środa, 22 grudnia 2010

Dark Sun 4E w praktyce - "Vault of Darom Madar" cz.2

W okrojonym składzie i innym terminie niż zakładaliśmy, kontynuowaliśmy odkrywanie na nowo pustyń Athasu. Drużyna składał się tym razem z trzech graczy: Piotra, Adama i Pawła, Filip niestety nie był w stanie się pojawić.


Bohaterowie
Piotr C. - eldarin Dirrian, mnich z Lądu Poza Wiatrem
Paweł S. - krasnolud Hagmund, warden z Raam
Adam T. - thefling Mirzam, ardent z Nibenay

Bohaterowie Niezależni
Umfik, krasnoludzki wojownik z Urik
Tormanud, wódz elfów plemienia Srebrnych Dłoni
Tareck, pół-elf przewodnik


Przygodę podjęliśmy dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyliśmy ja na poprzedniej sesji. Od strony niewielkiej oazy, w zasadzie bardziej brudnego oczka wodnego, niż sanktuarium na pustyni, zaczęli się zbliżać trzej ludzie, a kilka metrów za nimi krasnolud i niziołek. Ten ostatni był zwiadowcą, którego wypatrzyli bohaterowie. Zbiry sięgnęły po kościane noże i ruszyły do walki. Krasnolud, którego skóra spalona była słońcem, pokryta poparzelinami tak zrogowaciałymi, że zdawały się tworzyć skorupę, skoncentrował na Umfiku swoja moc, tworząc z powietrze soczewkę, skupiająca na nim mordercze promienie słońca. W międzyczasie niziołek Yossi zaczął nękać bohaterów atakami psionicznymi. W pierwszych chwilach starcia nieszczęśliwie padł Mirzam i bohaterowie wpadli w tarapaty. nie pomagała wytrwałość Umfika, szaleńcze ataki Dirriana czy szarże Hagmunda. Wydawało się, że oaza stanie się grobowcem bohaterów. Ale w końcu na polu bitwy zostali tylko krasnoludzki kapłan słońca i trójka poranionych bohaterów. Strony zawarły rozejm i się rozeszły, wiedząc że dalsza walka mogła się dla nich skończyć zwycięstwem lub śmiercią.

W tym miejscu odegraliśmy flashback, w którym pewna elfka wynajęła bohaterów w Altatruk, aby dostarczyli wiadomość do Toramunda, wodza plemienia Srebrnych dłoni. Za usługę zapłaciła 20 monet i podała im przewiązany rzemykiem list. Bohaterowie długo debatowali, czy to nie pułapka, czy zobaczyć, co znajduje się na pergaminie, ale postanowili nie naruszać tajemnicy korespondencji.

Drużyna zawłaszczyła skarby bandytów (trochę monet i racje żywnościowe), udała się na odpoczynek i następnego dnia wyruszyła do Srebrnej Oazy. Po uiszczeniu opłaty za wejście, bohaterowie zaczęli rozglądać się po osadzie. Tu i ówdzie byli świadkami scen bandyckich, gorszących i odrażających. Jacyś kupcy targowali się, ludzie ścigali złodzieja owoców, a z paszczy mekillota wyciągano niefortunnego woźnicę. Koniec końców bohaterowie dotarli do obozu elfów, zarządzających oazą. Przedstawili swoją sprawę i dostali zgodę na spotkanie z Toramundem, jednak musieli okazać najpierw list. pod lupę wziął go doradca wodza, który w swoim namiocie zaczął badać ewentualne właściwości magiczne. Tutaj bohaterowie pierwszy raz spotkali się z magią i tym, jak działa ona na Athasie. Kiedy elf skończył wypowiadać zaklęcie, zgromadzonych pod jego dachem przeszył ból, jakby ktoś z ich ciał wydzierał poszczególne nerwy. Rośliny wypełniające namiot przywiędły, broda Hagmunda zyskała kilka siwych włosów, kiedy czarodziej zbierał energie życiową potrzebną do rzucenia zaklęcia.

Koniec końców list okazał się niegroźny, więc nic nie stało na przeszkodzie spotkania z Toramundem. Wódz przywitał ich w basenie, otoczony przez dwie niewolnice i służbę. Butny, nieprzyjemny i pewny siebie, rozmawiał obcesowo. Był już starszy, łysiejący, ale w resztki długich strąków miał wplecione metalowe ozdoby. Odebrał list i po jego lekturze zaproponował drużynie umowę: w zamian za przewodnika, mieli wykonać dla niego pewne zadanie, po powrocie do oazy. Bohaterowie zgodzili się i następnego dnia wyruszyli na poszukiwanie grobowca.

Przewodnikiem okazał się starszy pół-elf Track. Bez trudu zaprowadził drużynę do Wąwozu Guthay. Po dwóch dniach poszukiwań (i udanym skill challange) bohaterowie bez kłopotu odnaleźli poszukiwany od lat grobowiec Daroma Madara. W pierwszej sali, nietkniętej dłutem kamieniarza i spełniającej rolę przedsionka, bohaterowie trafili na zwłoki. Były to trupy ekspedycji domu Tsalaxla oraz szczątki obrońców domu Madar. Kiedy bohaterowie zaczęli je oglądać (jedne były lepiej zachowane, inne gorzej), stwierdzili, że musiał to być ostatni bastion, miejsce gdzie zapędzeni w kozi róg uciekinierzy zdecydowali się stawić desperacki opór prześladowcom. Nagle zwłoki powstały i połączone nienawiścią do żywych, zaatakowały drużynę.

Ta walka przebiegała inaczej, niż poprzednio. Choć wrogowie byli znacznie liczniejsi (mieli przewagę trzech do jednego), to okazali się słabsi i z początku ginęli pokotem. W pierwszych rundach zginął Tarreck, ale poza tym bohaterowie dominowali. Dopiero później szanse się wyrównały, ale koniec końców ożywieńce zostały rozniesione.

Po tym spotkaniu zakończyliśmy sesję, a punktów doświadczenia było tyle, że drużyna awansowała na drugi poziom doświadczenia.


Zza Ekranu Mistrza Gry
- Pierwsze starcie było koszmarnie trudne. Przez chwilę zapowiadał się total party kill i musiałem trochę "przytemperować" bandytów, inaczej zakończylibyśmy sesję przedwcześnie. Z początku myślałem, że to efekt wykorzystywania potworów i NPC-ów z Dark Suna, ale w rozmowie później okazało się, że poziom trudności podniesiono także w serii Essential.
- Zrezygnowałem z wersji hardcore, gdzie healing surge można odzyskiwać tylko na terenach cywilizowanych.
- Skill Challange polegający na odnalezieniu grobowca mnie zawiódł, bowiem fajny pomysł wykorzystania mechaniki, zamienił się w zwykłe turlactwo. Jest to podobny przypadek jak kostki w WFRP3, które mogą opowiedzieć historię, ale szybko degenerują się do mechanicznego oblizania ilości sukcesów.

1 komentarz:

  1. W pierwszym starciu miałem dość pechowe rzuty i do tego bez sensu użyłem mojej mocy Daily (nie doczytałem dokładnie, jak działa). Inna sprawa, jak wspominałem na sesji, nas była tylko czwórka, a walki w D&D4 są planowane na piątkę bohaterów.

    Ale druga walka bardzo mi podeszła, gdyż mój bohater specjalizuje się (jak było widać) w walce z grupami przeciwników i miał okazję się wykazać. No i polepszyły mi się rzuty. ;)

    Skill Challenge faktycznie wypadł nieco blado. Myślę, że wynikło to ze zbytniego skupienia się na mechanice przy pominięciu opisów. Każdy rzut powinien być poprzedzony opisem. Przy pierwszych tego pilnowałeś, potem odpuściłeś zarówno nam jak i sobie. Warto pamiętać, że SC to tylko uporządkowanie testów umiejętności, które stanowią standardowy element większości erpegów. Jak to jest, że w innych systemach ludzie potrafią połączyć opisy z testami, a w D&D4 tak łatwo z tego rezygnują...

    OdpowiedzUsuń