Na szczyt paladyńskiej szklanej góry dotarł huk i zgiełk, jakby ścierały się ze sobą wielkie armie. Jakoś w środowisku erpegowym było ostatnio spokojnie, na szczęście okazało się, że to tylko cisza przed burzą. W ostatnich dniach rozpętała się afera z filmikiem promującym Pyrkon 2014 i Q-Workshop. Padają gromkie wyrazy oburzenia, wytaczane są działa ideologiczne, w odpowiedzi mamy cięte riposty, sprowadzanie do absurdu i parcie w zaparte. O czym obydwie strony "konfliktu" nie wiedzą, to że ich poczynania wystawiają ocenę środowisku. A nie jest ona dobra...
Przepraszam, czy tu biją?
Wszystko zaczęło się od filmiku reklamowego, w którym młode dziewczę wraca do domu, rozbiera się w korytarzu, znika w łazience, a kiedy kamera za nią nadąży, pławi się już w wannie pełnej kostek. Po pierwsze, nie chcę myśleć o tym, jak aktorka musiała znosić leżenie na wielu k4, zasługuje na pewno na miano fakira. Wyobraźnia podpowiada mi też, co się stanie z k20, która przypadkiem dostanie się tam, a nie gdzie indziej... Ała. Po drugie, jako ojciec/chłopak/mąż/partner takiej bałaganiary, która rozrzuca bieliznę po mieszkaniu chyba bym wpadł w furię, niż w odmęty namiętności. Dla tych, którym wydaje się to ponętne, NIE, NIE JEST! Zbieranie czyjejś bielizny (takiej po całym dniu noszenia) to ostatnia rzecz, która kojarzy się z erotykę. Wierzcie mi, wiem co mówię.
Filmik, jak to filmik. Nie rzucił mnie na kolana, zrealizowany jest przeciętnie, niczym nie zaskakuje. Jeszcze żeby był zabawny (pomysł Ghash: dziewczę, które cosplayuje smoka, leżące na górze z kostek? Jakieś nawiązanie do filmowego Smauga? Rewelka!). Niemniej, spowodował, że pośród graczy i wielbicieli fantastyki zaczęła się zadyma. Obydwie strony szybciutko się okopały, wezwały wsparcie, wytoczyły działa najcięższych argumentów i ideologii i wojna trwa w najlepsze. Czekam tylko na broń masowej zagłady w postaci porównania do nazistów, ale to pewnie za chwilę...
Wypuścić Krakena!
Tymczasem cała ta afera wiele mówi o nas samych. Z jednej strony mamy marki, które próbują się promować. Mówią, że po pierwsze "wszyscy tak się reklamują", ale najwidoczniej ich wiedza o reklamie zatrzymała się w połowie lat dwutysięcznych. Ludzie na seks już nie reagują, ba, wręcz jest odpychający, jeśli służy promowaniu gładzi szpachlowej, wieprzowiny czy cegieł. Konwentów i kostek także. Po drugie, podobno taki był "target". Innymi słowy konwent jest skierowany do nastolatków/onanistów/wielbicieli niemieckiego kina przygodowo-obyczajowego, którzy damską bieliznę widują w sklepie, a kobiece ciało owszem codziennie, ale na monitorze? Nie widzę łączności pomiędzy rozrywką intelektualną (gry fabularne, planszowe, literatura), a odwoływaniem się do najniższych chuci. Oglądając filmik nie byłem oburzony, nie byłem poirytowany przedmiotowym traktowaniem kobiecego ciała. Poczułem się zażenowany, że ktoś traktuje mnie jak erotomana-teoretyka, który musi się zaspokajać przez manipulacje pod płaszczykiem, zerkając na księżniczkę Leię w stroju niewolnicy. Bo drugie wyjście jest równie nieprzyjemne: organizatorom konwentu nie zależy na moim przyjeździe, nie myślą o mnie, układając program i zapewniając rozrywki.
Z drugiej strony na polu bitwy hasają hufce tropiące seksizm, dyskryminację płci i szukające najmniejszego śladu, odsłaniającego najdrobniejszą poszlakę podejrzenia nieprawomyślności. Tyle że sięganie po prace psychologów jest chyba na wyrost, mamy do czynienia z ludzką głupotą, anie próbą zorganizowanego dyskryminowania kobiet. Tak czy inaczej, okazało się, że środowisko wielbicieli fantastyki jest beczką prochu, a do eksplozji potrzebna jest tylko jedna iskra...
Pokaż mi aferę, powiem ci kim jesteś
I tak od kilku dni się dzieje. Orgowie Pyrkonu i Q-workshop próbują tłumaczyć, bronić swojej wizji, wzruszają ramionami, ktoś wrzucił zdjęcie maskotki w pudełku z kostkami itp. Z drugiej strony padają oskarżenia o seksizm, mizoginizm, uprzedmiotawianie kobiet i męski szowinizm. Tymczasem jasno widać, żę nie chodzi o żadną z tych wartości, a o własną promocję.
Jak w polskim parlamencie, nie ma dyskusji. Kolejne osoby wychodzą na mównicę, proszone czy też nie, wygłaszają swoją opinię i nie zamierzają nad nią dyskutować. Jest prawdą objawioną i skończoną, nie podlega żadnej interpretacji ,a kiedy ktoś się z nią nie zgadza, automatycznie staje się wrogiem. Poziom zacietrzewienia jest ogromny, cóż, przykład płynie z góry, z tak zwanych elit. Ciekaw jestem, co będzie następnym krokiem: już widziałem bluzgi, prześmiewcze pomysły, czy organizatorzy odpowiedzą cenzurą? Robi się ciekawie... a o ciekawych czasach mówi pewne chińskie przysłowie.
To nie pierwszy przypadek, kiedy golizna wchodzi do RPG. Było już poruszenie w kwestii ilustracji do podręczników, czy reklamówki jednej z nowszych, polskich gier fabularnych. Pytanie tylko, czy trzeba się o to oburzać? Czy za każdym razem należy wyciągać argumenty wagi ciężkiej? Czy zawsze powinniśmy się doszukiwać drugiego dna, antyfeministycznego spisku, wrogich machinacji? A może wrzucić odrobinę na luz?
Między młotem a kowadłem
Reklama Pyrkonu i Q-Workshop mi się podobała. Jak napisałem, poczułem się lekko zażenowany. Kiedy zaczynałem grać w RPG, mój ojciec obawiał się, ze to jakaś zakamuflowana siatka pedofilów. Ale gdy poznał kilku współgraczy, przekonał się, że to młodzi, oczytani, inteligentni i kulturalni ludzie. Dość wyraźne przeciwieństwo "podwórkowych chłopaków" i wiążącego się z nimi alkoholu czy papierosów (o innych używkach nie było wtedy jakoś mowy). W takim przeświadczeniu trwałem, dopóki nie poznałem internetu. Z początku byłem przeświadczony, że o RPG piszą ludzie tacy, jak opisałem wcześniej, a na dodatek twórczy, którzy nie marnują czasu na gapienie się w telewizor, ale są kreatywni. Niestety, dość szybko zostałem wyprowadzony z błędu: flejmy, koterie, wojenki pomiędzy blogerami, a polterowcami, czy pseudointelignckie wywody pseudopisarzy o dziwnie brzmiących nickach utwierdziły mnie w przekonaniu, że ś.p. Stanisław Lem miał rację.
W tym konkretnym przypadku mamy naoczny dowód, że cała podbudowa akademicka, zainteresowania i twórczość służą jednemu: pyskówie. Pozyskaniu lepszych argumentów. Cała sytuacja nie pokazuje dojrzałości środowiska, zmagającego się z problemem seksizmu, ona przedstawia gówniarską postawę obydwu stron, oraz to, że nadal jesteśmy i sami się postrzegamy jako dziwolągami, którym wystarczy pokazać kawałek cycka, żeby kupili bilet na konwent i kostki, mając po cichu nadzieję, że jedna z k10 ocierała się o to i o owo.
Marksistowski-leninowska analiza problemu kostki w zadku
Ściągnę na siebie gromy, ale zanim zostanę spisany na straty, odcięty od stada i uznany za bydlę, proszę chociaż doczytać ten akapit do końca. Nie uważam, żeby kobiety i mężczyźni byli sobie równi. Gdyby tak było, nie istniałyby płcie. Żadna z nich nie jest lepsza, żadna nie jest gorsza. Po to wykształciliśmy różne zewnętrzne i wewnętrzne narządy płciowe, żeby spełniać różne role. Porównywanie kobiet i mężczyzn jest jak porównywanie skoczka w dal i skoczka o tyczce. Obydwaj występują w podobnych dyscyplinach, tylko trochę innych. I diabeł kryje się w szczegółach. Podobnie jest z kobietami i mężczyznami, ja nie nakarmię mojego syna mlekiem, chyba że je przygotuję w garnku. Moja żona nie spłodzi w naturalny sposób dziecka z inną kobietą.
Współczesne społeczeństwo może i powinno zapewniać sposób realizacji jednostkowej w każdej dziedzinie bez ograniczeń ze względu na płeć. Jednak analiza każdego problemu pod katem ich, teoretycznej, wojny czy konfliktu, jest jak marksistowska analiza społeczeństw starożytnych: zawęża pole badawcze, stosuje niewłaściwe narzędzia i zafałszowuje prawdziwy obraz sytuacji. Jak przeciwnikom teorii jednej kuli wszystko będzie się kojarzyło z konspiracjami, tak każda dyskusja męsko-damska urośnie do konfliktu płci.
Dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że niepotrzebnie stosuje się tę argumentację w tym przypadku. Powtórzę: ktoś zrobił głupotę, a teraz sztucznie się rozdmuchuje tę sprawę.
Juliusz Verne, a sprawa polska
Kilka lat temu miałem okazję być gościem i obserwatorem spotkania Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne'a. Otworzyło mi oczy i pozbawiło złudzeń, co do klasy środowiska związanego z fantastyką. Do PTJV należą ludzie pochodzący z rożnych krańców Polski, wykonujący różne zawody i obydwu płci. W przeciwieństwie do naszego środowiska byli jednak otwarci na merytoryczną dyskusję, na pomysły innych. Co więcej ŻYCZLIWIE podchodzili do propozycji innych osób, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawały się dziwne, nieciekawe, czy wręcz kiepskie. W jego łonie istniała dyskusja, nie wyrażanie poglądów ex cathedra, a rzeczowe porównanie argumentów i próby przekonywania bez panicznej obrony własnej racji. Sądzę, że gdyby zjazd miłośników Juliusza Verne'a promowała skąpo odziana dziewczyna dosiadająca "Nautilusa", zostałoby to skwitowane krótkim: "Nie pamiętam takiej sceny w książce".
Mnie osobiście film reklamowy Pyrkonu się nie podobał, z lekka mnie zażenował. Ale jeszcze bardziej zniesmaczyła mnie całą afera, jaka dookoła niego wybuchła. Szkoda, że zamiast napisać sążnisty artykuł pomocowy do Zewu Cthulhu czy przybliżyć historię Travellera, z letargu wyrwała mnie awantura na poziomie pudelka. Cóż... jeden krok bliżej decyzji o zmianie stawu.
„Z drugiej strony padają oskarżenia o seksizm, mizoginizm, uprzedmiotawianie kobiet i męski szowinizm. Tymczasem jasno widać, żę nie chodzi o żadną z tych wartości, a o własną promocję.”
OdpowiedzUsuńAle gdzie tu sprzeczność? Właśnie problem w tym że pomysłodawcy (jak rozumiem, spoza Pryrkonu i Q-Workszopu) i przedstawiciele tych drugich zgadzając się na taką formę reklamówki polecieli bezmyślnie stereotypem powielając wzorce, które są seksistowskie, mizoginistyczne i tak dalej. Problem w tym że jak im się to palcem pokazuje to idą w zaparte i udają że nic się nie stało i tylko te paskudne feministki robią burzę w szklance wody.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCoz, mnie na pierwsza sesje 'prywatna' zaprowadzila mama - bylam mocno nieletnia ówczas. Po czym zostawiła mnie z czystym sumieniem, ponieważ stwierdziła, że 'dom był pełen książek' a ci chlopcy to mili studenci ;)
OdpowiedzUsuńPatrz a rozmawialiśmy wczoraj o tym i sam mówiłeś o tym, by nie dyskutować z idiotami, bo pokonają doświadczeniem etc. A tu się sam wystawiasz na strzał.
OdpowiedzUsuńWiesz, "musiałem sobie podbić ilość wejść" :)
OdpowiedzUsuńZdrowy rozsądek zniszczył rzut kością k4:)) Z tego, co piszesz (a sprawę znam tylko z tego tekstu), to wygląda na to, że reklama trafiła na bardzo podatny grunt. I to chyba starczy za wyjaśnienie wszystkiego, nad czym można by rozmawiać tygodniami :))
OdpowiedzUsuńDokładnie Paladynie, przecież chodzi o to by "coś napisać, aby podtrzymać status aktywnego bloga i bycia aktywnym uczestnikiem życia internetowego".
OdpowiedzUsuńZapomniałeś o jednej rzeczy. Że gdy po konwencie lataja prawie nagie cosplayeri to nikt nie podnosi krzyku, ale wystarczyła noga i ramiona ładnej (aktorka jest ładna) dziewczyny, by znalazła sie grupa oburzonych, rzucających ideologiami ludków.
OdpowiedzUsuńA reklama ma się nijak do tematyki konwentu, ale to inna bajka :)