czwartek, 4 kwietnia 2013

Zew R'Lyeh - Zew Cthulhu wydawnictwa Galmadrin

Trochę mi się zeszło z tą recenzją. Nawet więcej, niż trochę. Po części winne były zawirowania u mnie, po części też atmosfera w naszym środowisku. Najpierw szum i zamieszanie z tym, że nowe polskie wydanie nie będzie najnowszą edycją ze stajni Chaosium, potem lawina recenzji na serwisach. Kiedy pierwsze emocje opadły, Galmadrin zaskoczył planami wydawniczymi i znowu przez fandom przetoczyły się "dyskusje". Czekałem na odpowiedni moment, ale jakoś nie mogłem go znaleźć. Kiedy sądziłem, że już nadszedł, zaczęły się problemy z wydaniem Cthulhu w świetle gazowych latarni i znowu nie było odpowiedniej atmosfery. Teraz jednak, kiedy premiera dodatku ma się odbyć za kilkanaście dni, sądzę że nadszedł czas abym to ja przyjrzał się najnowsze polskiej polskiej edycji jednej z najstarszych gier fabularnych.

Kult
Zew Cthulhu to jeden z tych RPG-ów, które ukazały się w Polsce w połowie lat dziewięćdziesiątych. Miał to szczęście, że Wydawnictwo Mag wsparło go silną linią produktów i zbudowało potężną markę. Gra przyciągnęła liczne grono wielbicieli, powstały fanziny, cykle artykułów pomocniczych w ukazujących się wtedy gazetach branżowych. Niestety, wraz ze zmianą profilu wydawniczego Maga, linia została zamknięta, a polscy gracze pozostawieni samym sobie. Na zachodzie ukazywały się kolejne monografie, a także szykowaną kolejną edycję Zew Cthulhu, u nas gra zapadła w uśpienie, tak jak Wielki Przedwieczny. W 2011 roku znikąd pojawiło się wydawnictwo Galmadrin, które ogłosiło niezwykle ambitne plany wydawnicze. Pierwszą grą, jaka miała ukazać się jego nakładem był kultowy dla wielu Zew Cthulhu. Zapotrzebowanie na grę było spore: na serwisach aukcyjnych nadal można było zakupić dodatki do magowskiej edycji, ale podręcznik podstawowy osiągał dość... wysokie ceny. Niestety, wraz z ogłoszeniem zamiarów wydawniczych, pojawiły się pierwsze wątpliwości. Nie będę oszukiwał, sam byłem jednym z tych, którzy z niedowierzaniem spoglądali na plany Galmadrina. Pamiętając inne wydawnictwa, które nie spełniły oczekiwań (czy tym bardziej nie wywiązały się z zobowiązań finansowych), czekałem na namacalne dowody tego, że mamy do czynienia z poważną firmą, a nie jakąś hucpą. I rzeczywiście, na warszawskiej Avangardzie 2011 zobaczyłem podręcznik na własne oczy. Co więcej, trafił w moje ręce do recenzji, która z haniebnym opóźnieniem ukazuje się teraz.

Nowy wolumin
Szósta edycja Zew Cthulhu nie przynosi żadnych rewolucyjnych zmian, jest raczej dopieszczeniem, doszlifowaniem gry, która formę idealną osiągnęła już lata temu. Na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od edycji piątej, choć Wielki Przedwieczny tkwi w szczegółach. Wydanie Galmadrinu stoi na przyzwoitym poziomie: otrzymujemy dość grubą księgę (362 strony) wydrukowaną na kredowym papierze o przyzwoitej grubości. Książka jest oprawiona w twarde okładki i szyta. Nie rozpadnie się po intensywnym czytaniu i będzie się dobrze prezentować na półce. Szczególnie miłym akcentem jest okładka, którą przygotowano na potrzeby polskiej edycji. Nie jestem porządnym kultystą, bo raczej nie popłynę w rejs promem ze Świnoujścia do Ystad, już dobrze wiem, co czyha po drodze.

Wnętrz podręcznika prezentuje się na pierwszy rzut oka schludnie i porządnie. Tekst ułożono w dwie kolumny, marginesy są średniej grubości, a tło nie przeszkadza w lekturze. Całość utrzymana jest w blado-fioletowym odcieniu. Niestety, muszę zwrócić uwagę na kiepski dobór czcionki tytułów. W założeniu miała naśladować odręczne pismo i tak jak ono, jest dość nieczytelne.  Są tacy recenzenci, któzy będą poświęcali całe akapity na żołądkowanie się nad detalami, które de facto nie wpływają na odbiór treści.Drugi problem, to pewne wpadki w składzie. Nie należę do tych, którzy jeden zbędny tabulator uważają za powód, aby nakład poszedł na przemiał, dlatego nie będę się pastwił, powiem tylko, że kilka wpadek ze składem znalazłem. Nie są na tyle poważne, aby utrudnić korzystanie z podręcznika, ale są. Z drugiej strony, to nieuniknione, nawet kilkukrotna korekta i redakcja nie wyłapią WSZYSTKICH błędów, więc nie czepiajmy się zbytnio.

Jeden inkunabuł
Podręcznik do Zewu Cthulhu zawiera wszystko, czego potrzebuje Strażnik, aby poprowadzić nie tylko jedną przygodę, ale i całą kampanię, jeśli nie kilka. To staromodna gra, która nie zmusza do kupowania kolejnych dodatków. Te kuszą swoją jakością i wysokim poziomem, ale nie są koniecznie niezbędne. Polskie wydanie nie odbiega od tego standardu: znajdziemy w nim wszystko, co potrzebne jest na sesjach i co stanowi o charakterystyce tego systemu.

Podręcznik zawiera wszystkie zasady potrzebne do gry: walkę, utratę poczytalności, choroby psychiczne, tworzenie bohaterów. Oprócz nich znajdziemy obszerne rozdziały opisujące istoty z mitologii Cthulhu, zakazane księgi oraz zagrożenia płynące ze stosowania magii. Na szczególną uwagę zasługują rewelacyjne, quasi-naukowe rozważania nad obecnością Cthulhu w różnych kulturach i językach. Mam nadzieję, że Strażnicy zwrócą na nie uwagę, bowiem to istna kopalnia inspiracji. Specyfika systemu polega na tym, że Badacze powinni kierować się takimi poszlakami, anie krwią czy trupami. Zew Cthulhu to gra o zakurzonych bibliotekach i zapomnianych posążkach w piwnicy, szaleństwie zrodzonym z wiedzy i samotności, a nie rytualnych morderstwach i kultystach z nożami. Kolejny ważny punkt to zestawienie najważniejszych wydarzeń z trzech epok, jakie obejmuje gra, dzięki którym można przygodom nadać nimb realności, wiążąc je z historią.

Innymi słowy, kupując podręcznik do Zew Cthulhu, Strażnik czy też gacz otrzymuje wszystko, co jest mu potrzebne do zabawy, a dodatki pozostają naprawdę opcjonalne.

Złowroga księga niewypowiadalnych bluźnierstw
Oceniając tłumaczenie, czuję się odrobinę nie na miejscu. Z jednej strony kto lepiej zrecenzuje przekład, jak nie tłumacz, a z drugiej... czy nie będę próbował utrzeć nosa konkurencji? Niemniej, muszę napisać kilka słów na temat tłumaczenia. Po pierwsze, gra fabularna w części mechanicznej powinna być przełożona z aptekarsko-prawniczą dokładnością. To mus, aby poprzez słowne gierki i zabiegi podczas sesji nie wynikały dyskusje czy wątpliwości. Z drugiej strony, RPG mają też warstwę fabularną, która odróżnia je od "Chińczyka" czy "Monopoly" i ona z kolei wymaga tłumaczenia, które czytelnik wciągnie i zaintryguje, ale nade wszystko zainspiruje. Innymi słowy, tłumaczenie gry fabularnej to trudny orzech do zgryzienia.

Oceniając przekład Zewu Cthulhu trzeba wziąć pod uwagę jeszcze dwa aspekty : pracowali nad nim ludzie nie specjalnie znani w branży i jest to "pierwszy raz" Galmadrinu. W skrócie mówiąc, przekład jest przyzwoity, ale zdarzają się wpadki. Niekiedy tekst traci polot, innymi razy jest zagmatwany, znalazłem miejsce, gdzie urywa się w połowie opisu przedmiotu magicznego. Na plus trzeba zaliczyć to, że wersja Galmadrinu i Maga są ze sobą kompatybilne. Nawet, jeśli istnieją pomiędzy nimi różnice, to są na tyle małe, że bez przeszkód można korzystać ze skarbnicy dodatków, jakie ukazały się po polsku. Podręcznik czyta się płynnie i lekko, stanowi ciekawą i wciągającą lekturę. Fakt, przydałaby się lepsza korekta i redakcja, ale z drugiej strony, nie jestem "łowcą podwójnych spacji" i nie przeszkadzają mi one w odbiorze. Czuć niestety, że tłumacze w przeważającej części wykonywali pierwszy taki przekład i byli trochę "sztywni". Niemniej, jak zaznaczyłem wyżej, należy im się doza sympatii, wszyscy (my, tłumacze) kiedyś zaczynaliśmy i jestem pewien, że teraz na nasze początki spoglądamy z lekkim zażenowaniem.

Ogólnie i na chłodno oceniając tłumaczenie, określiłbym je jako przyzwoite. Czytywałem już gorsze, widziałem lepsze (choć tutaj mogę być nieobiektywny, bo sam przyłożyłem do niego rękę). Zew Cthulhu plasuje się w środkowej części stawki, o ocenie pracy zespołu zadecyduje jego następne dzieło. Podczas sesji polski tekst nie powoduje zbyt wielu problemów, a i przed snem można go sobie spokojnie poczytać.

Ostatnie notatki na marginesie
Pomimo chmur, jakie w pewnym momencie zgromadziły się nad wydawnictwem Galmadrin i czepialstwa pewnych recenzentów, warto kupić szóstą edycję Zewu Cthulhu. Otrzymujemy przyzwoicie wydaną grę, która posłuży nam na długo, jeśli tylko nie przeje się konwencja. Zgoda, zdarzają się pewne kiksy, ale nie ma chyba wydawnictwa na polskim rynku, które byłoby ich całkowicie pozbawione, nie są one na tyle duże, aby uniemożliwić korzystanie z podręcznika no i książka ta jest debiutem wydawnictwa. Mam przypomnieć, jak wyglądała pierwsza edycja Warhammera?

Jeśli ktoś z Was jeszcze nie zdecydował się na zakup, a chce poznać złowrogie tajemnice, kryjące się za alegorią Yin i Yang, zachęcam do kupna. Ostatecznie, być może gwiazdy niedługo staną w porządku.

Dziękuję wydawnictwu Galmadrin za udostępnienie podręcznika do recenzji.

7 komentarzy:

  1. "Podręcznik czyta się płynnie i lekko, stanowi ciekawą i wciągającą lekturę."

    Rzadko kiedy miewam odmienne zdanie od Ciebie, ale w kwestii tłumaczenia i tego jak się czyta, nie pamiętam książki, przez którą brnęło by mi się tak trudno. To nie było czytanie - to była mordęga. Czułem się, jakbym wrzucił angielską 6.0 do Google Translatora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może ma to związek z tym, że CoC jest oparte o Basic RP a ten jest pisany niemal tak archaicznie jak Rolemnaster...

      Usuń
    2. Podejrzewam, że po angielsku nie było zbyt pięknie, ale mam na półce BRP i nie brzmi strasznie, poza tym ta 5.5 MAGa też znacznie lepsza.

      Usuń
  2. A tam, to chyba nie czytałeś Podręcznika Gracza do Gasnących Słońc, albo totalnego shitu jekim jest żyjący Greyhawk. Tłum. ZC zadka nie urywa, a wpadki mieszczą się w średniej krajowej. W czasach kryzysu korekta umiera pierwsza i umarła już w wielu szacowniejszych gałęziach branży wydawniczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GSy czytałem - poszło w miarę. Żyjący Greyhawk owszem, kupa straszna, właśnie na poziomie tego Zewu.

      Usuń
  3. @Neu

    Zła redakcja to brak szacunku do klienta. A napisanie, że Hastur mieszka koło "Aldebarany" to żenada. Galmadrinowi kibicowałem, zapłaciłem, napisałem tekst itp., błędy w podstawce rozczarowały (jak i późniejsza polityka informacyjna). Na Rebel.pl wisi jedna strona z Gaslight i poważnie się zastanowię nad kupnem i poczekam na recenzje - coś czuję, że mogą byc podobne wtopy jak w podręczniku podstawowym.

    Kastor zaczął wypisywać błędy w podstawce. Pal sześć literówki, ale błędy rzeczowe w stylu złej daty śmierci HPL powodują opadnięcie rąk. http://forum.zewcthulhu.pl/viewtopic.php?f=9&t=73

    PS. PG do GS tłumaczyło bodaj 5 osób, każda używając swojej terminologii. Trochę udało mi się tam poukładać, ale byłem jeszcze młody, niedoświadczony i pomagałem z doskoku przy pilnowaniu merytoryki, żeby się podręczniki ze sobą zgadzały.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Seji: na podręcznikiem do Gaslighta prace trwają przecież półtorej roku - będzie na pewno dopicowany w trosce o wysoką jakąść usług i szacunku dla klienta. To co czytałem wyglądało okej, korektę robili redaktorzy esensji.

    OdpowiedzUsuń