Jeśli chodzi o gry fabularne, ten aspekt mojego życia przechodzi ostatnio spore zmiany. Udało mi się skonkretyzować moje zainteresowania i narzucić pewne ramy działalności. Zauważyliście zapewne, że na blogu rzadko pojawiają się informacje z dziedzin, które wcześniej dość często gościły. Ostatnio więc próżno szukać informacji o grach powiązanych z twórczością H.P. Lovecrafta czy Roberta E. Howarda, przestałem śledzić i kupować nowe dodatki do WFRP 3 czy 40KRPG. Na dobre czy na złe okopałem się w bastionie (A)D&D i jego pochodnych. Tak jak kiedyś wydestylowałem jedną gałąź hobby do zgłębiania (pozbywając się odrostów w postaci gier bitewnych, planszowych czy karcianych), tak teraz zdecydowałem się na grę w (AD)&D.
W zeszłym roku zakończyłem kampanię w Pathfindera (raport z ostatniej sesji nadal jest w sferze planów) oraz wprowadziłem grupę na ścieżkę czwartej edycji. Być może gdzieś w natłoku walk, rozwiązywania zagadek i kolejnych przygód znikło pytanie, jakie od początku przyświecało temu przedsięwzięciu. Na pewien czas zapomniałem o nim i ja. Kiedy siadaliśmy do tworzenia postaci (pamiętam tamten słoneczny dzień, jak chodziłem o kuli i mało nie wywróciłem się na peronie metra i po latach wracałem do regularnego prowadzenia gier fabularnych), przy czym przyświecało mi pytanie: "czy trzecia edycja nadaje się do grania?"
Pisałem o tym już nie jeden raz, ale kiedy zaczynałem grać w RPG, w Polsce oficjalnie żadnego systemu nie było w formie zlokalizowanego wydania. Ludzie grali w Warhammera, RuneQuesta czy własnie AD&D, ale były to odizolowane grupy, wykorzystujące podręczniki przywiezione z zagranicy. Pod pewnymi względami to piękne czasy, kiedy nikt nie myślał o balansie, kanonie i temu podobnych rzeczach. Grał się na bieżąco, tworząc własne zasady, dorysowując potrzebne fragmenty świata i z wypiekami na twarzy czekając na kolejne spotkanie.
Przez długi okres mojego eprpegowego życia RPG równało się AD&D, a AD&D było synonimem grania. Siadając tamtego majowego dnia do stołu chciałem sprawdzić, czy następca tej gry ma coś ciekawego do zaoferowania. Okres jego świetności ominął mnie szerokim łukiem. Kiedy trzecia edycja wchodziła na rynek, ja musiałem ograniczyć moją bytność na sesjach. To był paskudny moment mojego życia, wypełniony kiepską, nerwową pracą, która zajmowała zbyt wiele mojego czasu i energii. W każdym razie udało się powołać drużynę, na dodatek złożoną z nieprzypadkowych osób. Każdy z pierwszej trójki graczy wiązał się z jakimś przyjemnym wspomnieniem: długiej kampanii, byciem "adekowcem na wskroś", czy po prostu grał ze mną od dawna. Skład drużyny fluktuował, zdarzały się niespodzianki przyjemne i takie, które do dziś wywołują niesmak w ustach, ale doprowadziliśmy kampanię do końca.
A nie było łatwo. Zdarzały się chwile, że absencja na sesjach, trudności ze zgraniem terminów demotywowały mnie do tego stopnia, że miałem ochotę rzucić to w cholerę. Kampania sczezłaby jak wiele innych, które nigdy nie zostały doprowadzone do końca. Dusiłem się w gąszczu reguł. Trójka okazała się niespójna i nudna dla graczy, Pathfinder przypominał dżunglę reguł i zasad, które krępowały mnie, niejednokrotnie wymuszając na mnie zmianę fabuły przygód. Niekiedy miało to dobre strony (trzy inkarnacje Maggoggga), ale też i kiepskie. Z tej kampanii wyniosłem wspomnienia kilku fajnych sesji, niesmak po niepoważnej awanturze i poczucie spełnienia, bo oto doprowadziłem rozległą kampanię do końca.
Ekipa z którą kończyłem Pathfindera dawała mi poczucie bezpieczeństwa i była na tyle fajna, że postanowiłem namówić ją na czwórkę, której fanem stałem się w międzyczasie. W porównaniu do edycji 3.x miała prostsze zasady, była bardziej usystematyzowana i oferowała jeszcze więcej ciekawych możliwości. Zaczęliśmy od relacjonowanych przeze mnie Encounterów: Marszu Upiornej Brygady, ale powrócił problem, który mnie osobiście bardzo podcina skrzydła. Zgranie terminów. Nic mnie tak nie zniechęca, jak mozolne "ucieranie" terminów. Mam wtedy wrażenie, że naciągam i namawiam ludzi wbrew ich woli, że zgadzają się grać z litości lub dlatego, że nic lepszego nie mają do roboty.
Gwoźdźmi do trumny dla grania w czwartą edycję były dwie rzeczy. Po pierwsze zacząłem prowadzić przez internet Swords&Wizardry. System z małą (wręcz znikomą) ilością zasad, bez mapy do walki świetnie się sprawił w graniu przez sieć, ale też i pozwolił mi wyobrażać sobie, bez martwienia się o reguły czy balans. Nagle walka z gnollami stała się starciem, gdzie bohaterowie skakali po drzewach, strzelali zza węgła, a przestała być liczeniem pól, zasięgu szarży i obszarów działania attack of opportunity. Niemniej, Swords&Wizardry jest zbyt ascetyczna, miejscami sadystyczna wobec bohaterów, nawet jak na mój gust. No i ma jedną wadę, która choć kosmetyczna, mnie przyprawia o dyskomfort: brak D&D w nazwie :)
Drugim kluczem do zamknięcia nierozpoczętej kampanii był problem natury technicznej. Bardzo długo nie mogłem zmusić Character Buildera do wydrukowania kart postaci do formatu pdf. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak niedorzeczna jest ta sytuacja: co się stało z grami, gdzie wystarczały ołówki, kartki i kostki?
Istnieje wiele fajnych systemów, które pozwalają prowadzić długie kampanie. Zazdrośnie obserwuję Ramela i jego Savage Worlds, docierają do mnie echa relacji z fajnych kampanii w Sundered Skies czy Deadlands. Smartfox w imponujący sposób okiełznał BRP i prowadzi Erę Hyboryjską, ale każda z tych fajnych mechanik ma wadę. Tę samą, co Swords&Wizardy.
Z AD&D jestem bowiem związany minionymi kampaniami, wspomnieniami "starych, dobrych czasów" i całym bagażem emocjonalnym, jaki się wiąże ze spojrzeniem na własną historię. Nie przeczę że kolejne edycje wiele zrobiły dla gry i fandomu zgromadzonego dookoła, ale wreszcie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie: "czy edycja trzecia i czwarta ma coś w sobie dla mnie?"
Ma, ale są to elementy, które łatwo zaimportować do AD&D i tak zamierzam uczynić. Wracam do drugiej edycji i mam nadzieję, że na dobre. Czas odkurzyć podręczniki, przypomnieć sobie Thac0, save'y i listy non-weapon proficences.
Mam nadzieję, że na dobre i na długo.
Chyba każdy tak ma w pewnym momencie, że zaczyna go ciągnąć do korzeni. Ja od pewnego czasu odczuwałem tęsknotę do Śródziemia, od którego moje RPGowanie się zaczęło. Gdy jednak sięgnąłem po The One Ring okazało się, że bardziej ciągnęło mnie do Rolemastera niż Śródziemia. I choć wiem, że ta mechanika jest ciężka jak kowadło to co jakiś czas mam ochotę rzucić wszystko i poprowadzić. Hamuje mnie tylko totalny brak graczy zainteresowanych tym systemem ;-)
OdpowiedzUsuńJa również coraz częściej spogladam tesknym wzrokiem na półkę z podręcznikami do AD&D. Kilka razy złapałem sie też na tym iż przeglądam adekowe aukcje na Ebayu i coraz bardziej korci mnie by kupić. Po parunastu latach rozbratu z RPG gdy byłem tylko "czytaczem" podręczników, odczuwam coraz wiekszą chęc powrotu. I to powrotu właśnie do AD&D. Z tym systemem wiążą się najfajniejsze moje wspomnienia dotyczące gier fabularnych i mimo tego, że wyszło od tamtej pory mnóstwo ciekawszych i lepszych systemów to "adeków" nic mi nie zastąpi. Jak widzę jest nas takich więcej :). Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńBRAWO!!! Tak własnie miało być!! Bardzo dobry krok, tak trzymaj!!
OdpowiedzUsuńJa również mam sentyment do AD&D (druga edycja). Tym niemniej OD&D stało się dla mnie realizacją jeszcze wcześniejszego sesntymentu, a mianowicie do opisu Lochów i Smoków z artykułu Jacka Ciesielskiego i wspomnień związanych z próbą zrekonstruowania zasad gry na podstawie owego skąpego opisu.
OdpowiedzUsuń@ Paladyn
Co do braku odpowiednich literek w nazwie S&W - prowadź przy użyciu 3LBB, którego wydruk Ci dałem jesienią. Albo BECMI. Może problem zniknie :)
I jeszcze pytanie: czy podręczniki na zdjęciu pochodzą z Twojej kolekcji? Nie wiedziałem, że masz Basic Set Holmesa.
Cóż, druga edycja, pomimo swojej "sztywności" w wielu zasadach, była wystarczająca, prosta do wytłumaczenia, nieskomplikowana w tworzeniu postaci, a poza tym wydano do niej najciekawsze dodatki. Może to sentyment, ale jak zobaczyłem podręcznik do trzeciej i próbowałem coś w niej stworzyć, dość szybko się poddałem. AD&D rulez!
OdpowiedzUsuń@Artur: Ja też tak czasami przeglądam, ale problem ze mną jest taki, że jak coś kupię, to chcę mieć komplet, więc rozumiesz, że w czym jest ból? :)
OdpowiedzUsuń@Key-Ghawr: Kolekcja nie jest moja, zdjęcie znalazłem w sieci. Ja mam "święte trójce" oD&D i AD&D 1E od Ciebie, AD&D 2E w oryginałach (te starsze wydania), #E, 4E i podstawkę do Pathfindera. Co do grania w oD&D, podobnie jak w przypadku S&W brakuje mi pewnych rzeczy. Ale najważniejszy jest sentyment i nostalgia, sprawy kompletnie nielogiczne i subiektywne.
@Krzemień: Na mnie przyszedł chyba ten moment. Inna rzecz, że po prostu zasady trójki i czwórki okazały się zbyt wiążące.
@Gonzo: Dzięki :)
Swoją drogą, ciekawe jak postrzegają RPG osoby, które zaczynały przygodę z tym hobby od, powiedzmy, Świata Mroku, albo systemów przyszłościowych (Cyberpunk, Shadowrun, Traveller)
OdpowiedzUsuńNikt z ludzi, z którymi grałem w WoDy już nie gra ;-)
OdpowiedzUsuńJeśli nie liczyć Kastora, to z moich znajomych w WoD-a też nikt nie gra. Ale to tak na marginesie, mam wrażenie, że ludzie którzy zaczynali od Świata Mroku zawsze kładli nacisk na "głębię fabuły" i patrzyli na adekowcow jak na dzieci łupiące w piaskownicy. :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Travellera (bądź przeklęty, Keyu, już ty wiesz dlaczego :) ), to w Polsce ma chyba pojedynczych wielbicieli. Natomiast obserwacja zagranicznego fandomu tej gry napawa mnie strachem. To ogromne środowisko, które zna, hołubi i drąży te grę od wielu, wielu lat. Bywa hermetyczne, niekiedy trudne do zniesienia, ale stanowi osobny kontynent na erpegowej mapie świata. To ludzie, którzy trzymają się swojej działki i nie wyglądają poza nią.
Ah ja uwielbiam mnogość retroklonów z SWord & Wizardry Core Rules na czele, do tego Rerferee's Book z LotFP i Domainsy z Adventurer Conqueror King System. A jeśli lubisz klimaty swords & sorcery polecam Crypts & Things z D101 Games, bardzo fajna gra, nawet skille fajnie są rozwiązane:).
OdpowiedzUsuńObrałeś dobry kurs. Przynajmniej taki jak ja. Ja już dawno wróciłem do 2ed, chociaż po głębszym zastanpwoeniu wydaje mi się, że nigdy od niej nie odszedłem. Faktem jest że teraz dla odskoczni prowadzę Shadowrun'a, ale to chwilowe tak jak inne systemy bo zawsze wracam do 2ed, z tych samych powodów co wszyscy.
OdpowiedzUsuń