czwartek, 6 października 2011

Zmiana klimatów

Post ten oryginalnie zacząłem pisać w styczniu 2009 roku, więc odnośniki czasowe są mocno zdezaktualizowane. Ma charakter luźnych rozważań, egzegezy, niż poradnika. Ale idea pozostaje niezmienna. Wbrew fluktuacjom klimatu...

Do napisania tej zainspirował mnie Ifryt, z którym rozmawiałem wczoraj na temat Pathfindera.

Zasadniczo moja fascynacja RPG jest niezmienna, choć niekiedy jej natężenie się wzmaga lub opada, to od lat pozostaję fanem tej rozrywki. Być może jest tak na przekór trendom: to RPG wchodzi do kręgu kultury popularnej, innym razem jest niszą w dalekim zakątku piwnicy. Niemniej, w samej tej dziedzinie, a to nachodzą mnie klimaty na coś, a to na coś innego.

W pewnym sensie moje fascynacje są powiązane z porą roku i pogodą. Kiedy mamy wiosnę, zawsze ciągnie w stronę jakiegoś epickiego, radosnego, bohaterskiego fantasy, na przykład takie jak Dawnforge. Latem, kiedy zaczynają się upały, z łezką i szelmowskim błyskiem w oku myślę o Dark Sunie. Jesień nieodmiennie kojarzy mi się z Warhammerem, a zima... W zasadzie w zimę nie mam jakichś precyzyjnych preferencji. Zmienność taka jest o tyle nieprzyjemną dolegliwością, że niekiedy utrudnia dokończenie rozgrzebanej kampanii, czy przygody.

Ale nie o tym mowa.

Rzecz, która mnie zastanowiła, to zużywalność konwencji. Im ściślej określony temat i nastrój gry, im sztywniejsza konwencja, mocniej narzucone realia, tym szybciej się one znudzą. Dla przykładu, po trzech, czterech sesjach w Dark Heresy, "ponura przyszłość w której jest tylko wojna", spiskowa osnowa, gotycka, duszna atmosfera zaczęły mnie nużyć. To, co kiedyś uznawałem za główny atut systemu, stało się kula u nogi. Zastanawia mnie, dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić?

Odpowiedź na pierwsze pytanie zasadniczo wydawała mi się bardzo prosta: problem tkwi we mnie. Jestem człowiekiem, który dość szybko się w coś angażuje, a potem traci zainteresowanie. Taki, klasyczny "słomiany zapał". Są pewne rzeczy, do których jest on stały i niezmienny (Ravenloft), ale poza pewnymi wyjątkami nadaję się do prowadzenia krótkich, intensywnych i szybkich kampanii w ciekawostki. Tutaj zdziwił mnie Ifryt, który przyznał się, że "poczuł znużenie Warhammerem, poza tym lubi zmiany i nowinki". Aha, zatem nie jestem sam! Skąd zatem bierze się to znużenie jedną konwencją? Bo nie jest ono czymś szczególnym, jak się okazuje. Być może to kwestia osobnicza, a być może i nie. Są osoby, które potrafią po "X" lat siedzieć w jednym temacie, niezmiennie się nim fascynując (wystarczy spojrzeć na blog Bell of the Lost Souls"). Tylko im pozazdrościć.

Skoro odpowiedź na pierwsze pytanie pozostaje niekreślona, można pokusić się na znalezienie rozwiązania zagadki: "Co zrobić, aby się nie znudzić jednym klimatem?". Jak nie ma niczego złego w różnych zainteresowaniach, to podczas prowadzenia kampanii zmiana nastroju może zburzyć cały, misternie konstruowany nimb wartości. Dobrze, jeśli zmiany "klimatu na coś" mieszczą się w pewnych ramach. Przerobiłem coś takiego w trakcie mojej kampanii w Forgotten Realms, gdzie poprowadziłem ich wersję low fantasy, potem klimaty afrykańskie w oparciu o Nyambe: African Adventures, baśniowe, mityczne czy inne. Udało się je wprzęgnąć w jedną konwencję, dzięki czemu, mam nadzieję, że gracze się nie nudzili. Gorzej jednak dzieje się wtedy, gdy Prowadzącego lub graczy nachodzi faza na coś innego.

Dlaczego tak się dzieje? Być może chodzi o znużenie materiału. Nowe przygody i nowi bohaterowie stają się ograni. Dawniej ciekawy układ powszednieje, konwencja staje się ograna. Zwłaszcza, że choć różne, kampanie obracają się mniej więcej w jednym rejonie: fantasy. Kiedy obserwuję blogi i raporty z sesji, uderza mnie, że stanowi ono jakieś 75% wszystkich gier. Od roku gram w Kingmakera, na sesjach bawię się fenomenalnie, podczas walk trzeba kombinować, spotykamy wiele ciekawych sytuacji, rozwiązujemy problemy, ale nie miałbym ochoty grać w kolejną kampanię fantasy. Ani tym bardziej prowadzić, ponieważ jest tyle rzeczy i światów oprócz smoków, jednorożców, magów i barbarzyńców, których od dawna nie odwiedzałem.

Rozwiązaniem wydaje się być granie krótszych kampanii. Pół roku, rok, około piętnastu spotkań to chyba czas odpowiedni, aby wciągnąć się w nową rzecz, związać z postaciami i sytuacją, ale jeszcze nie znudzić konwencją. Pytanie, czy wszystkim to odpowiada? We wstępie przywoływałem przykład ludzi, którzy od lat siedzą w jednym klimacie i nie odczuwają nim zmęczenia. Czy takie osoby da się namówić na zmianę? Może być ciężko.

Sposobem na pozostawanie w konwencji jest umiejętne sterowanie inspiracjami. Ilekroć oglądam film fantasy czy słucham muzyki zahaczającej o takie rejony, znika niechęć czy znudzenie gatunkiem, a zaczynają napływać pomysły. Jutro mam przedostatnią (w moich zamierzeniach) sesję Forgotten Realms. Nie jest tajemnicą, że miałem momenty wzlotów i upadków, nosiłem się z zarzuceniem kampanii, zwłaszcza, gdy pewna osoba zaczęła sprawiać poważne kłopoty. Bywa tak, że nie myślę nad nią tygodniami, ale teraz, kiedy ze słuchawek płynie muzyka Rhapsody of Fire przed oczyma znowu przesuwają się legendarne krajobrazy i mityczne pomysły. Rzecz jasna książki, komiksy, muzyka, film i gry to dość ograne źródło inspiracji. Ja osobiście mam jeszcze kilka.

Pierwszym z nich jest granie u innych Prowadzących. Często miewam tak, że jakiś drobny szczegół, opis czy sytuacja inspiruje mnie do stworzenia czegoś własnego. Takie ziarenko staje się zarzewiem nowego, mojego pomysłu.

Inna sytuacja to moment, kiedy myślę: "Chwila, to by się dało zrobić inaczej. Ja bym poprowadził to tak..." Być może chodzi tu o różne wizje, czy kładzenie nacisku na inne aspekty opowieści, ale takie podejście potrafi wyciągnąć z jednego pomysłu kompletnie niespodziewany aspekt. Fakt pozostaje taki, że inspiracja konkurencją napędza kreatywność jak mało co.

Można powiedzieć, że dawniej, kiedy na rynku mieliśmy tylko jedną czy dwie gry fabularne, było łatwiej. Grało się w fantasy, bo tylko ono było. Mnie osobiście drażni miotanie się od Sasa do Lasa, ale chyba trzeba zaakceptować "szerokie horyzonty" i nauczyć z nimi żyć.

Właśnie... Traveller, Savage Worlds, Neverwinter, czy Dresden Files?


6 komentarzy:

  1. Zakrzyknąłbym Neverwinter gdyby nie fakt, że mam tak jak Ty i granie w kółko to samo mnie z czasem nudzi. Po zakończeniu dość intensywnej kampanii FR 3.0 chyba zbyt szybko zacząłem prowadzić ponownie FR i czuję lekki ból gdy myślę o ponownym odwiedzaniu tego świata. Na szczęście w tym tygodniu nie wszyscy gracze mają czas więc będę miał okazję poprowadzić jednostrzała 3.5 w Greyhawk, typowo low-magic z możliwością kontynuacji.

    Na szczęście nie mam aż takich problemów z wyborem gry bo jestem zatwardziałym dedekowcem i mogę wprowadzać u siebie jedynie zmiany w ramach tego systemu.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Paladyn

    Może spróbuj wybrać grę, która z założenia charakteryzuje się mniejszą abstrakcyjnością, jeżeli chodzi o postacie. Coś w stylu nWoD-a mortalami, Cthulhu z małym natężeniem macek (nie wiem jak pod tym względem wygląda wspomniane przez Dresden Files). Ogólnie chodzi mi o coś, gdzie BG są po prostu zwykłymi ludźmi, bez super mocy czy treningu ninja assassina. Mnie takie gry, choćby miało to być tylko kilka sesji, zawsze przywracają do pionu.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Paladyn

    Mam bardzo podobnie, jak Ty - zwłaszcza w ostatnich latach aktywnego grania system często nudził mi się po kilku sesjach. A to drużyna nie podpasowała, a to mechanika okazywała się za bardzo skomplikowana (albo rozstrzelona z opisem świata). Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem są właśnie małe, zamknięte kampanie - właśnie ze względu duże szanse na rozegranie całości w kilka miesięcy, zanim gra zacznie nudzić.

    Z takim stylem jest związany jeden problem - rozwój bohaterów. Co by nie gadać, ludzie lubią widzieć jak postać urasta w siłę, a w takim D&D w czasie tuzina sesji nie bardzo da się awansować zbyt wysoko (przynajmniej nie bez zmian w mechanice). Dlatego takie kampanie widziałbym raczej z systemami, które mają powolny mechanizm awansu - CP2020 to chyba najfajniejszy tego przykład.

    A odnośnie ostatniego zdania Twojego postu: SW, jeśli to Nemezis - a jeśli nie, zdecydowanie Dresden Files :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W D&D spokojnie daje się awansować dość szybko ale wtedy sesje muszą byc nastawione na kilka potyczek o SW drużyny lub (2-3)+ Wiem bo ostatnio w ciagu 11 sesji doturlałem herosów do 9 poziomu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba muszę chwilę odpocząć od fantasy. Kocham D&D, uwielbiam te światy, ale w ciągu ostatnich trzech lat poprowadziłem w nich trzy kampanie. Muszę złapać oddech.

    Krótkie kampanie są dobrym pomysłem, tylko gorzej będzie z graczami, którzy lubią zżyć się z postaciami. Spotkałem graczkę, która swoją bohaterkę prowadziła lat 'naście'!

    Plan na chwilę obecną jest taki: Dresden Files i mały projekt poboczny (myślę o sandboksie w realiach Nemezis, przyczym wpadł mi w ręce Mongoose Traveller i się zakochałem :)).

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam tak samo, jak Ty. Moim sposobem na podobne problemy stało się ostatnio połączenie na zasadzie kontrastu - długa kampania, a jednocześnie dla oderwania się krótkie jednostrzały w jak najróżniejsze gry. Ostatnio zagłębiłem się w świat gier z 24/48h RPG Contest... :)

    OdpowiedzUsuń