środa, 2 października 2013

D&D Next, czy D&D Last?

No i stało się. W połowie września projektanci z Wizards of the Coast opublikowali ostatnią paczkę testową zasad nowej edycji Dungeons&Dragons. W tym poście nie będę jej recenzował, spróbuję to zrobić przy innej okazji, ale chcę zmierzyć się z innym zagadnieniem. Czy zbliżająca się wielkimi krokami piąta edycja, zwana potocznie NEXT, nie będzie przypadkiem LAST? Bo wiele może na to wskazywać...



Co było, a nie jest...
Zanim przyjrzymy się piątej edycji, trzeba rzucić okiem na poprzednie. Przy czym, nie będzie to obiektywne spojrzenie. To mój punkt widzenia, który jest o tyle ważny, że stanowi pryzmat, przez który patrzę na D&D Next.

Rzecz jasna, jak Czytelnicy dobrze wiedzą, zacząłem grać od AD&D 2 Edycji. Przez bardzo długi czas AD&D równało się RPG, a hasło "zagrajmy w RPG", oznaczało, przygodę w AD&D. Śmiem twierdzić, że wykorzystaliśmy te grę do cna. Zajeździliśmy podręczniki, przerobiliśmy grę na każdą modłę. Znaliśmy jej dobre i złe strony, wkuliśmy na pamięć pewne partie podręcznika (nieśmiertelne "Saving throws są na 101 stronie!"). Innymi słowy, pieniądze wydane na oryginały i kserokopie zwróciły się. Chyba nawet z nawiązką. AD&D było odporne na głupie pomysły, dość proste w sferze reguł, ale kompletnie nieintuicyjne i wielu miejscach niepotrzebnie udziwnione. Co gorsza, próbowaliśmy grę zastosować tam, gdzie kompletnie nie pasowała, przez co niesłusznie się do niej zraziliśmy.

Potem przyszły czasy trzeciej edycji i Pathfindera. W trójkę na poważnie zacząłem grać bardzo późno. Miałem ogromne problemy z przebiciem się przez mechanikę, nie ogarniałem attack of opportunity, tego że full round action, a innym razem move equivalent action itp. Pathfinder rozwiał pewne rzeczy, inne potwornie skomplikował. Choć na plus należy zaliczyć uporządkowanie sytemu, nadanie mu jednolitej formy, to za wadę uznałbym jego "klocowatość". Reguły namnożone jak kultury bakterii, masa opcji, featów, wyjątków itp. skutecznie mnie zniechęciły. Niemniej, trzecia edycja okazała się tchnąć w starzejący się system nowe życie. Gra, która zdawała się kapitulować w obliczu z popularniejszym i bardziej modnym WoD-em, powróciła i na kilka lat zdominowała rynek.


Ta złota era zakończyła się wraz z wydaniem czwartej edycji. Jak poprzednie z reguły przyciągały nowych ludzi (amortyzując odpływ hardorowców poprzednich edycji), tak najnowsza odsłona D&D podzieliła fanów. Być może zmiany były zbyt radykalne. Być może przyszłą za szybko. A być może trójka za bardzo przypadła graczom do gustu. Dość powiedzieć, że wraz z czwartą edycją zaczął się schyłek D&D. Osobiście, lubię czwórkę, ale jestem świadom tego, że moi gracze (z Encounterów) nie traktują jej jako pełnoprawnego RPG, a planszówkę z dużą dozą odgrywania postaci. Taki bardziej roleplejowy Descent.

Jedność?
D&D Next ma położyć kres temu podziałowi. Ma przyciągnąć do stołu ludzi, którzy wzruszyli ramionami i grają w swoją ukochaną edycję, a także ma z powrotem zagonić na pastwiska WotC trzódkę, która obecnie pasie się po drugiej stronie wzgórza, gdzie pilnuje golem Paizo. To trudne zadanie, bowiem owieczki się rozproszyły, a każda mocno trzyma swojej kępy trawy. Nie wiadomo, czy poleci na sałatę. A stawka jest wysoka. Po pierwsze, gracze stracili zaufanie do WotC. Ile razy można się nabrać na to samo? Kiedy czytam, że ma to być ostateczna edycja, że The Sundering to ostatnie wydarzenie, jakie wstrząśnie Zapomnianymi Krainami, czuję się robiony w bambuko. Poważnie? Założę się o pensję mojego byłego współpracownika, że za cztery lata wyjdzie edycja 5.5. Autorzy naprodukują dziwactw w książkach i znowu trzeba będzie czyścić Faerun za pomocą odgórnego eventu. Spójrzcie na komiksy DC.

Ściągnąć graczy ma nostalgia i budowana na niej nowość, ale w starym klimacie. To karkołomne zadanie, gorzej że jest to wymyślanie koła od nowa. Skoro Zapomniane Krainy mają wrócić do klimatu z pierwszej edycji, to... nie lepiej grać na pierwszej edycji? Zwłaszcza, że podręczniki wróciły do sprzedaży elektronicznej. A może znowu znikną? To by było chamstwo, podobnie będzie, jak zostaną zdjęte narzędzia do czwórki... A wtedy ja się wkurzę, choć niewiele brakuje do tego już teraz.

Odbudowanie fandomu D&D robi się coraz trudniejsze, bo do etosu odwołuje się coraz liczniejsza konkurencja. OSR, Pathfinder, reedycje starszych wersji i najnowszy gracz na rynku, 13th Age. Obawiam się, że sytuacja matki wszystkich gier jest niewesoła, a równia jest pochyła. Stąd otwarte bera testy, stąd pisanie gry pod publikę. A skoro WotC robi coś takiego,to sprawa musi być poważna.

All hands battlestations!
Nie tylko ja zdaję sobie sprawę z tego, że D&D jest w opałach. Spójrzmy na ostatnie dwa, trzy lata. Wszystko zaczęło się od sond i pytań do graczy. Potem zaczęto zamykać wszystkie projekty, nie związane z głównym nurtem prac zespołu, na przykład virtual table. Doszło do czystki w szeregach projektantów, a polecieli głównie ludzie związani z obecną formą czwórki na przykład Bill Slavicsek (szef departamentu), czy Rich Barker. Ściągnięto Monte Cooka, ale ten odszedł (nie jestem specjalnie jego fanem, więc nie płakałem). Potem zaczęło się przerzucanie zasobów ludzkich: kolejni dobrzy pisarze byli angażowani na 150% w D&D Next, anulując swoje kolumny na stronie WotC, poświęcając się w pełni nowej edycji. Chris Perkins czy Shelly Manzzanoble potrafili nakręcić atmosferę lub podsunąć ciekawe rady. Znikły comiesięczne kolumny Eye on Dark Sun i Eye on Eberron. Apogeum nastąpiło kilka dni temu, gdy ogłoszono zawieszenie wydawania Dragona i Dungeona. Na czele działu Zapomnianych Krain stanął Ed Greenwood, jedyny człowiek, który wie, jak z Faerunu z powrotem zrobić Fearun.

Wychodzi na to, że wszystkich zagoniono do roboty nad piątą edycją. Nie zdziwię się, jeśli testują ją nawet sprzątaczki. To świadczy o jednym: w WotC panuje desperacja. D&D Next to być albo nie być dla firmy i dla marki. Jeśli nie osiągnie postawionych celów, a te są cholernie ambitne, Hasbro  zakręci kurek z pieniędzmi i ostatni zgasi światło. W biznesie nie ma świętych krów, dobitnie świadczy o tym upadek TSR.

Zwycięstwo albo śmierć (i reinkarnacja)
D&D Next, czy piąta edycja, musi zamieść konkurencję tak, jak zrobiła to trójka. Musi zbić inne gry z pantałyku fajną mechaniką (tylko czy czwórka właśnie nie miała być taka?), stać się platformą dla innych wydawców jak uczynił to OGL. Tyle że minęło prawie piętnaście lat, a rynek znowu diametralnie się zmienił. Pathfinder okres szczytowy ma za sobą, ale nadal się trzyma i ma za sobą liczną rzeszę fanów. Nowym graczem na boisku jest 13th Age, przez niektórych określany jako "dedeki z oficjalnymi zasadami domowymi", przez innych jako "duchowy spadkobierca d20". Co da nam piata edycja, czego nie dały te gry? Siła marki? Nie należy jej lekceważyć, ale nie należy też na niej się opierać.

Jeśli piąta edycja nie odniesie sukcesu, będzie ostatnią. 40 lat to sporo, być może czas przekazać komuś pochodnię. Wiem, że z mojego posta bije pesymizm, ale obawiam się, piąta edycja ma sprostać zbyt wyśrubowanym wymaganiom. A jej niepowodzenie będzie oznaczało koniec D&D. Sporo nam obiecano (modularną budowę mechaniki, kompatybilność stylów gry, powrót do korzeni hobby), co z tych obietnic wyjdzie w wersji finalnej? Będziemy wiedzieć za rok. Istnieje spora szansa, że gra odniesie sukces finansowy, przynajmniej "święta trójca" i podręcznik do Zapomnianych Krain. Oby to wystarczyło korporacyjnym księgowym. Bo nie sadzę, aby piąta edycja zdominowała rynek, jak trzecia. Choć z drugiej strony... rynek się kurczy, zadanie będzie ułatwione.

Nawet, jeśli D&D jako D&D nie przetrwa, to będzie miało miejsce w pamięci i sercach graczy, a także kilkoro następców. Choć skrycie liczę, że nie będzie aż tak źle...

8 komentarzy:

  1. Jako fanatyk, rozumiem pesymizm.
    Aż tak bardzo nie siedzę w Lochach i Smokach, ale wydaję mi się - takie przeczucie, że WotC jakby nie wyciągnęło wniosków z rozdrobnienia się potencjalnej grupy odbiorców.

    Myślę, że zamiast na mechanice powinni się bardziej skupić na świecie. Bo tylko on może spowodować, że ludzie będą chcieli grać w D&D. Nie mechanika, ale Zapomniane Krainy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie ciekawi jak podejdą do kwestii otwartości licencji. 4e czy OGL? IMO siła 3.X tkwiła i tkwi w różnorodności, również gier 3rd parties. Nexta na 95% nie kupię, ale ucieszyłbym się gdyby był na otwartej licencji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Next korzysta głównie z rozwiązań AD&D oraz 3.X, z kilkoma poprawkami z 4ed co daje mu dużą bazę osób które mógłby zainteresować. Ostatecznie przekonamy się za rok, choć ja widzę że jeśli nie zaczną wskrzeszać settingów innych niż Forgotteny... No cóż, prowadzić wtedy to będą tylko ludzie jak ja. Ale mam miły akcent - moja 12letnia bratanica łapała zasady playtestów po pierwszej sesji, także jest nadzieja na nowe pokolenia graczy. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko mi się wydaje że nowa edycja przypomina potwora doktora Frankensteina? Cel jej powstania też jakby bardziej nekromantyczny - wciąż pojawiają się stwierdzenia o przywróceniu dawnej świetności czy wskrzeszeniu. Mam wrażenie że WotC z DnD jest dziś w bardzo podobnej sytuacji co RIM ze swoim BlackBerry -mieli produkt i doskonałą markę, do której należała spora część rynku, ale przez błędne decyzje i brak reakcji na zmiany w rynku wszystko szlag trafił. A teraz próbują to desperacko odzyskać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Paladynie, mam dziwne wrażenie, że zgadzamy się w swoich artykułach, ale ja nie o tym chciałem... Powiedz ty mnie, Paladynie, jak się zapatrujesz na sprawę nowych settingów dla D&DN? Zapewne nic nowego się nie pojawi, ale... jaki świat powinien dać nam Wizard (oprócz tych, które znamy) - aby powrócić na szczyty popularności?

    OdpowiedzUsuń
  6. Podstawowym settingiem piątej edycji ma być Forogtten Realms i nie sądzę, aby szybko zdobył sobie konkurencję. Po pierwsze, hasłem tej edycji jest jedność, a więc rozbijanie fandomu na settingi będzie czymś, czego projektanci będą unikać. Po drugie, niespecjalnie jest co wznawiać: Dark Sun był w czwartej edycji i się sprzedał, ale tak szybko sztuczka się nie uda. Poza tym, jest zbyt niszowy. Eberron tak samo, fani Greyhawka, Dragonalnce, Mystary siedzą w swoich światach i niespecjalnie potrzebują nowości, zwłaszcza, że w sporej części są tożsami z OSR-owcami. Ravenloft i Planescape mają zbyt mały zasięg, innymi sowy pozostaje FR.

    Z nowymi settingami nie jest łatwo, siłą nostalgii jest w tym przypadku ogromna i nieprzezwyciężona. Eberron jakoś rynku nie zawojował, dolina Nentir i Nerath jakoś nie wdarły się na listy przebojów, ba planowany campaign setting się nie ukazał.

    Dlatego sądzę, że pod sztandarem piątej edycji będziemy wędrować po n"nowych-starych" Zapomnianych Krainach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakkolwiek Twoje spostrzeżenie w poście są ciekawe, to jednak wydaje mi się, że zanadto dramatyzujesz. Moim zdaniem to nie jest być albo nie byc dla D&D. Nawet jeśli gra nie osiągnie zamierzeń twórców (moim zdaniem nie ma na to szans), to czy tak trudno sobie wyobrazić, że po prostu spadnie kilka "szczebli" niżej. Wiele gier wiedzie właśnie taki "żywot" i nikogo to nie boli (vide Earthdawn). Być może byłoby to dla niej nawet z pożytkiem, bo Hasbro/WotC nie wydawaliby co miesiąc tony, w większości niepotrzebnych dodatków. Pytanie tylko czy dla takiego korpo-giganta jak Hasbro taki produkt miałby rację bytu.

    OdpowiedzUsuń