To spotkanie miało miejsc 16 czerwca i było ostatnim przed zaplanowaną przerwą wakacyjną. Lato nie jest dobrą porą na granie i mieliśmy wrócić do naszej elfiej kompanii w październiku. Niestety, wiele wskazuje na to, że do końca roku nie zagramy, a być może przerwa będzie dłuższa, WAŻNE SPRAWY stanęły na przeszkodzie, ale mam nadzieję, że tę opowieść jakoś dokończymy. Teoretycznie jest pomysł grania przez sieć, ale w przypadku naszej drużyny dochodzi aspekt spotkania w gronie znajomych i nie wiem, czy będziemy chcieli bawić się w półśrodki. Może lepiej zaczekać...
W sesji wzięła udział cała drużyna i choć na początku była rozdzielona, to już niebawem wspólnie przemierzała podziemia w trzewiach Thunderspire Mountain. Oto, co się wydarzyło...
Kirian, Athoris i Idranel wspięli się po smaganych deszczem zboczach i znaleźli pieczarę, w której znikła grupa drowów. Założyli prowizoryczny obóz i zaczęli się naradzać, co robić dalej. Z jednej strony gonił ich czas, z drugiej nie chcieli schodzić w głąb labiryntu bez Elanor i pomocy barda - Arjena. Wiedzieli dobrze, że we trójkę mają niewielkie szanse w domu mrocznych elfów...
Tymczasem Elanor obudziła się w sielskiej i wiejskiej okolicy. Czekała na nią gorąca kąpiel i śniadanie. Arjen zabrał ją do swojej domeny i ugościł jak tylko mógł. Na swoich włościach nie był już tak rozkojarzony i dezorientowany. Wyjawił, że szczególnie interesuje go Zielony Cień i często w nim przebywa, skutkiem czego jest "lekko rozstrojony". Wysłuchawszy opowieści Elanor postanowił pomóc w odszukaniu ojca Athoris. Aby nadrobić stracony czas wykorzystał grom, aby dotrzeć na miejsce, gdzie czekała reszta patrolu. Podróż na grzbiecie błyskawicy nie była ni przyjemna, ani łatwa, ale za to... błyskawiczna! Co więcej, dzięki niej Elanor i jej mentor uniknęli problemów, jakie ostatnio trapiły Zielony Cień i przemknęli się po jego powierzchni.
Zebrawszy się na miejscu, bohaterowie postanowili zbadać korytarze i pieczary. Szybko okazało się, że nawet najwyższe warstwy Podmroku są o wiele bardziej niebezpieczne niż podsłoneczna ziemia i równie obce, co Odległe Królestwo. Wędrując śladami drowów bohaterowie natknęli się na kręte korytarze, zapadnie, osuwiska kamieni i dziwne sztolnie. Przemykali się w złowrogim blasku klejnotów, których światło wypacza ciało, przecierali ścieżkę wśród trującej grzybni i unikali mieszkańców ciemności, których głód popychał na polowanie.
Koniec końców drużyna dotarła do korytarza, z sufitu którego zwiał rzemień i dzwonek. Ileż było zastanawiania się nad jego funkcją, celem i przydatnością. Czy był magiczny, świadomy? Czy kryło się za nim coś niewidzialnego? Jaka była jego funkcja? Dlaczego ściana obok była naznaczona cieplnym śladem niewielkiej, grubej dłoni? Bohaterowie zbadali też jego okolicę i okazało się, że korytarz kończy się sztolnią w dół. Dobywało się z niej światło, na dole znajdowała się kopalnia duergarów.
Jeden z krasnoludów wychynął z wyraźną obawą ruszył w stronę dzwonka. Bohaterowie krylu się w załomach i wyglądali zaciekawienie, jednocześnie obserwując bacznie okolicę. Kiedy krasnolud zadzwonił dzwonkiem i dał w długą, wszyscy spodziewali się najgorszego: hord mięsożernych stonóg, potworów z najgłębszych czeluści, demonów. Udręczony krasnolud wrócił do dzwonka, zadzwonił jeszcze raz i odcisnął ślad dłoni na ścianie, a potem uciekł. Pomimo to, nic się nie stało... Cisza zapanowała w korytarzach, z głębi Podmroku nie wychynęły żadne stwory.
Czego bohaterowie się dowiedzieli, to że duergary w kopani trzymały niewolników. Istniało poważne przypuszczenie, że ojciec Athoris jest pośród nich. Choć niechętnie i z obawą, bohaterowie postanowili zbadać tę sprawę i uwolnić więźniów. Działając powoli, ostrożnie i w ciszy, wyeliminowali jednego duergara po drugim. Ich kopalnia składała się z urobiska, celi więziennej, skarbczyka oraz pomieszczenia dla nadzorców, ale nigdzie nie było śladu drowów, czy tym bardziej ojca Athoris. Po oswobodzeniu więźniowie przyznali, że grupa mrocznych elfów przechodziła przez kopalnię i opłaciła myto, a elf z powierzchni szedł z nimi. Wolny i pod bronią.
Bohaterowie uznali, że nie będą się zagłębiać dalej w Podmrok. Wycofali się i pomogli więźniom, zastanawiając się, co robić dalej. Dlaczego ojciec Athoris udał się z drowami. ?Najwyraźniej nie był więźniem, ale czy to oznaka zdrady? Gdzie w tym wszystkim plasowała się Pajęcza Królowa. Co się tak naprawdę działo? Po długiej naradzie Elanor postanowiła użyć pierścienia od Rogera i cała kompania przeniosła się do Zielonego Cienia, aby w tamtejszym Podmroku znaleźć skrót, który doprowadzi ich do rozwiązania tajemnicy. Jakież było zdziwienie elfów, kiedy trafiły w sam środek wojny i potwornego galimatiasu...
Zza ekranu Mistrza Podziemi
- do opisu Podmroku wykorzystałem podręcznik "Into the Darklands" do Pathfindera. Choć posiadam czwartoedycyjny "Underdark", to wolałem sięgnąć po rozwiązania trochę mniej związane z kanonem D&D.
- nie muszę chyba pisać, ze decyzja o przeniesieniu się do Zielonego Cienia mnie zaskoczyła? Cóż, taki jest urok dawania graczom otwartej drogi i wolnej reki. Al lubię tego typu klimaty i mam już w głowie dokładny zamysł, jak ów Zielony Cień wygląda, co się tam dzieje i jak chcę go poprowadzić.
- mam ogromną nadzieję, że ten wstęp przerodzi się w dalszą kampanię, wszystko zależy od moich graczy i ich dobrej woli oraz wyrozumiałości.
Trzymam kciuki za powodzenie kampanii!
OdpowiedzUsuń