To było dość dziwne spotkanie... Z początku zapowiadało się, że weźmie w nim udział jedynie dwójka grczy, ale po rozdaniu postaci (w tym bonusowych), zjawił się Eligiusz. Potem ważny telefon zmusił mnie do wcześniejszego skończenia spotkania i sądziłem, że będę musiał kończyć przygodę na następnym, ale jeden fartowny czar skrócił spotkanie o połowę, a potwory o głowy...
Bohaterowie i gracze
Keira - elf, rogue (thief) - Ghash
Hagen - human, cleric (strom warpriest) - Don
Fargrim, dwarf, fighter (slayer) - Don
Jarren, human, wizard (evocation mage) - Eligiusz
Bohaterowie rozdzielili łupy i zaczęli przeszukiwać kryjówkę Zdechłych Szczurów. Budynek w środku sprawiał wrażenie opuszczonego, przez dziury w dachu wpadało światło księżyca i dziwny poblask z zalanego parku. Wnętrze było zagracone połamanymi meblami, resztkami sprzętów, śmieciami i tym, co naniosły wody zalewowe. Dokładniejsze przeszukanie przyniosło spodziewane wyniki, Keira odkryła tajemne przejście pod stertą rupieci. Klapa nie stanowiła większego problemu dla dzielnej złodziejki i oczom bohaterów ukazało się zejście do kanałów. Obecnie zalane wodami bagna, śmierdziało niemiłosiernie, ale widać było, że jest dość często używane.
Niestety, zejście na dół okazało się... problematyczne. Choć bohaterowie mogli i testowali różne umiejętności, to wszyscy z wyjątkiem Hagena, zlecieli na tyłki. Z chlupotem wpadli do kanałów, które ciągnęły się pod domem i zalanym parkiem. Miejsce ścieki okazały się na szczęście porządną, krasnoludzką robotą. "Zacier" płynął sobie środkiem, po obydwu stronach kanału ciągnęły się chodniki. Jak można przypuszczać, w kanałach nie było tak spokojnie, jak mogło się wydawać. Drużynę zaatakowały dwa aligatory, którym w sukurs przyszły straszne szczury (dire rats) i stado zwyczajnych.
Walka w zasadzie była wyrównana, choć ogromnie bawiły mnie rozmowy graczy, którzy nauczeni doświadczeniem, woleli "wypróbować" wroga przed użyciem potężniejszych mocy, aby nie zmarnować ich na mininów. W tym spotkaniu nie było jednak żadnych, ale skąd drużyna miała o tym wiedzieć? Walka rozgrywała się w ciasnocie i bałem się, że będzie się niemiłosiernie dłużyła, ale kiedy potwory były mniej więcej wykrwawione, ustawiłem je tak niefartownie, że z pięciu, cztery łapały się na Fontannę Ognia Jarrena.
Mag postanowił wykorzystać okazję, ie bacząc na to, że znowu "wszedł mi pan na linię ognia" Hagen. Fontanna płomieni spopieliła wszystkich wrogów w zasięgu (piękny rzut na obrażenia) i, o dziwo, oszczędziła kapłana. Tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy dość krótkie i gorące spotkanie...
A w 13th Age sugeruje się, by graczom jasno przedstawiać, którzy z wrogów są minionami (a nawet ile który z przeciwników ma hit pointów...) Przyznam, że nie wydaje mi się to takie głupie. Podział na "normalnych" i "minionów" jest podziałem dramatycznym - służy podkreśleniu centralnej roli głównych aktorów. Jeśli bohaterowie się w tym względzie gubią (i muszą próbować, jako opisałeś Marcinie w powyższym wpisie), to ta rola dramatyczna jest utracona.
OdpowiedzUsuńNie zapomnę też jak prowadziłeś “Vault of Darom Madar” ( http://scrollofskelos.blogspot.com/2010/12/dark-sun-4e-w-praktyce-vault-of-darom.html ) i po wkroczeniu do grobowca powitała nas horda nieumarłych. W pierwszym odruchu cała drużyna zupełnie niebohatersko chciała uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zmieniliśmy zdanie dopiero, gdy nas uspokoiłeś, że to tylko miniony. I faktycznie walka z nimi była jedną z łatwiejszych w tej przygodzie. :)
Czwarta edycja z jednej strony jest RPG, a z drugiej po trosze grą, w której gracze muszą żonglować zasobami. To pierwsze przemawia przeciwko informowaniu, czy przeciwnicy to miniony, to drugie za. Z pewnością przy ponownym spotkaniu z minionami otwarcie bym je tak określił. Bohaterowie wiedzą, z czym mają do czynienia. Zwłaszcza w Encounterach, gdzie chodzi bardziej o grę i zabawę, niż dramę.
OdpowiedzUsuńPrzy spotkaniu z nowymi minionami staram się je opisywać, ale nie mówię wprost. Uważni grze wychwycą pewne słowa-klucze. To taki mój wytrych, żeby i wilk był syty i owca najedzona.