wtorek, 7 sierpnia 2012

W obronie D&D

Z rzadka przejmuję się tym, co w polskim piekiełku piszczy, ale nawet do mnie dotarły echa pewnych opinii, jaskie ostatnio przetoczyły się przez fundom. Szczerze mówiąc, przykro mi się zrobiło, czytając smętne kawałki, w których moja ukochana gra jest uznawana za chłam, tylko dlatego, że jest taka, jaka jest. Ale najwidoczniej już coś takiego jest w wiślanej wodzie, że temat "AD&D jest głupie" powraca jak Posłaniec na athasiańskim niebie.

Tak moi kochani hejterzy, nie jesteście pierwsi, nie odkryliście Ameryki. Podobne rozmowy i awanturki przetaczały się jeszcze gdy internet oznaczał spory rachunek telefoniczny, a wielkie dinozaury przemierzały prehistoryczne równiny.
 Ale, po kolei...

Moja sympatia do (A)D&D bierze się z czasów, kiedy była to jedna z nielicznych gier fabularnych, jakie dotarły do Polski. Jeśli nie liczyć Warhammera i przywożonych z Zachodu pojedynczych dziwadeł pokroju Torg, RuneQuesta, czy artykułów Jacka Ciesielskiego, w naszym kraju inne gry fabularne po prostu mnie istniały. W moim kręgu AD&D oznaczało RPG, a granie w gry fabularne było niczym innym, jak sesją AD&D. W epoce internetu i łatwego dostępu do wszystkich treści bajką o żelaznym wilku będzie wspominanie, jak gorączkowo przeglądaliśmy w klubie "Twierdza" boxed set o City of Greyhawk. Kilka osób siedziało przy jednym stole, porównywało mapy z podręcznikami, kartkowało książki, wyczytywało każdą literkę. O tym, jak duże to było przeżycie świadczy chociażby fakt, że pamiętam ten moment do dzisiaj (a już poszukiwania rzeźni na mapie, to perełka!).

W tamtych czasach nikt nie przejmował się nierealnością systemu, tym że "łupanie potworów i szabrowanie skarbów" jest ludyczną i niezbyt wysublimowana wersją RPG. Graliśmy aż kostki krwawiły i na następną sesję czekaliśmy już od chwili, kiedy skończyła się poprzednia. Obawiam się, że obecni krytycy (A)D&D po prostu są zbyt zmanierowani, aby czegoś takiego doświadczyć.

Wierzcie mi lub nie, ale był taki moment w moim erpegowym życiu, kiedy porzuciłem światy TSR. Zafascynował mnie World of Darkness i wraz z kilkoma bliskimi mi osobami zagłębiliśmy się w światach Werewolf: the Apoclaypse i Vampire: The Masquerade. Było to na kilka lat przed eksplozja popularności tych sysemów w naszym kraju, a o Polskim Elizium Świata Mroku nikt nawet nie śnił. Jednak podobnie jak późniejsi amatorzy gotyckiego mroku, rozsmakowałem się w nowym systemie. Po pierwsze łamał tabu, które w AD&D wbijano mi do głowy od samego początku. Mogłem grać potworem (wszystkie podręczniki do AD&D mówiły, że w takiej sytuacji bohater stawał się NPC-em, a gracz losował nową postać, zupełnie jakby przegrał!). Sama idea przeniesienia istot rodem ze średniowiecznej baśni do naszego świata była obłędna! Weźcie pod uwagę fakt, że trafili mi się do gry świetni ludzie, nic dziwnego że wpadłem jak śliwka w kompot.

Co uwiodło mnie najbardziej, to fakt że w systemie Storyteller największy nacisk położono na narrację. Wczuwaliśmy się w postacie, toczyliśmy dyskusje, żyliśmy nimi. Nie załapałem się na LARPY, ale wiele naszych sesji o nie się ocierało. Co niepokojące, nie zapaliła mi się żadna lampka ostrzegawcza, kiedy na sesjach zaczęły się pojawiać podejrzane elementy: granie na uczuciach, wykorzystywanie wiedzy o sobie nawzajem itp. Uważałem wtedy, że RPG to wysublimowana rozrywka, połączenie greckiego katharsis z psychodramą, zrozumiała jedynie dla nielicznych i wybranych. W swej bucie postanowiłem, że moje sesje mają poruszać ważne tematy: dyskryminację, wykluczenie, wpływ świata na ludzką duszę itp. Dziś, kiedy o tym myślę, oblewam się rumieńcem wstydu. Pozwólcie więc, że spuszczę na to zasłonę miłosiernego milczenia, grubszy facet w średnim wieku żałośnie wygląda, kiedy się rumieni.

Był rok 1997 może 1998, kiedy nastąpił zwrot. Rozmowa na imprezie, jakieś dyskusje na temat gier i wtedy usłyszałem słowa, za sprawa których czytacie tego bloga. Kiedy ja rozwodziłem się nad World of Darkness, mój przyjaciel (a w pewnym sensie i role model), Prezes, powiedział tak: "Paladynie, ja nie chce przezywać rozterek, ani grać potworem w ludzkiej skórze. W erpegach chcę być bohaterem, robić rzeczy, których nie mogę w realnym życiu". to zdanie uderzyło we mnie jak taran. Zacząłem myśleć, analizować i zastanawiać nad tym, czego ja chce. Skutek jest taki, że moje podręczniki do Świata Mroku się rozeszły, kserówki leżą w piwnicy (chyba), a na półkę wróciło (A)D&D.

Bo gry fabularne to zabawa i rozrywka, nic więcej. To żadna psychodrama ani jeepform (czymkolwiek to jest). Nie chodzi o przezywanie rozterek, uzdrawianie duszy, doznawanie oczyszczenia. Ludzie, jesteśmy dorosłymi facetami, którzy udają, że są kimś innym! Nie ważne czy księciem wampirów, czy kranosludzkim zabójca smoków, to jest zabawa w wyobraźni. Od dziecięcych gier na podwórku rożni się tym, że wydajemy na nią furę kasy! Dajcie sobie spokój z "głębokim przesłaniem", "nowatorskim podejściem", czy moim ulubionym "zabawą z konwencją". To szukanie drugiego dna, gdzie go nie ma. To jak kłopoty polskich krytków z "Avaterm".

(A)D&D jest grą dla tych, którzy chcą przez kilka godzin być bohaterami w fantasy: przemierzyć lochy, zabić kilka potworów, zdobyć skarb. Nie ma w tym różnicy w stosunku do Świata Mroku, gdzie gracze choć przez chwilę chcą poczuć to, czego co noc doświadczał Lestat czy Armand. W Deadlandsach udajemy kowbojów i Indian (znowu podwórko się kłania), a w Zewie Cthulhu ja próbuję znaleźć atmosferę lat dwudziestych. Pomimo różnych rozgrywek i typów zabawy, żadna nie jest lepsza od drugiej. Są inne, bo skierowane do innego odbiorcy.

Ktoś tam pisze, że "zapala mu się czerwona lampka, bo to scenariusz do D&D". Takie myślenie oznacza uprzedzenia, a one do niczego dobrego nie prowadzą. Ktoś deklaruje, że będzie "hejterzył D&D" dla zasady. Jakiś konkretny powód oprócz sadzenia się i budowania internetowej marki? Bo mnie osobiście zrobiło się przykro, że ktoś nie będzie mnie lubił tylko na podstawie tego, ze jestem fanem jakiejś gry.

Na łamach tego bloga piszę o (A)D&D od kilku lat. Piszę, bo kocham ten system i kocham światy, jakie zostały na jego potrzeby stworzone. To część mojego życia, przyjaciół, historii, pracy. Boli mnie, jeśli ktoś skreśla grę (i to, co dla mnie się z nią łączy) ot tak po prostu, bo ma taki kaprys. Skoro tak pisze, to znaczy że moje blogowanie nie ma zbyt wielkiego wpływu, ot kolejny maniak tematu, który gdzieś tam bełkocze w odmętach internetu. Wydaje mi się, że trafiam do kilku osób i chociaż to fajne. Ale że jestem człowiekiem, który wierzy w dialog, który uważa że dyskusja prowadzi tylko do dobrych wyników, mam pewien pomysł.

Nie pojawię się na Polconie czy innym konwencie, który odbywa się stosunkowo niedługo, niestety nie pozwalają mi na to pewne WAŻNE SPRAWY oraz lenistwo. Natomiast liczę, że w ferie zimowe 2013 odbędzie się w Warszawie ZjAva. Na nią się wybiorę i zapraszam osoby które uważają że (A)D&D to gra dla głupków do mnie na sesję. Być może poprowadzę tez prelekcję, ale chciałbym pokazać Wam, jak człowiek może pokochać grę, pomimo jej wad. Chciałbym pokazać Wam że dedeki to łupanie potworów, szwendanie po lochach i rabowanie skarbów, ale też gra, która ma wiele innych obliczy, multum świetnych światów i magię, która sprawia, że wiele osób gra w nią do dziś.

No to rzut na inicjatywę...

20 komentarzy:

  1. Się przejąłeś opinią jakiegoś trolla. Paradoksalnie ta zgrabna i ciekawa notka, to jeden z nielicznych pozytywnych skutków jego działalności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli piszesz to po zapoznaniu się z tfu!rczością niejakiego zigzaka to możesz sobie darować. To zwykły troll i imbecyl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszę po obserwacji tej dyskusji w której oberwało się mojej ukochanej grze. A stało się tak niesłusznie, przynajmniej moim zdaniem. Któryś z jurorów konkursu na scenariusz wykazał się równie dużymi uprzedzeniami, pisząc o czerwonej lampce.

    Być może za bardzo identyfikuje się z grą, ale jestem jej fanem. A w takim przypadku czuję się zobowiązany wyrazić swój sprzeciw, nawet jeśli mało kto z tamtych ludzi zwróci nań uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zigzak i Craven to imbecyle i buce z jednego kawałka. Wlaściwie istnieją w internecie tylko na trollowaniu, Craven w kapitule Kłentyna tylko dlatego, bo promuje "krakowską szkołę grania (w L5R)".

    Przynajmniej zostaną dwie wartościowe notki, twoja Paladynie i Enca.

    Od jakiegoś czasu fanem D&D 3rd nie jestem, niemniej wciąż posiadam pewien szczątkowy sentyment do tej gry.

    OdpowiedzUsuń
  5. @VM
    Paladyn nie o Cravenie napisał, a Craven nie jest imbecylem ani bucem. Również nie tylko trolluje, odrobina researchu, please.

    @Paladyn
    (A)DnD wspominam ciepło, ale nie ma co się czarować, że wszystkie uprzedzenia są nieuzasadnione. A Kwentyn... niech próbują, może kiedyś im się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym miał prośbę, aby nie używać takich określeń i epitetów. Edytować komentarzy Wam nie chcę, a kasować także, natomiast nie podoba mi się obrzucanie takim słownictwem.

    Wracając do meritum, (A)D&D to gra o wielu twarzach. Mamy survival, horror, heroic, low fantasy i inne. Po prostu trzeba się wczytać, z otwartym umysłem i bez uprzedzeń, a potem spróbować zagrać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna notka, czytałem ją z prawdziwą przyjemnością. Czy martwić się tym, że nie przyniesie rezultatu? Nie sądzę, to po prostu chyba pewien etap, który Ty już w swoim życiu przeszedłeś i z dzisiejszej perspektywy tak barwnie go opisujesz. Ludzie muszą mieć możliwość gdzieś się pospierać, trochę posiłować, teraz wydaje im się, że posiedli jedyną prawdziwą rację, ale wielu z nich z czasem przecież dzięki tym doświadczeniom będzie bogatszych o coś i w przyszłości zupełnie inne z nimi toczyć będzie można dyskusje.

    To, że gramy dla przyjemności własnej, a nie dla jakichś wyższych idei, któregoś dnia staje się oczywiste. D&D zaś nie szkodzą nawet niezbyt przemyślane działania wydawców, więc trzeba robić swoje, co Ty, robisz znakomicie na tym blogu!

    @Von Mansfeld - Ostatnio wdajesz się w jakieś chore akcje gdzie tylko rzucić okiem i szczerze mówiąc, jesteś dla mnie takim samym członkiem fandomu, jak Ci, którzy przyczynili się do powstania tej notki. Ochłoń, zatrzymaj się. Już kiedyś pisałem Ci to prywatnie, tym razem napiszę publicznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. VM nie ma sensu odpisywać bo to troll dla trollowania.

    Paladyn - nie mi zgadywać co Inkwizytorowi w głowie piszczy, ale wszystkie scenariusze oceniane są tak samo, nawet jeśli komuś świeci się lampka ostrzegawcza. A to bierze się z tego, że przygody danego typu bywały rozczarowaniem częściej niż miłym zaskoczeniem. Nie zliczę ile razy członkowie kapituły mówili, jak bardzo chcieliby przeczytać wśród nadesłanych prac dobrą przygodę do D&D. Raz jeszcze się nie udało. Może napisz coś sam na przyszłoroczną edycję?

    Nie powalają mnie materiały do NeuroShimy, więc miałem swoją lampkę przy innym tekście ale dość szybko ten tekst stał się moim faworytem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Problem polega na tym, że dobra przygoda do D&D to koszmarna przygoda do każdego innego systemu. Fluffowe misie oceniające scenariusze na kłentinie zwyczajnie by dobrą przygodę do D&D zjechały. Kiedyś był scenariusz do Eberronu na Q, podobał się tylko dlatego, że nie było w nim nic z D&D.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak samo jak widziałem "głębokie" sesje w D&D, tak i widziałem totalny H&S w Świecie Mroku. I tak, jak zawsze, najważniejszy jest człowiek. Każdy system jest tylko narzędziem i to od Mistrza Gry jak i Graczy zależy, do czego będzie użyte.

    Pewnie, że jedne narzędzia są bardziej odpowiednie do określonych rzeczy niż inne - ale od czego jest ludzka kreatywność.

    Do D&D nie miałem niczego poza jednym - ilością podręczników jakie trzeba mieć na start. Natomiast bardzo podoba mi się bogactwo dodatków pośród każdy znajdzie coś dla siebie.

    PS: a i tak WFRP (oczywiście pierwsza edycja) RULEZ :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Co prawda tsar mnie ubiegł, ale co tam i tak napiszę.
    Na didy wszyscy jadą odkąd pamiętam, ale niedawno pojawia się coraz więcej zwolenników taktycznego grania, którzy jadą na klimaciarzy i odgrywaczy( z von Musztardem na czele). Czy tak ciężko pojąć że jedni lubią zbierać skarby, inni przezywać katharsis, a jeszcze inni pruć z laserowego karabiny do dinozaurów?
    Zawsze się znajdzie ktoś kto wie lepiej jak NALEŻY grać w RPG i będzie prowadził w internecie swoje krucjaty, zamiast napisać jakiś fajny scenariusz, albo rozpisać staty kolejnego bossa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdzie tu widzicie inwektywy występujące w Polsce? Poqu*#ieniec fundomowy, niedoje*&^y obszczymur, konwentowy prawiczek, njuskulowy zj&b, neptyczny portier, kurwa, konwentówka - to są inwektywy spotykane w Polsce.

    Sorry, Pal, tylko uczę bezjajeczny fundom kultury. ;)

    W AD&D nie wszystkie podręczniki mówiły o NPCowaniu potworów - vide Humanoid's Handbook (skądinąd dobry stuff), a w OD&D to już w ogóle robotem możesz grać (vide wskazówka Men & Magic)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie cierpię DnD, w jego trzeciej odsłonie. Szczerze i od serca. Chociaż dla ścisłości należało by powiedzieć, że to mechaniki nie trawię. Większość settingów jest do przeżycia, ale mechaniki to i tyczką nie tknął.

    Ale do cholery, jak ktoś czuje się lepszy od innych, bo gra w tą lub inną grę, to gratuluję sposobu na poprawienie samopoczucia, a partnerce współczuję wiadomo czego :)

    Gry i sposoby grania żyją swoim życiem. Raz modny jest mrrrrok i storytelling, a kiedy indziej iście planszówkowe podejście, ze zbieraniem skarbów w roli głównej. Ale czy z powodu tej czy innej mody, na tą czy inną grę, ktoś ma sobie podbudowywać ego? Przecież to tylko gry, czyli coś w co bawimy się razem ze znajomymi żeby poprawić sobie humor w weekendowe popołudnia. Niech każdy gra tak jak mu pasuje, w końcu nie idzie o to, żeby wszystkim udowadniać, kto ma najlepszy sposób na granie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ekstremalna patologia, która wylała do polskiego fandomu z (ch)łamów MiM-a nie znając historii ma na myśli głównie drugą i trzecią edycję D&D i w sumie tutaj mają trochę racji, bo to kiepska gra hack and slash. Oryginalne D&D to zupełnie inna sprawa. Musieliby zrozumieć, że ich alternatywa "hack and slash kontra storytelling" nie obejmuje wszystkich RPG-ów. D&D nie jest ani grafomańską książką, którą prowadzący czyta znudzonym graczom, ani zaliczaniem oskryptowanych dungeonów.

    OdpowiedzUsuń
  15. 2 edycja D&D to Holmes, trzecia do B/X, co w nich nie teges?

    OdpowiedzUsuń
  16. Miałem oczywiście na myśli AD&D, głównie numer 3.

    OdpowiedzUsuń
  17. A jest Advanced D&D 3E?

    OK

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam addeka od kiedy odnalazłem 2 podręczniki (MP i PG) w stosie staroci. Wdycham opary przeszłej mechaniki i... odurzyło mnie pozytywnie. Jest jakiś szarm nieuchwytny w tym co tam naskrobali i już szykuję kampę dla graczy (oni nie wiedzą)na przyszły rok w uniwersum Greyhawka.

    OdpowiedzUsuń
  19. Żeby zobaczyć to o czym piszesz Paladynie potrzebowałem kilku lat przerwy w aktywnym graniu. Przestaliśmy grać w rpg'i ponieważ nikt już nie miał siły dźwigać tego ciężaru oczekiwań i odpowiedzialności za "głębokie" sesje i sprowadzanie katharsis na graczy. Za mocno napompowaliśmy balonik. W dodatku ciężkie życiowe lekcje zaczęliśmy wynosić z "real life'u" wchodząc w dorosłość i (sic) rynek pracy. Dopiero lata później za sprawą zaawansowanych planszówel (Descent, Ashardalon, Mansions of Madness) dotaro do mnie, że rpg ma być przede wszystkim zabawą dla wszystkich zaangażowanych. Potem w moje ręce 2 doskonałe podręczniki dla MG (Gamemastering oraz taka krótka broszurka której nazwy nie pamiętam sprowadzona z Francji) gdzie sporo miejsca autorzy poświęcili właśnie temu, żeby przekonać MG że zabawa jest podstawowym kryterium udanego rpg. Oczywiście problem polega na tym, że każdy ma inne oczekiwania. Wciąż znajdzie się młodzież poszukująca prawdy objawionej na każdej sesji. Jednak z perspektywy czasu można złapać dystans do gry i stwierdzić, że nie ma co się nadymać, trzeba miło spędzić czas na socjalnym graniu (social games - lubię ten termin) zamiast na kolejnej popijawie.
    AD&D2E od zawsze było moim ukochanym systemem, pomimo długotrwałego romansu z WFRP i wynalazkami typu Świat Mroku, ale właśnie ta fantazja "bez kompleksów" jaką prezentowały settingi AD&D pociąga mnie do dziś. Może jestem o jedno pokolenie za młody na D&D-owe Pulp Fantasy, ale przełom 80/90 to dla mnie złota era rpg.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mnie pozostaje tylko podpisać się pod wpisami Paladyna i Yarivandela.
    Nie wińcie tych ignorantów plujących na naszą AD&D, bo najwyraźniej oni nie są w stanie zrozumieć tego co leży u podstaw naszego zamiłowania do tego sytemu. Z jednej strony sentyment z czasów "początku", kiedy to człowiek był szczęśliwy bo zdobył maszynopis tłumaczenia czarów z pierwszego kręgu, a z drugiej strony prostota zasad.

    OdpowiedzUsuń