Sesja ta miała miejsce prawie pół roku temu, a dokładniej 14 kwietnia. Ku mojej uciesze udało się zgromadzić całą ekipę i po wielu latach powrócić do AD&D. Rzecz jasna zdołaliśmy kilka razy się pomylić, ale dla mnie było to doświadczenie podobne do założenia starych, rozchodzonych już butów. Na początku trochę cisną, ale po chwili człowiek się do nich przyzwyczaja i czuje jak za dawnych czasów. Powróciły pewne wspomnienia, a po raz pierwszy od dawien dawna, nie musiałem dostosować się do mechaniki. To ona, słuchała mnie.
Sesję poprzedziliśmy intensywną rozmową za pośrednictwem internetu oraz regularnymi uaktualnieniami informacji o różnych miejscach w dolinie Nentir, z których stworzyłem swego rodzaju atlas. Na jego podstawie gracze mogli sobie wybierać, gdzie się udadzą, gdyż postanowiłem dać im całkowicie wolną rękę.
Elfi oddział wykonywał patrol na północnej granicy lasu. Bohaterowie właśnie zwijali obóz, kiedy zza szczytu okolicznego wzgórza dobiegły ich krzyki. Było to dziwne, ponieważ zwiadowcy nie zauważyli nikogo, kto by nadchodził, a podczas burzy która właśnie się skończyła, nikt przy zdrowych zmysłach by nie podróżował. Jak się okazało, źródłem zamieszania był niewielki człowieczek, który chwiejnym krokiem szedł przez równinę, zataczając się, gadając do siebie i chichocząc. Wspierał się na długim i krzywym kosturze, który później, po bliższej inspekcji, okazał się być monstrualna fajką. Nim bohaterowie zdążyli dokładnie go przepytać (nieznajomy bełkotał i plątał się w słowach), za jego plecami znikąd pojawił się ogromny pająk, który ukąsił go i zaatakował Idranela oraz Kiriana! Jak można przypuszczać, rozpętała się walka, ale bestia to znikała się, to pojawiała, unikając ataków elfów. Koniec końców, pomimo przebiegłej taktyki została pokonana.
Kiedy bohaterowie leczyli niegroźne rany, Elanor zajęła się nieznajomym. Usunęła truciznę z jego ciała i opatrzyła obrażenia. Zorientowała się przy tym, że ma do czynienia z leprechaunem, co mogłoby tłumaczyć jego nagłe pojawienie się pod lasem. Po burzy widoczna była tęcza i zapewne dzięki niej fey dostał się do świata. W międzyczasie Kirian i Idranel oglądali truchło pająka. Oprócz pobrania próbek trucizny (niestety, nie z tej strony odwłoka co trzeba) zauważyli dziwne tatuaże na ciele stworzenia. Ich stan podpowiadał, że wykonano je zanim pająk urósł, a motywy niepokojąco kojarzyły się z podziemnymi elfami.
Kiedy leprechaun odzyskał przytomność, a trucizna przestała mącić jego zmysły, przedstawi się jako Roger, wielki wojownik i bohater swego klanu oraz zaczął pytać o Keirę, damę jego serca, która towarzyszyła mu w ogromnie ważnej misji. Bohaterowie przyznali, że nie widzieli żadnej damy, co ogromnie go zasępiło. Pająki musiały porwać ją do swego leża, kiedy on walczył z dwoma bestiami i próbował je odciągnąć. Choć osłabiony i ranny, już w te pędy chciał wracać. Elnaor uświadomiła mu, że sam nic nie zdziała, co najwyżej zginie na marne. Bohaterowie obiecali za to, że chętnie mu pomogą, ale wtedy wyszedł na światło dzienne kolejny, zaskakujący fakt. Za sprawą tęczy, Roger przybył z sąsiedniego świata, z Zielonego Cienia. I aby uratować Keirę, tam musieli udać się bohaterowie.
Tu wszystkie oczy zwróciły się na Elanor, która jako znawczyni sztuk tajemnych miała znaleźć odpowiednie miejsce. Po krótkiej dyskusji drużyna poszła za jej radą, aby szukać rozstajnych dróg lub ruin, gdzie silny byłby wpływ dziczy, przejmującej we władanie dawniej ognisko cywilizacji. Nocą cała kompania ruszyła do celu, ale tym razem Athoris zaczęła mieć wątpliwości. Z własnego doświadczenia i opowieści ojca wiedziała, że do Zielonego Cienia nie sposób trafić, jeśli się doń dąży, najczęściej przenosiny odbywały się... przypadkiem. Wiedząc, że czas ucieka, Athoris postanowiła działać. Po pierwsze zboczyła z utartego szlaku i sprowadziła towarzyszy na manowce. Działała w tajemnicy, aby poczuli się zagubieni, co więcej, wydała Elanor sprzeczne wskazówki i znikła w puszczy, śledząc przyjaciół z oddali. Elfia drużyna pomimo znajomości terenu i przebywania w rodzinnych stronach wkrótce pobłądziła. Jakież było zaskoczenie elfów, kiedy wkroczyły do zagajnika, którego nigdy wcześniej nie widziały...
Zielony Cień powitał młodych bohaterów majestatycznymi widokami i odmianą wyglądu. Roger z plączącego się pod nogami safanduły stał prawdziwym herosem, godnym uwiecznienia na płótnie, a w wyglądzie każdego z elfów zaszła zmiana, podkreślająca jego charakter. Idranel wyglądał na bardziej bezlitosnego, Kirian na elfa zjednoczonego z lasem, Athoris na pierwszy rzut oka przypominała dzikiego elfa, a w oczach Elanor odbijała się mądrość gwiazd. Drużyna ruszyła przez pradawną puszczę, tropiąc stygnący już ślad pająków. Przecięła więc Knieję Młododrzewców i weszła na Czarne Moczary, którymi władały Trzy Wiedźmosiostry. Wkrótce elfy znalazły się na bagnach, gdzie pomiędzy drzewami rozwieszone były nici z pajęczych sieci. Tu i ówdzie z konarów zwisały kokony, a w nich uwięzione elfy, eladrini, leprechauny czy równie nieszczęsne, co nikczemne istoty, które miały pecha i zostały schwytane przez pająki.
Jak się okazało, arachnidy nie były zwyczajnymi stworami, a inteligentnymi łotrami na usługach jeszcze straszniejszej bestii. Wbrew pozorom nie była to Pajęcza Królowa (tajemnicza istota, rządząca częścią rodzinnego lasu elfów), ale rogato-gadzi łeb, po drugiej stronie magicznego lustra! Bohaterowie zaatakowali pająki i walka okazał się być ciężka. Bestia z lustra, smok, próbowała ziać, ale najpierw przeszkodziła jej strzała Kiriana, a potem wywrócono lustro. widmo śmierci krążyło nad bohaterami, bowiem trucizna pająków była śmiertelnie niebezpieczna, ale koniec końców dzielne elfy pokonały bestie i uwolniły ich jeńców. Pomiędzy nimi była ukochana Rogera, Keira.
Kiedy opadł kurz bitewny, leprechaun chwycił w ramiona swoją ukochaną, a potem wyściskał bohaterów. Ostrzegł ich także, że księżycowa ścieżka którą przybyli niebawem zniknie i muszą wracać, jeśli nie zamierzają zostać w Zielonym Cieniu na zawsze. Skoro bohaterowie postanowili wracać do Falconesti, dał im jeden ze swoich pierścieni, aby mogli się połączyć, gdy zajdzie taka potrzeba.
Bladym świtem czwórka elfów wróciła na rozstajne drogi opodal ruin, gdzie przez "pomyłkę" skręcili do Zielonego Cienia.
Zza ekranu Mistrza Gry
- Przygoda była po części dziełem graczy. To oni wymyślili tęczę, stąd leprechaun i Zielony Cień. Ufam, że skoro pomyśleli o niej, to maja ochotę na sesję w klimatach bardziej fey, niż zwykłe fantasy.
- AD&D może się jawić jako system odrobinę anachroniczny, ale nadal działa tak, jak kiedyś, co najważniejsze, nie sprawia problemów. Co więcej, bez kłopotu daje się go modyfikować i nie muszę się martwić o balans (pozwoliłem magini wziąć kit klerycki i gra się nie załamała), import rzeczy z innych edycji jest bezbolesny i bezproblemowy.
Czekamy na więcej, w miarę możliwości oczywiście :).
OdpowiedzUsuń