Po tygodniowej przerwie, wczoraj odbyło się kolejne spotkanie. Zgodnie z jakąś niepisana tradycją, drużyna zamiast przejść do kolejnego odcinka, zaczęła na własną rękę szukać czegoś, czego tak naprawdę nie ma. Jako że nie mam w zwyczaju pałować graczy drogowskazem "Przygoda jest tam =>", pozwoliłem im działać. Cie niewesoło się skończyło...
We wczorajszym spotkaniu brały udział cztery osoby, w tym jeden nowy gracz, który na szczęście był więcej niże dobrze obeznany z mechaniką czwartej edycji. Po szybkim wprowadzeniu i i opisaniu bieżącej sytuacji, zaczęliśmy grać. Poprzednie spotkanie zakończyło się pokonaniem drugiej fali kanków, które wychynęły z tuneli wijących się w ruinach zburzonej strażnicy. Bohaterowie, którzy doskonale wiedzieli, że nie mają żywności, wody i żadnych zapasów, postanowili poszukać jej w podziemiach. Najpierw spróbowali odkopać studnię, jednak szybko zdali sobie sprawę, że jeśli jest w niej woda, to kilkadziesiąt metrów poniżej. Uznali zatem, że skoro owady muszą coś pić, to w ich leżu musi znajdować się jakieś źródło. Postanowili je odnaleźć i zeszli wgłąb ula.
Rzecz jasna scenariusz Fury of the Wastewalker nie przewiduje takiego obrotu sytuacji (podejrzewam, że pozwalam na za dużo odgrywania, z tego co czytam raporty, wydaje mi się że prowadzący przechodzili gładko od encountera do encountera), dlatego postanowiłem zwyczajnie powtórzyć poprzednie spotkanie. I tak po zagłębieniu się w dół wzgórza na którym wznosiła się strażnica, bohaterowie dotarli do jaskini, która niegdyś była skarbcem, potem został on zawalony i wydrążony na nowo. Z pomieszczenia prowadziło wiele wyjść, ale zamiast wybrać któreś z nich, bohaterowie spostrzegli, że zostali otoczeni przez owady. Przeciwko nim wychynęły dwa kanki wojownicy oraz trzej plucze kwasem.
Z początku starcie szło jak najbardziej po myśli bohaterów. Choć ranni i zmęczeni (healing surge i hit pointy mogą odzyskać dopiero po pełnym odpoczynku w całkowicie bezpiecznej lokalizacji i po uzupełnieniu braków wody oraz jedzenia), zdołali skrwawić jednego z wojowników, oraz zranić dwóch z pluczy. Kolejne istoty zostały oznaczone jako ofiary i miałem wrażenie, że bohaterowie nieźle sobie poradzą. Ale nie, walka jakoś ugrzęzła, obydwie strony zaczęły ponosić straty w punktach życia i pomimo kilku trafień krytycznych, najpierw padł thri-kreen, a potem od działania kwasu theifling Jarvix. Widząc co się dzieje, elf Castri postąpił jak przystało na athasiańskiego rzezimieszka i dał drapaka, krzycząc do Barcana: "Nigdy cie nie lubiłem". Młody mag próbował jeszcze się bronić w korytarzu i walczyć o życie przyjaciół, ale w końcu i on musiał uznać wyższość kanków i uciekł na powierzchnię. Na tym zakończyliśmy spotkanie.
Następna sesja odbędzie się we wtorek i ten termin będziemy starali się utrzymywać. Encounters przewidują dwa rozważania w przypadku śmierci bohaterów, ja zdecydowałem się na to, aby bohater powrócił "nadludzkim wysiłkiem woli i niebywałym szczęściem" do gry, choć osłabiony prze dwa najbliższe spotkania.
Kłopot z tą kampania, podobnie jak i innymi sezonami D&DE jest taki, że każdy epizod sprowadza się lub obraca dookoła walki. Rozumiem, że to immanentna część D&D, ale jak dla mnie może być monotonna i nudna.
Co prawda wiem, że D&D Encounters ma z założenia promować D&D 4ed., ale jeżeli po prostu zależy Ci na tym, aby większą ilość osób wkręcić w hobby lub zainteresować światami TSRu, to może lepiej by było, abyś na tak krótkie spotkania korzystał z nieco szybszej i łatwiejszej mechaniki? Savage Worlds, FATE czy Swords & Wizardry nie koncentrują się tak mocno na walce, ale - mimo jej obecności - pozostawiłyby IMHO o wiele więcej czasu na odgrywanie postaci dla graczy.
OdpowiedzUsuńDzięki za radę, ale zostanę przy D&D 4E. system mi się podoba, prowadzę Encountery dla tego, że bawi mnie formuła, system oraz sam świat.
OdpowiedzUsuńnie specjalnie jestem fanem grania "W Warhammer na zasadach GURPRS-a", uważam, że jeśli jakiś świat napisano pod konkretną mechanikę, to należy wykorzystywać jedno i drugie. Inaczej robi się "wyrób czekoladopodobny": niby smakuje jak czekolada, ale nią nie jest.
Z FATE moje spotkanie było krótkie i przez forum, ale jakoś system mnie nie zachwycił. Może, jak poprowadzę "Dresden Files".
W S&W za mało się dzieje mechanicznie, bohaterowie nie różnią się od siebie, nie mają jak zabłysnąć, bo wszyscy "świecą" tak samo.
No i taka przeróbka to potworna masa roboty.
Rozumiem Twój punkt widzenia, aczkolwiek, jeżeli przyjmiemy, że w RPG najfajniejsze jest wspólne tworzenie historii, mechanika przestaje być aż tak ważna (tzn. jest ważna, ale nie wysuwa się na pierwszy plan), co skutkuje przesunięciem środka ciężkości z mechaniki na postać/gracza. Ale oczywiście, jeżeli jesteś zadowolony z systemu i formuły, nie ma sensu niczego zmieniać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wiesz, przypomniałeś mi pewien problem nad którym trochę myślałem. Chyba wiem o czym będzie kolejna notka :)
OdpowiedzUsuńRzecz inna, lubię czwórkę, jej prowadzenie sprawia mi przyjemność.
Twoje wpisy zainspirowały mnie do podobnej gry ze znajomymi, z braku czasu uznalismy ze krótka sesja obracająca się wokół jednego dwóch starć będzie takim lekkim i miłym sposobem spędzenia wspólnie kilku chwil. Zastanawiam się skąd zdobyłeś Fury of the Wastewalker ? Z interpretacji twoich wpisów z grubsza odtworzyłem starcia, chociaż dość szybko luzno powiązane ze sobą sesje zaczeły zamieniać się w eksploracje pustkowi, próby przetrwania i losowe improwizowane wydarzenia.
OdpowiedzUsuńJa zdobyłem Fury of the Wastewalker poprzez chomika :P
OdpowiedzUsuńJa uważam że na naszych D&DE nie jest ani nudno ani monotonnie. Tylko faktycznie szkoda ze one nam tyle zajmuje i nie udaje się rozegrać jednego encountera na spotkanie.
A co do kanków to były 2 duże a plujących 5 a nie 3 :P
Gomi
@ Gomi: Było 5 stworów (1 i 2 oznaczały warriorów, 3,4,5 oznaczały spitterów. Pojawiła się na chwilę "szóstka", ale ją zdjąłem, bo uznałem, że co za dużo, to nie zdrowo.
OdpowiedzUsuńNie czytaj przygody, okej?
@Anonim: Jak widzisz pewne rzeczy krążą po sieci. Bardzo mi miło, że zacząłeś prowadzić coś na własną rękę i to w sposób, jaki podziwiam. Ja tak czytam March of the Phantom Brigade czyli obecny sezon D&D E.
A jeśli chodzi o Dark Suna, gramy we WTORKI (!)
@Paladyn
OdpowiedzUsuńCo do kwestii S&W (czy de facto, OD&D) Czy postacie naprawdę muszą różnić od siebie d20+20 drobnymi, mechanicznymi szczegółami? Nie wystarczy jakiś jeden, dominujący element. Przykładowo, ja prowadząc OD&D pozwalam określić graczom jakąś jedną, szczególną cechę danego bohatera. Taki house-rule. To mogą być umiejętności związane z jakimś konkretnym zawodem albo jakaś szczególna cecha (postać widzi w ciemności, jest bardzo szybki, albo bardzo wytrzymały). W razie potrzeby sam dodaję potrzebną zasadę (o ile wogóle jest ona potrzebna). A co do manewrów w walce, to wszystko i tak zależy od deklaracji graczy oraz pomysłowości MG w zakresie tworzenia opisów. To dużo szybsze i bardziej zaskakujące od liczenia cyferek, bonusów czy featów. Oczywiście zachęcam wypróbowanie takiego stylu gry :)