Często tak mam, że kiedy zaczynam zastanawiać się nad jakimś problemem, ktoś inny podejmuje ten wątek . Tak było i tym razem, w styczniu na którymś z blogów (wybaczcie, ale nie pamiętam na którym, musicie sami poszukać) pojawił się tekst o tym, jak to kiepsko być Mistrzem Gry w obecnych czasach. To niestety racja. Z problemem zetknąłem się kilka razy, a chciałbym o nim napisać niżej słów kilka...
Zacznę od tego, jak to bywało kiedyś. W czasach, kiedy zaczynałem grać, Prowadzący był osobą wzbudzającą respekt. Zazwyczaj jako jedyny z drużyny miał podręcznik do gry i znał go na wylot. Dobierał sobie graczy i od dobrych relacji z nim zależał udział w zabawie. Miał więc władzę. Trafiłem na ludzi którzy dobrze wykorzystywali ten respekt i możliwości, oraz karłów, którzy dzięki nim odgrywali się za wyimaginowane czy prawdziwe krzywdy jakich doznali. Niemniej, podczas sesji słowo Prowadzącego było święte, a możliwość pójścia w jego ślady, nobilitująca. MG mógł karać, ale też i nagradzać. Pamiętam jak po bohaterskiej śmierci jednej postaci, łaskawie zezwolił na stworzenie uruk-haia (tak, Kryształy Czasu), wszyscy zazdrościliśmy temu graczowi i podziwialiśmy go za dobre odgrywanie.
"Wielka moc pociąga za sobą wielką odpowiedzialność". Na prowadzącym spoczywał obowiązek dobrego przygotowania sesji, a nie miał on do pomocy almanachów, internetu, muzyczki itp. Co więcej, musiał znać grę tak dobrze, aby ją płynnie prowadzić i pomagać graczom, był więc po części mistrzem, mentorem i opiekunem. Elitarność tego zajęcia chciałbym pokazać na dwóch przykładach. Moi znajomi dorwali gdzieś Aliens, system oparty na filmie. Dobrze go prowadzili i nie chcąc psuć marki, ograniczali dostęp do podręcznika. Ich irytacja była ogromna (i po części wykluczyła mnie z sesji), kiedy okazało się, że bez ich "zgody" dostałem w moje ręce własną kopię. Choć znalazłem się na niewłaściwym końcu kija, to wiem że nie chcieli aby nimb gry i stawiany poziom trudności rozmył się za sprawą niefrasobliwych Mistrzów Gry.
Drugi przykład wiąże się z moim ukochanym Ravenloftem. Nie zdradzając szczegółów, w tym settingu wiele rzeczy działa inaczej, niż w normalniejszych światach (A)D&D. Co więcej, dochodzi kilka ciekawych elementów, z których lepiej aby gracze czy ich bohaterowie nie zdawali sobie sprawy. My, Mistrzowie Podziemi, od Ravenlofta po prostu o tym nie rozmawialiśmy, odradzaliśmy czytanie podręczników, a kiedy ktoś przysiadł się do naszego stolika na Orkonie (dawno, dawno temu) najpierw zamilkliśmy, a potem zmieniliśmy temat. Ciekawskie pytania zbywaliśmy uśmiechem lub wykrętną odpowiedzą. Nie chodziło bynajmniej o pompowanie ego sztuczną elitarnością, a o zachowanie nimbu tajemnicy, potrzebnego do dobrego prowadzenia świata. Kilka lat później, kiedy co bystrzejsi gracze doszli do pewnych odpowiedzi sami lub za pomocą internetu, musiałem się sporo nakombinować (niekiedy łżąc w żywe oczy), aby utrzymać ów woal z Mgieł.
W chwili obecnej taka sytuacja jest już niemożliwa do odtworzenia. Nawet jeśli gracze nie będą chcieli dowiedzieć się, o czym dokładnie traktuje Kult, to i tak coś niecoś im się rzuci w oczy, nawet przeglądając Wikipedię. Powszechny dostęp do informacji sprawia, że utrzymanie czegoś w tajemnicy jest niezwykle trudne. Z tego powodu nie wierzę w UFO, Wielką Stopę czy konspiracje rządowe, już dawno by coś wyciekło.
Ale rola Mistrza Gry zdewaluowała się jeszcze z dwóch powodów. Po pierwsze, zanikł rozdział na graczy i Prowadzących. W tej chwili sytuacja przypomina tę, jaka panowała wśród muzyków grunge w Seattle na początku lat dziewięćdziesiątych. Zespoły tworzące tamtą scenę występowały w małych klubach, a ich publicznością byli muzycy innych kapel. W tej chwili praktycznie każdy z graczy jest też Prowadzącym i ma swoją wizję tego, jak sesja czy RPG powinno wyglądać. Co więcej, nie potrafi swego zdania odłożyć na bok i śmie poprawiać Prowadzącego (!) i to na dodatek w trakcie sesji (!!). Byłem świadkiem i uczestnikiem takich dyskusji. Wydaje mi się, że potrafię odłożyć swoje mistrzowanie na bok, kiedy gram (wydaje mi się, bo nie pamiętam już dokładnie, ostatni raz graczem na sesji byłem ze dwa lata temu), niemniej szacunek dla Prowadzącego zmalał tak samo, jak nimb tajemniczości, otaczający gry. Jest ku temu jeszcze jeden powód: powszechność gier na rynku czy w internecie. Nie mówię o ściąganiu pirackich pdf-ów, nawet jeśli ktoś nie może czy nie chce wydać pieniędzy na gry, to najdzie ich multum w darmowej wersji. Stały się dobrem tak powszechnym, że każdy, jeśli tylko zechce, może skrzyknąć drużynę i wspiąć się na ten kiedyś niedostępny piedestał.
Drugi czynnik, który zdewaluował rolę Prowadzącego to gry indie. Wiele z nich udowadnia z całkiem wysoką skutecznością, że taki ktoś nie jest potrzebny do zabawy. Grać i bawić się można bez arbitra, sędziego i wyroczni, więc skoro to możliwe, to po co szanować? Nie mówię, że gry indie są złe, nie mogę wydawać na ich temat oceny, bo aż tak dobrze ich nie znam. Ale próbując znaleźć inną drogę do udanej sesji, podważyły fundamentalną regułę umowy społecznej, jaką jest "typowa" gra fabularna.
Na koniec, powód ostatni, gdzie my, Prowadzący musimy uderzyć się w piersi. Jest nim nasze lenistwo, bo z czasem osiedliśmy na laurach. Natłok gier spowodował, że nie znamy ich tak dobrze i część wysiłku zrzuciliśmy na naszych graczy. Znają oni gry tak dobrze, jak my i widzą, gdzie prześlizgujemy się po łebkach, gdzie improwizujemy bo nam się nie chciało przygotować sesji i gdzie ściągamy z gotowców. Pozostaje tylko zakasać rękawy i przygotować się do kolejnego spotkania, aby nie dać plamy.
Jak więc przywrócić dawny nimb roli Prowadzącego?
Na pewno nie da się sprawić, aby jego funkcja była tak tajemnicza i nobilitująca, jak kiedyś, ale można zyskać chwałę dzięki pomysłowym przygodom, rzetelnemu przygotowaniu i ciężkiej pracy. Trzeba myśleć, tworzyć, eksperymentować i co najważniejsze, być uczciwym. Poza tym, warto prowadzić dialog z graczami, jeśli są na poziomie, to podejmą go i dzięki niemu, sesje będą wspaniałym, wspólnym doświadczeniem, którego sobie i Wam życzę.
Dobrze, że odchodzą takie patologie jak wspomniane w tekście zakazy czytania podręczników przez graczy, albo sztuczny "ałtorytet" Miszczunia Gry tylko dlatego, bo aktualnie prowadzi jakąś sesję.
OdpowiedzUsuńErpegowiec erpegowcowi równy. Każdy ma swoje gusta, akżdy ma prawo wypowiadać je na głos, czy to poza sesją, czy na sesji. Oczywiście pomijam tu klarowne sytuacje szkodzenia w sesji (nie mylić z uwagami typu "zdolność działa inaczej"). IMHO to dobrze, że prowadzący grę staje się po prostu kumplem, który postanowił przygotować się i przyjąć na siebie rolę organizatora i "uspójniacza" rozgrywki. Innymi słowy, staje się równorzędnym uczestnikiem sesji RPG.
Z całym szacunkiem, Paladynie, ale prawda o Twoich poglądach erpegowych wyszła na jaw. Po prostu narzekasz na to, że nie możesz być "elitą erpegie" tylko dlatego, bo uważasz że samo prowadzenie sesji jest czymś szczególnym. Rozczaruję cię - nie jest. Ten "nimb prowadzącego" to nic innego jak sztuczne nadrabianie braku autorytetu w życiu własnym takiego emgie, chęć podtrzymania tożsamości jaką jest wodzirejowanie w jakiejś specjalnej, wyjątkowej społeczności. Nie wiem jak jest u ciebie, Paladynie, niemniej uznaję tego typu "elitaryzowanie" za patologię, która do dziś psuje społeczność erpegową.
Chryste Panie na Gumowym Bananie!
UsuńCiebie, Mansfeld, bez wątpienia jakiś zły do szpiku kości Mistrz Gry musiał kiedyś zgwałcić! Z wypiekami na twarzy wyczekuję kolejnych Twoich komentarzy, aby wreszcie ujrzeć ten, w którym NIE ujawniasz patologii instytucji, jaką jest MG. Nie pomnę już, kiedy ostatnio (jeśli w ogóle) czytałem jakieś Twoje wypociny, niezawierającej uwłaczającego w kontekście, określenia 'miś gry' lub podobnego.
Chłopie, pozbieraj się! Z pewnością są w Twojej okolicy jakieś grupy wsparcia, które pomogą ci w przepracowaniu Twoich traum. Dla dobra swojego i innych- zgłoś się do nich czym prędzej, proszę! Inaczej nadal zmuszony będę w ustawicznym lęku wyczekiwać dnia, w którym przeczytam w nagłówkach gazet "Zabijał ich, bo byli Miszczuniami Gry. Dwadzieścia trzy ofiary śmiertelne, czterdziestu ciężko rannych. Trwają poszukiwania pozostałej setki".
von Mansfeld sam jest MG, więc nie mógłby zacząć ich mordować. Wiem, bo grałem u niego na ZjAvie ;D
UsuńUważam sytuację, gdy Mistrz Gry sam robi sobie herbatę na sesji za patologiczną. U nas zawsze dostaje napoje od innych graczy, podane z pełną czołobitnością i lekkim ukłonem, a nawet otrzymuje dolewki! A więc nie jest tak najgorzej...
OdpowiedzUsuńCiekawe refleksje, chociaż z ogólnym wydźwiękiem raczej się nie gadzam. Przykładowo problem ze znajomością sekretów settingu przez graczy, przedstawiony tutaj, jako bardzo poważny, łatwo wyeliminować tworząc własny świat.
OdpowiedzUsuńAle pamiętasz Paladynie o tym, iż rola MG którą wspominasz także była zdewaluowana po Dragonlance? I to nawet w większym stopniu niż teraz.
OdpowiedzUsuńA już bardziej na temat, czy to przypadkiem nie jest problem podręczników? Może to nie kwestia dostępności do nich, ale tego w jaki sposób są napisane? Że tworzone są na modłę tych, które kiedyś oferowały tanią tajemniczość poprzez swą niedostępność dla graczy? Może gdyby zawierały narzędzia wspomagające mistrza gry w konstruowaniu tajemniczości, zamiast oferować gotowce - problemu by nie było? Przynajmniej w tym aspekcie dewaluacji roli MG?
Kwestię zaników podziału na MG i graczy, prób wymuszania swoich preferencji itd. uważam za świetny materiał na badania psychologiczne. Zatem sensu nie ma spłycanie ich dostępną tu formą. Zaznaczę tylko, że wiele wskazuje na to, iż proces ten jest efektem gloryfikowanej tajemniczości i autorytetu MG, na kilku płaszczyznach.
@von Mansfeld
Im więcej piszesz o nadrabianiu braku autorytetu w życiu przez mistrzów gry, tym więcej w Twoich wypowiedziach kompleksów wychodzi.
W pewnym sensie się zgadzam, to znaczy z tezą, że znajomość settingów może popsuć trochę krwi MG. Przykład podam z sesji, w której brałem udział w styczniu tego roku. Graliśmy sobie w Deathwatch trochę niepodręcznikowo(mieszana drużyna Marines i Sisters of Battle), ale zgodnie ze światem. Przygoda kręciła się wokół jednej z herezji mówiącej, że na Złotym Tronie zasiada Bóg Imperator a Horus, który zwiódł Custodian. Dla części drużyny nieobeznanej z WH40k było to coś ciekawego, niemniej jeden z graczy wykazał się wiedzą zaczerpniętą z książki i niemal popsuł sesję swoim wywodem dlaczego jest to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńZ tezą o elitarności MG zgodzić się nie mogę, znam graczy, którzy prowadzą lepiej niż ja i MG, którzy nie potrafią wymyślić nic ponad "chaos znowu zaatakował". Gdy jestem MG chce się tak samo jak gracze dobrze bawić, a nie robić cyrk i udawać księcia ciemności o planach, przy których tok myślenia Cthulhu blednie.
W tekście widzę kilka punktów z którymi bym się nie zgodził i uznał za przegięcie, ale z przekazem głównym ostatniego akapitu w gruncie rzeczy się zgadzam. MG-Gawędziarz, MG-Narrator, MG-Światotwórca w większości klasycznych systemów się fajnie sprawdza i nie ma to nic wspólnego z elitarnością, noszeniem herbaty czy innymi patologiami. By to jednak dobrze żarło potrzeba dialogu z graczami i wzajemnego zaufania.
OdpowiedzUsuńJak już kiedyś vM pisałem, nie chciałbym prowadzić graczom którzy twierdzą że znają świat sesji lepiej ode mnie, że dany smok nie zionie ogniem na 50m tylko na 20m, bo na stronie 256 podręcznika napisano inaczej. Jeśli panuje wśród graczy powszechna zgoda że wizja, pomysł MG jest ważniejsze od literalnego zapisu w podręczniku, wtedy Mg zyskuje fajny margines, może pozostać kumplem i być jednocześnie narratorem pełną gębą. Ale podkreślę jeszcze raz - musi być zaufanie że MG nie nagina zasad dlatego że chce graczowi uwalić postać czy stawiając siebie na pierwszym miejscu nie zapomni że sesja ma być wspólną rozrywką. I musi być też zaufanie do graczy że nie będą się mądrzyli, zaś do dyskusji dojdzie tylko kiedy zobaczą że się wyrażnie Narratorze kopnąłeś gdzieś. Jesteś tylko człowiekiem.
Nie zgadzam się z większością tego artykułu. Być może obracałem się w innym środowisku, ale nigdy jakoś nie czułem się "elitarnie" tylko dlatego, że miałem pomysły na przygody i chciałem je opowiedzieć współgraczom.
OdpowiedzUsuńPamiętam jakieś 20 lat temu, kiedy gry RPG na poważniej startowały w naszym kraju, wydano w sumie może 3 systemy RPG: Kryształy Czasu, Warhammer i Cyberpunk. I z tych wszystkich tylko Warhammer doczekał się iluś tam dodatków. Cała reszta czyli ADnD, GURPS, ShadowRun, Palladium, Traveller czy startujący wtedy World of Darkness (i inne) - to wszystko było po angielsku, dostępne tylko za granicą, a u nas albo sprzedawane na co większych konwentach za duże wtedy dla młodzieży pieniądze albo kserówki od kolegów kolegi, który kserówkę miał skadśtam. Mało kto miał znajomość angielskiego i samozaparcie na tyle duże, żeby przeczytać 300 stronicowy podręcznik, zrozumieć i poprowadzić. Nic więc dziwnego, że jak ktoś ogłosił "Przeczytałem Wilkołaka, mogę prowadzić" to od razu zbierała się grupa chętnych, totalnie nic nie rozumiejących z angielskiej książki i niezainteresowanych jej czytaniem, którzy za to z chęcią pograją jako Wilkołaki. I system będą znać tak dobrze, jak im MG wytłumaczy. Była to pewna elitarność oczywiście, ale nie taka do której warto byłoby tęsknić.
A teraz Angielski stał się językiem internetu. Książki można kupić na Amazonie z przesyłką do domu, nie kosztują połowę nerki. A można też po prostu ściągnąć z sieci. Nie mówiąc już o tym, że przetłumaczonych na polski systemów się namnożyło. I ciężko teraz takiemu MG wykazać znajomością systemu jaki to on jest mądry, bo książkę może mieć każdy kto chce a i przeczytać ją jest w stanie dużo więcej osób.
I do tego Ci tęskno?
RPG jest o wpólnej rozrywce. Jest o opowiadaniu historii razem. MG i tak zawsze jest w stanie mieć 150 tysięcy różnych tajemnic, którymi może się pomalutku z graczami dzielić, nawet jeżeli setting wszyscy znają na wylot. A lenistwo? Coż.... czego tu oczekiwać od graczy, że będzie im się to podobać?
To co mnie najdotkliwiej boli po tych latach prowadzenie to raczej brak oryginalnych pomysłów. Tyle już historii wymyśliłem w życiu, że czasem ciężko coś oryginalnego graczom zaprezentować. Wracają schematy i nie jestem zadowolony z sesji nawet mimo, że gracze nie mają zastrzeżeń. Tu jest dla mnie większy problem. Graczy zawsze starałem się traktować jako partnerów w grze. A nie tych maluczkich, zagubionych we mgle (Ravenloftu), co to beze mnie drogi nie odnajdą. Stąd artykuł w sumie mocno mi się nie podoba.
Cześć.
OdpowiedzUsuńTam wiesz - Indie to i tak nie jest jakiśtam ogromny procent graczy i jego wpływ na jakąś globalną pozycję MG jest taki sobie.
Ale masz rację - kiedyś było dziwnie, a teraz normalniej jakby. Po takiej wypowiedzi znasz pewnie już mój stosunek do zmiany pozycji MG :)
Ogólnie wtedy było takie nastawienie środowiska - MG jako bóg na sesji. Wszechmocny, ostateczny i tak dalej. Koleś, który zawodowo wie lepiej, bo ma ksero ksera połowy podstawki do czegośtam. To zabawne, bo w końcu jako MG też byłem tak traktowany, mimo że czułem się z tym nieswojo. I ciekawe jest to, że gdy pojawiali się nowi gracze z jakąśtam RPGową przeszłością, to na dzień dobry traktowali mnie jak istotę w jakiś sposób wyższą. Nie tęsknię za tymi czasami :P
Poznawałem też MG zadowolonych z tego stanu. Ty nie widzisz w tym pompowania ego, ja owszem. Dawniej stereotypowy MG miał ego równie długie jak włosy :)
Wiesz kiedy zacząłem zauważać zmiany? Po wyjściu u nas trzecich dedeków. Inny model rozrywki się zaczął. Oczywiście zmiana była stopniowa i nawet do teraz zdarzają mi się sytuacje, gdy czuje powiew połowy lat 90-tych.
Oczywiście - to o czym piszesz - dostep do podręczników, inna konstrucja tychże to też ważne sprawy. Od dawna nie pamiętam gry, opartej na jakiejś mega tajemnicy settingu. Dawniej ta "druga warstwa settingu" była mega gonzo. Czytałeś te podręczniki tylko po to, by wiedzieć - bo to było jak dobry kryminał. Taka była moda - tak był skonstruowany stay WOD, L5K, 7th sea, czy Deadlands (dla mnie wzór).
Teraz takich gier jest mniej. Nawet jak świat ma jakąś tajemnicę to ona jest rozwiązywana w oficjalnych materiałach (jak choćby w niektórych settingach do SW). Nie ma takich tajemnic, które mają tylko ubawić MG. Okej - bywają, ale mniej.
Najwazniejszą zmianą jednak jesteśmy my. Teraz maga-w-pytę tajemniczego, wyniosłego kolesia bombardowałbym śmiechem, aż zszedłby ze swych wysokości na mój poziom ;)
Widzisz - pozycja MG jako takiego,globalny nimb prowadzących RPG nie powinny chyba być naszym zmartwieniem. Ważne sa dla mnie relacje z moimi graczami - bo to moi kumple. Nie chcę w sztuczny sposób budowac swojego wizerunku. Ten szacunek, który udało mi się zaskarbić wynika z tego, ze sam go okazuję moim graczom, umiem się przyznać do błędów, jestem otwarty na rozmowę i zawsze przygotowuję sie do sesji. Ale to nie wpływa na wizerunek wszystkich MG, tylko na mój własny. Jak to w życiu. Pracujesz głównie na siebie :)
Jeśli setting zasadza się na tajemnicy to po kiego gracze za wszelką cenę muszą, MUSZĄ go przeczytać?
OdpowiedzUsuńOlejmy kwestię kreatywności MG, bo jakby chciał to by sobie wymyślił pięć innych gier a nie zdecydował się grać akurat w tą.. Dla mnie zupełna głupota ze strony graczy. Dlatego jestem za tym aby to MG czytał podręcznik a tylko streszczał główne założenia gry swoim ciapciakom.
@up
OdpowiedzUsuńNie no bez jaj, jeśli gracze chcą to zawsze lepiej poznać dobrze setting w którym się gra, choćby po to żeby rozumieć jego realia co przerzuca się na jakość gry. Sesja w której gracze ciągle dopytują się "a czy w tym świecie moge to zrobić" albo co gorsza co chwilę są poprawiani przez MG informującego że tego czy tamtego nie wolno - taka sesja jest mizerna, irytująca dla graczy, męcząca dla mg. Także nie jest źle żeby gracze znali realia i reguły, kwestia tylko co z tą wiedzą zrobią - czy będzie użyta jako siła rozpierdzielająca sesję, czy wręcz przeciwnie.
Nimbowi Prowadzącego mówię NIE!
OdpowiedzUsuńOwszem rola MG jest szczególna i bardziej wymagająca od odgrywania bohatera. Mimo wszystko o wiele bardziej wolę relacje partnerskie niż relacje mistrz-uczniowie.
Jeżeli setting opiera się o tajemnice, proszę graczy, żeby nie czytali. BTW: jakby któryś z moich graczy w ogóle zabrał się za czytanie podręcznika byłbym bardzo zdziwiony a jeszcze bardziej ucieszony.
Jeżeli pojawiają się kwestie sporne, wyjaśniamy je na drodze dyskusji i kompromisu.
IMO stawianie MG na piedestale nie sprzyja zabawie. Czytam ogłoszenia typu "4 graczy poszukuje MG" i zastanawiam się czy nie szkoda im czasu na to szukanie, nie lepiej samemu spróbować? Jak lubią, niech czekają. Ja by nie czekał.
Bardzo ciekawy tekst.
OdpowiedzUsuńI dawniej i dzisiaj byłoby to dla mnie na pewno problemem, gdybym tracił oparcie w tym, że MG rozstrzyga o mechanice czy świecie prowadzonego świata. Zarówno jako gracz jak i jako MG wolę, gdy prowadzący jest "sędzią sprawiedliwym" i nie zagląda się do jego notatnika. To pomaga przede wszystkim w utrzymaniu płynności rozgrywki, gdy wszelką niejasność może rozstrzygnąć szybko jedna osoba, której autorytet jest niepodważalny. Nie sądzę, bym miał jakąkolwiek przyjemność z sesji, w której mechanika, czy jakieś uwagi gracza dotyczące świata, które MG gdzieś tam pominął, są przez gracza na sesji wywlekane, wychodzą na wierzch i zakłócają bieg gry. Nie lubię też patrzenia na ręce MG, rozliczania go jak urzędnika. Co prawda nie spotkałem się z tym i gdyby nie internet, myślałbym, że to jakaś bzdura. Może są dewianci, którzy przychodzą na sesję zagrać w doskonale nieautorski, podręcznikowy świat, a jak dostrzegą jakieś uchybienie, natychmiast wywalają swojemu MG cały urynał na stół, ale na szczęście mieszkam na prowincji, gram w prowincjonalne gry z prowincjonalnymi graczami. U nas - sielanka. Rola MG jest tak odmienna od roli graczy, że "równouprawnienie" nie wydaje mi się sensowną alternatywą.
Stąd chyba sentyment do początków erpegowania, gdy sprzyjał temu wszystkiemu brak informacji. Ale nawet później obchodziliśmy to bez problemu. W moim gronie graczy powstała zasada, że każdy z chętnych MG ma swój system (bądź styl grania) i reszcie nic do tego. Nie było czytania podręczników, odzierania MG z "tajemniczości". Chociaż przyznam, że przykłady, które przytoczyłeś w tekście, są "mocniejsze" i nawet trochę zabawne - ale niechby! Taka konwentowa zmowa MG musiała mieć swój klimat i wydaje mi się czymś rewelacyjnym w swoim sekciarstwie.
Dzisiaj właśnie z wymienionych w tekście powodów nie poprowadziłbym żadnej gotowej gry. Nawet Zew Cthulhu, który uwielbiam, budzi moją niechęć, skoro świat jest tak doskonale znany i na pewno gracz nie byłby postawiony wobec takiej tajemnicy, wobec której ja sam mogę go postawić prowadząc swój bezimienny świat, o którym on nie ma pojęcia i od zera musi go poznawać.
Nie czytałem komentarzy poza pierwszym, po którym mi się odechciało w dyskusję zagłębiać i jakimś przypadkiem uchwyconym fragmentem późniejszego, że niby "dawniej MG miał ego długie jak włosy". Nie wiem, ludzie, z kim wy gracie w RPG, z kim pijecie wino, z kim się przyjaźnicie, nie pytam, nie chcę wiedzieć.
Nie było w moim życiu RPG fajniejszych doświadczeń, niż te kiedy grywałem w ŚM z zerową wiedzą podręcznikową. Nie paliłem się do tego. A jak się zapaliłem kiedyś i poczytałem, to ŚM się nagle mocno spierdolił i już do niego nie wróciłem. Wśród moich znajomych był zakaz czytania pewnego numeru MiM z demonami. Nie przeczytałem go do dziś, a drugi kumpel coś tam czytał w konspiracji.
OdpowiedzUsuńTen tekst chyba najdobitniej pokazuje jak skrajne mogą być opinie erpegowców. Np. dla mnie opisywane w notce zmiany są zdecydowanie na lepsze.
OdpowiedzUsuń-Gerard
Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy podpisuję się pod tym artykułem czy nie.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony się zgadzam, a z drugiej jako MG zawsze byłam tym, który mniej zna świat gry od graczy. Moje mistrzowanie zaczęło się od tego, że zebrała się grupa graczy i wybrała mnie "na ochotnika" na MG, mimo mojego protestu. Powiedzmy sobie szczerze - na początek rola klasycznego MG nie jest prosta. Trzeba umieć zainteresować graczy, stworzyć i przedstawić historię, która w miarę logicznie bedzie się trzymała w kupie i najlepiej jeszcze dotyczyła graczy. Z tego powodu dobrze, by gracze mieli jakiś szacunek dla prowadzącego, bo poświęca duzo swojego wolnego czasu na przygotowanie sesji (mi zwykle potrzeba ok. 3 razy więcej czasu na przygotowanie sesji niż ona potem będzie trwała). Z drugiej strony często zdarzało mistrzować w systemach znanych mi tylko z sesji z innym MG. Czy do grania potrzeba jest przeczytać podręcznik? Nie potrzeba. By prowadzić trzeba przeczytać podręcznik? Też nie trzeba, ale przeczytanie go pomaga w znajdywaniu pomysłów na przygody. Swoim graczom nie zabraniam czytać, lecz nie mam zamiaru nigdy (o ile mi się zdarzy) tolerować wytykania błędów lub nieścisłości.
"Nie mam zamiaru nigdy (o ile mi się zdarzy) tolerować wytykania błędów lub nieścisłości"
UsuńHah i tu wkraczasz na grząski grunt wszechwiedzącego, wszechwładnego i mega zajebistego - klękajcie narody Mistrza nad Mistrzami Boga Gry ;)
Heh, Drachu makes the day - bon motami i wywodem.
OdpowiedzUsuńOgólnie podobnie jak inni chyba obracałem się w odmiennym środowisku. Nie czułem tego elitaryzowania. MG nie tylko pozwalali czytać podręcznik, ale wręcz do tego zmuszali lub zachęcali (czasem pozwalali sięgnąć po część z tajemnicami MG, i tak prowadzili swoje wątki, więc przydatność zdobytej wiedzy była damski chuj warta). W chwili obecnej gram na stałe z moją ekipą. To moi przyjaciele i głównie w tym zasadza się ich zaleta jako graczy. Nie czytają podręczników, bo najczęściej im się nie chce.
Jednocześnie co jakiś czas zdarza mi się grać nie z casualami, lecz faktycznie wariatami erpegowymi, gdzie każdy ma podręcznik, każdy czytał. Choć o wiele bardziej wolę grać ze swoimi (sentyment), to w przypadku tej ekipy próg wejścia w grę jest o wiele mniejszy. Po prostu ludzie przyjeżdżają, znając zasady gry.
Jak łatwo się domyśleć, cieszę się ze zmian. Nimb tajemniczości świata? Nasza Keeperess of Secrets w ZC świetnie dawała sobie radę, choć ludzie znali Mity, podręczniki etc. Jej wyobraźnia wystarczająco miksowała Istoty, mutowała, byśmy się czuli odpowiednio zagubieni.
Mysle, ze troche przesadzacie odczytujac tekst Paladyna jako dziadkowe marudzenie, o tym ze kiedys było lepiej. Ot po prostu podzielil się wspomnieniami o tym jak to drzewiej bywalo. zalu za utracona pozycji i szacunku.
OdpowiedzUsuńDla mnie wiekszym wyroznikiem nowych czasow jest wlasnie biernosc ze strony graczy. Duzo wiekszy ciezar spada ostatnimi laty na mnie jako MG. Niestety zmusic gracza do przeczytania czegos to prawie niemozliwosc. Zainteresowanie settingiem? Zapomnijcie. Nie ma na to szans, bo poza MG nikt nie bedzie się w cos takiego bawil w ciezkim tygodniu pracy. Starosc i marnosc ;-)
+2 :)
UsuńJa odbieram tekst podobnie.Ja zaczynałem dawno temu i mam jednak podobne sentymenty. Mistrz gry, a zwłaszcza dobry mistrz gry zawsze był w moim środowisku kimś elitarnym. Bo chciał podjąć trud długich przygotowań (podobnie jak z komentujacych osobiście przygody to potrafiłem przygotowywać wiele dni), bo potrafił strworzyć świetną fabułę, która nas w całości pochłaniała, bo miał podręczniki (do dziś pamietam opad szczęki gdy mi kuzyn prezentował podręcznik i założenia Pendragona) - dziś to śmieszne się wydaje ale te 17-18 lat temu było jednak inaczej a wreszcie czesto dla tego, że jako jedyny potrafił ten anglojęzyczny podręcznik ze zrozumieniem przeczytać. Za to wszystko był nagradzany respektem grupy. BYło tak w moim przypadku i w przypadku dwóch pozostałych MG.
Nigdy nie czułem od strony "kolegów po fachu", że taką pozycję w jakiś sposób wykorzystują, sam tego też nie robiłem dla jakiegoś odgrywania się, graliśmy w gronie przyjacił więc ten problem nie istniał.
Może to i próżność ale przyznaje bez bicia, że mi tego aspektu nieco brakuje. Bardziej mi jednak brakuje dawnego zaangażowania graczy. Tego że jeszcze wiele dni po sesji potrafili dzwonić i przeżywać te przygody, dopytywać o termin nastepnej, tego że chciało im się godzinami wymyślać historie i plany postaci na przyszłość. Tego ognia w oczach, który widziałem na sesji. Strasznie mnie to twórczo nakręcało.
Teraz mam czasem wrażenie, że moje granie staje sie troche jak kolejny blokbuster w kinie: fajnie spedzony czas ale "refleksji" po tym nie ma głębszej.
Może teraz już jesteśmy "za starzy" (w tym znaczeniu, że jednak człowiek młodszy przeżywa i odczuwa intensywniej), może ciężko już zaskoczyć ludzi, którzy widzieli/czytali/uczestniczyli w tysiacu histori i fabuł, ludzi, którzy patrzą jednak na świat daleko inaczej niż te 17 lat temu.
Gdyby czas pozwolił to chciałbym pomistrzować jakiejś grupie młodych świerzaków,znowu poczuć u graczy te emocje, otworzyć im okno na te wszystkie fantastyczne światy wyobraźni...
Na koniec taka dygresja: czasem sobie myśle jak fajnie byłoby cofnąć się w czasie znowu do tych złotej dla mnie epoki RPG, kiedy mało było kasy na podręcznika za to czasu na granie wbród (dziś dokładnie odwrotnie). Zaraz jednak przychodzi refleksja, że gdybym tam wrócił z obecnym bagażem doświadczeń to nie umiałbym tego wszystkiego smakować i przezywać jak 18 latek.
Gwoli wyjasnienia na koniec, bo pewnie wyglądam strasznie "mrokoświatowo";-) Grałem w: autorki sprzed ery MiM (gracz i MG) KC (MG), Warhammera (MG), MERP, AD&D, Pendragon.
Marcin
Przepraszam za literówki i byka: świeżaki oczywiście :/
UsuńNaskoczyliście na człowieka że niby się wywyższa a prawda jest taka że sytuacja zmieniła się na gorsze. Nie wiem czy większym niebezpieczeństwem jest pozorne tworzenie się elity, czy to że wyedukowani gracze po prostu nie potrafią docenić wysiłku jaki prowadzący wkłada w przygotowanie sesji. Oczywiście są ludzie i taborety i nie mówię że każdy zachowuje się na sesji jak pseudoekspert i wytyka prowadzącemu nieścisłości z podręcznika. Są dwa problemy.
OdpowiedzUsuń1. Gracze którzy znają settingi, czytali podręczniki, bestiariusze etc etc utrudniają zwykłemu prowadzącemu stworzenie zagadek i tajemnic. Jeżeli chce się użyć motywu z jakiegoś podręcznika to można być niemal pewnym że gracze już znają ten motyw. Ktoś może powiedzieć że można samemu wymyślać tajemnice - owszem można, tylko potem słyszy się narzekania że coś jest niekanoniczne i prowadzący tworzy własną wersje woda albo np Forgotten Realms. Celują w tym zwłaszcza WODowcy.
2. Gracze którzy świetnie znają mechanikę z podstawek i K100 podręczników dodatkowych mogą być znakomita pomocą dla prowadzącego, szczególnie dla osób które nie chcą się babrać godzinami w mechanice. Jednak zazwyczaj sytuacja wygląda tak że albo taka osoba jest zawada na sesji wytykając prowadzącemu błędy w mechanice albo wręcz wykorzystuje niewiedzę prowadzącego bądź też protestuje przeciwko rozwiązaniom domowym(ponownie, WODowcy pod tym względem są tragiczni, fanatyczni wyznawcy D20 tuż za nimi).
Z drugiej strony powszechna dostępność podręczników pozwala zapoznawać się nowym osobom z tym hobby. To jest jeden z kilku plusów dzisiejszej sytuacji, bo jak zawsze, prawda częściowo leży po obu stronach. Jednak główną wada obecnej sytuacji jest właśnie to, że gracze nie doceniają pracy MG. Mnie osobiście lepiej obecnie gra się z casualami, nie mają syndromu przeczytałem k100 podręczników, grałem u k20 MG i wiem lepiej a ty tworzysz własną wersję systemu X i w podręczniku jest inaczej.
Ad. 1) Bo jedynym kryterium fajności jest tajemniczość.
UsuńAd. 2) Bo MG spadnie korona z głowy, gdy pomówi z graczami o wprowadzeniu takiej czy innej zasady.
Ad. 3) Niedocenianie pracy MG. Pewnie dlatego 4 graczy dalej szuka MG...
ad 1. Nie jest jedynym kryterium ale od ręki można podać przynajmniej kilka rodzajów przygody w których niewiedza graczy co do pewnych elementów fabuły jest kluczowa. Podam przykłady. Spróbuj poprowadzić np w Wampirze kronikę oparta na którymś z firmowych settingów. Moim zdaniem jest to bez sensu bo większość graczy przeczyta podręcznik albo już przeczytało(nie koniecznie żeby oszukiwać, często wymówką jest - może kiedyś poprowadzę albo zwykła ciekawość). Czyni to większość pomocy dla prowadzącego bezużytecznymi. Każda przygoda która opiera się na wykorzystaniu różnego rodzaju sekretów(czy tym sekretem jest jakiś tajemniczy antagonista, czy układ sił, czy tożsamość mordercy) jest trudna do poprowadzenia przy dzisiejszych graczach. Bo wystarczy jeden troll, który walnie np "mordercą jest X" na 4/5 graczy żeby rozwalić sesję.
Usuńad 2. Nie spadnie, to jest normalny element grania. Problem leży w czym innym. Zdarzają się gracze którzy lepiej znają mechanikę od prowadzącego. Samo w sobie nie jest to problemem, ba może być niesamowita pomocą, tylko że nie zawsze ludzie mają dość kultury żeby zaczekać z rozmową o mechanice do przerwy czy końca sesji. Są gracze którzy narzekają na każą zasadę domową. Pół biedy jeżeli robią to po sesji ale jeżeli w trakcie, rozwalając innym zabawę kłótniami o mechanikę to już jest problem. Są tez gracze, którzy czytają podręczniki szukając w nich rozwiązań które zwiększą potęgę ich postaci i weź tu się kłóć z kimś takim że gramy np na podręczniku podstawowym+podręcznik gracza(WOD) albo podręczniku Gracza i podręczniku MP(D&D). Podsumowując, dzisiejsze czasy obrodziły w masę pseudoekspertów. którzy korzystając z powszechnego dostępu do gier czasami rozwalają sesję. Dawniej na mechanice znał się prowadzący i jeżeli były jakieś błędy to trudno, przynajmniej nie było kłótni z ludźmi którzy wiedzą lepiej.
ad 3. Skoro mamy tylu ekspertów, ludzie tyle czytają, jest taki prosty dostęp do podręczników to dlaczego nie ma MG?
Jak piszę o niedocenianiu pracy MG to mam na myśli sytuację w której prowadzący wykonuje pewną prace aby przygotować się do kampanii/kroniki/sandboxa. Wygospodarowuje czas, miejsce, umawia wszystkich graczy etc etc. Przychodzi czas na sesję i nagle okazuje się że masz czwórkę ekspertów, każdy zna się na mechanice lepiej od ciebie, każdy przeczytał setkę podręczników i zna setting lepiej od ciebie. Przygoda jest do dupy, poszedłeś na łatwiznę, nic nowego nie wymyśliłeś(albo odwrotnie zaprosiłeś graczy na woda chcąc czymś ich zaskoczyć a oni mają pretensje że napotkana istota nie występuje w żadnym z podręczników lub dana intryga w tym układzie sił w tym systemie nie ma prawa mieć miejsca). Dlaczego żadna z tych osób nie poprowadzi? Bo im się nie chce. Wolą czytać i krytykować. Samemu już nie tak łatwo. Dlatego Prowadzący powinni mieć pewien szacunek i pewne rzeczy dla dobra graczy powinny pozostać tajemnicą bo mało osób potrafi zignorować swoją wiedzę pozagrową. Oczywiście to nie tyczy się wszystkich.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, tu nie chodzi o to żeby gracze czcili MG, tylko żeby mieli szacunek dla jego realnie poświęconej sesjom pracy i czasu. Chodzi o to żeby gracze mieli dość kultury i przyzwoitości żeby nie rozwalać sesji kłótniami o mechanikę czy znajomością sekretów wynikająca z wcześniejszej lektury podręcznika.
(i nie należy zapominać o szacunku prowadzącego dla graczy, którzy także coś poświęcają w zamian za sesję)
No właśnie! Czyli tak na prawdę chodzi o elementarną kulturę, a nie jakieś style gry czy nimby.
UsuńTyle że pewien nimb wokół prowadzącego, czy też atmosfera szacunku dla osoby której chciało się zgłębiać tajemnice systemu znacznie ułatwiają zachowanie elementarnej kultury i porządku. Natomiast dostępność podręczników, poza różnymi zaletami, ma tę wadę, że sprzyja powstawaniu postawy pod tytułem znam się lepiej od MG bo przeczytałem K100 podręczników.
OdpowiedzUsuńPodobnie, żadna kultura nie uchroni przed tym, że gracz, który posiada pewne informacje z podręcznika X może skutecznie rozwalić sesję a w nalepszym razie kiepsko się bawić(co to za zabawa jeżeli już się zna fabułę czy oś intrygi). Moim zdaniem, ten zalew podręczników szkodzi w zasadzie graczom - skutecznie rozwalając zabawę z odkrywania settingu czy uczestniczenia w przygodzie której się wcześniej nie przeczytało. Niestety, biznes RPG ma na to trochę inne zdanie.
Z wymienionych wyżej powodów uważam że dużo lepiej gra się z casualami lub początkującymi graczami dopiero wchodzącymi w RPG. Po prostu rzadziej przychodzi im do głowy kwestionować decyzje prowadzącego, wyskakiwać z wiedza pozagrową a zaczerpniętą z innych podręczników czy też kłócić się o kwestie mechaniczne, czyli innymi słowy nie mają jeszcze złych nawyków. Nie ma w tym nic z tworzenia elity czy relacji mistrz-uczeń. Nikt nikomu nie zabrania prowadzenia.
Zatem wypada współczuć współgraczy-buraków.
UsuńRozumiem, że zachowanie tajemnicy może być pewnym problemem, ale:
1) czy nie lepiej nie zapraszać gracza, który "rozwala sesję"?
2) czy trzeba się pochylać nad graczem, który psuje sobie zabawę znajomością tego i owego?