Spośród wszystkich gier RPG największym sentymentem darzę AD&D 2 Edition. Bardzo długo w nią grałem, sporo prowadziłem i większość moich wspomnień związanych z grami fabularnymi wiąże się z tym systemem. Nic dziwnego, skoro Klub był przez bardzo długo ostoją "adeków", sporo moich znajomych w nie grywało, a i ja w zasadzie zaczynałem od nich.
Co więcej, AD&D było dla mnie bramą w gry fabularne. Przeglądając z trudem zdobyte książki "świętej trójcy" doznałem wrażenia, że faktycznie stoję przed niezliczoną mnogością przygód. Otrzymałem do rak narzędzia za pomocą których mogłem wykuwać nowe światy, tworzyć bohaterów, legendy, przygody i codzienne życie setek wyimaginowanych krain. Góry mogły być fioletowe i ośnieżone, dolny głębokie i pełne lasów, rzeki majestatycznie toczyć wody lub porywać ze swoim nutem. Nie było granic, zakazów, nudnej przaśności naszego świata.
Pamiętam też głód informacji, napędzający do czytania kolejnych dodatków, polowania na nie w księgarniach (nie było wtedy internetu, Allegro i tylu gier do wyboru), maniakalnego kserowania i czerpania informacji z każdego zdania. To były czasy... Niekrępowana wyobraźnia mogła zaprowadzić nas wszędzie, nie zwracaliśmy uwagi na kiepską mechanikę, cieszyliśmy się mieczami na +1, z wypiekami na twarzy czekaliśmy na następna sesję.
Pamiętam jedną z nich. To musiała być wiosna, graliśmy na Starówce w Klubie. Prowadził chyba Jarek (człowiek, który zawsze miał na podorędziu jakąś przygodę do Zapomnianych Krain), było ciepło i przyjemnie. W sali było ciemnawo ale choć zaciągnęliśmy kotary, to ostre światło padało na stoły, tworząc dziwaczne wzory. Pamiętam zapach świeżego powietrza i ekscytację sesją. Pamiętam to poczucie bogactwa świata, kiedy pośród lasów Cormanthoru znaleźliśmy ruin Myth-Drannor, a w nim miriady przeróżnych stworów, bestii, potworów i wrogów. Każdy z nich grywalny,oznaczający osobna przygodę, tarapaty, akcję!
Dlaczego o tym piszę? Bo obecnie przeżywam coś podobnego, skupiwszy się tylko i wyłącznie na jednej kampanii. Fascynuję się nią, nakręcam i nie mogę doczekać kolejnej sesji. To rzadkie w moim przypadku. Jest znowu wiosna, moja ulubiona pora roku, kojarząca mi się już chyba na zawsze z Zapominanymi Krainami. W tych dniach nazwy takie jak Waterdeep, Unaproachable East, Lands of Intrigue, Shining South czy nawet Cormyr, Dalelands lub Icewind Dale brzmią jakoś tak magicznie, obiecująco, tajemniczo i ciekawie.
Mam podobnie. Ostatnio gadałem długo z Kanonikiem i jakiś mały setting zrobimy do 2e i pomysł na przygodę w nim. Fajny post!
OdpowiedzUsuń