Trzecie spotkanie zaskoczyło mnie pod względem ilości uczestników. Nie dość, że przy stole zasiadł komplet graczy, to dwóch chętnych musiało obejść się smakiem. Niestety, zignorowali listę na którą wpisują się chętni i nie mogli wziąć udziału. Przykro mi, realia są takie, że więcej jak sześciu graczy trudno kontrolować, nie mówiąc o zapewnieniu należnej uwagi, miejsca, czasu do namysłu.
Przygoda poszła w miarę gładko, choć podobnie jak w przypadku pierwszego aktu przedłużyła się ponad jedną sesję. martwi mnie ta tendencja, bowiem ten sezon spotkań jest przeznaczony na piętnaście spotkań, a nie specjalnie mam ochotę ugrzęznąć w trzydziestu. Abstrahując od radości jaką daje mi wciąganie nowych ludzi do hobby, chciałbym wreszcie doprowadzić do zamknięcia pewnej całości. W tej chwili jestem w połowie długiej kampanii Forgotten Realms, która ciągnie się od dwóch i pół roku oraz w jednej trzeciej krótszej Dark Sun, a chciałbym spotkania z D&S zakończyć przed lipcem.
Przypadkowy dobór graczy to kolejna ciekawa sprawa. Trafiają się tacy, którzy wykorzystują grę do zwykłego gadania po próżnicy, tacy którzy wcielają się w postać, badają możliwości w świecie gry, czy chcą rozwiązać zagadki jakie prezentuje im przygoda. Tym razem bohaterowie w końcu zbiegli przed najeźdźcami i o zmierzchu natrafili na ruiny dziwnej budowli (kopca z kilkoma zawalonymi ulami, jak uznał Tri-Kreen) oraz przedziwną kolumnę ognia, która w dosyć ograniczony sposób, ale próbowała porozumieć się z bohaterami. Ten przedziwny kontakt został jednak przerwany, gdy ciekawscy bohaterowie napotkali na mieszkańców zniszczonej twierdzy, którym nie podobało się, że ktoś bez zaproszenia myszkuje po ich siedzibie.
Dla mnie najzabawniejsze jest to, że jakoś naturalnie do przygody wtrącają mi się własne wstawki. Chyba nie potrafię poprowadzić gotowego scenariusza tak, jak został napisany, zawsze coś dodam, jakbym wiedział lepiej od autora, jak ma wyglądać świat czy wydarzenia.
Kolejne spotkanie w następny czwartek, wyczekujcie listy.
Też zawsze dodaje coś od siebie do gotowych przygód, to częste u wieloletnich MG. Nawet ci zakontraktowani w USA na prowadzenie D&D Encounters borykali się z tym problemem.
OdpowiedzUsuńHmm...w sumie to jest najfajniejsze w mistrzowaniu - z Twoim doświadczeniem, może to wyjść tylko na plus ;)
OdpowiedzUsuńDziwne by bylo zeby czegos nie dodac czy nie zmienic. Kurde. Taka jest idea RPG, improwizowanie to podstawa. Sztywno scenariusza trzymaja sie cRPG i wiadomo co z tego wychodzi...
OdpowiedzUsuń