testową :). Generalnie, jestem pod wrażeniem, mam nadzieję, że niebawem znowu poprowadzę, poza tym mam w głowie pewien pomysł, który cały czas się rozbudowuje i kształtuje, ale może przerodzi w coś cholernie fajnego :)
OdpowiedzUsuń@Ojciec Kanonik Bardzo dziękuję! Czekam na Twoje boje z przygodą!
A co do samego krokodyla - u mnie krokodyl uciekl, schowal sie, druzyna o nim zapomniala i poszla sie... wykapac w jeziorku.
OdpowiedzUsuńHeh moje pierwsze doświadczenie z SWEXem to przygoda zgoła inna - opowieść o "żołnierzach wyklętych", czyli film wojenny w konwencji easternu.
OdpowiedzUsuńTy miałeś pewnie postaci Novice? U mnie były poziom lub dwa wyższe, więc BG radzili sobie (o ile współdziałali) nawet z komandosami NKWD :).
Mechanika niezwykle miodna, prawda? Rzecz jasna nierealistyczna, ale niesamowicie przyjemna i budząca pozytywne emocje (ilość bojowych "kur...w" rzuconych na sesji była wyjątkowo duża :)).
Czekam na więcej klimatycznych raportów :).
Ja mam kilka pomysłów na SWEXowe jednostrzały, m.in. pokontynuowałbym Warhammera 1940, którego kumpel prowadził na zmodyfikowanej mechanice WFRP.
Smartfox - opowiadaj, bo to ciekawe jest!
OdpowiedzUsuńPiotrze, na swoim blogu mam raporty z sesji (nie daję adresu, bo u siebie nie jestem :)), tag: Weird War II). Sam scenariusz to od 3 tygodni wrzucam na blog. Pewnie jak się uda to w ciągu najbliższych dwu to mi się uda :).
OdpowiedzUsuńW skrócie w scenariuszu dałem upust swojemu zajobowi na punkcie Armii Krajowej, a ostatnio "żołnierzy wyklętych". Powiem tak: połowy tekstów graczy z sesji nie dałoby się opublikować, zbyt emocjonalne i niepoprawne politycznie :))
Pozdr
Ps. Paladyn przepraszam za autoreklamę :).
Wczoraj skończyliśmy nasz pierwszy scenariusz. Wrażenie również pozytywne, każdemu sesja się podobała i spokojnie na podstawie tego co się działo na sesji możnaby zrobić dobry film.
OdpowiedzUsuńMuszę jeszcze sprawdzić statystyki i zasady, bo u nas Szaman nie miał szans, przeżył jedną rundę, przez 9 na k10 Strzelania, Jokerowi + ulubionej broni, ale cóż. Jeżeli chodzi o radość to było jej dużo.