Dla odmiany ostatnie spotkanie przebiegło bez jakichś poważnych problemów technicznych, choć tym razem to ja zostałem na chwilę wyautowany z pokoju. W grze udział wzięli Gobla, Idril, Tess i Smartfox. Spędziliśmy w dolinie Nentir dobre cztery godziny, a dzieje bohaterów posunęły się w ciekawym kierunku. Smartfox na swoim blogu opisał już co się działo. Ja dla kronikarskiego obowiązku pokrótce nakreślę wydarzenia i opatrzę je komentarzem z mojej strony wirtualnego ekranu Mistrza Gry.
Powróciwszy do Timbervale, bohaterowie zabrali się do kopiowania zwojów. To trudne i zaszczytne zadanie przypadło w udziale Nalii, mężczyźni zostali zagnani do roboty przy odkuwaniu studni, remoncie obory i opieki nad zwierzętami.
Tekstu na pergaminach było dużo i został zapisany starym dialekcie, ponadto skryba nie był zbyt wprawny. Skopiowanie jednej karty zajmowało dzień, tak więc drugi komplet był gotowy dopiero po tygodniu. Marchan od dawna się niecierpliwił i z niepokojem spoglądał w niebo, szukając łuny nadchodzącego Armageddonu. Kiedy zwoje zostały skopiowane, rad był wyruszyć w drogę.
Pierwszy postój wypadł bohaterom w lesie. Noc minęła spokojnie, ale uwagę Bedwyna zwrócił niewielki zająć, kicający w krzakach. Niepomny na to, że nocą szarak powinien spać, myśliwy spróbował go ustrzelić. Za pierwszym razem nie wyszło, za drugim się udało. I wtedy z krzewów wypadła na Bedwyna rozszalała bestia. Krzyki i szamotanina obudziły resztę bohaterów, którzy kijami, obuchami i czym kto miał pod ręką zaczęli walczyć z wilkołakiem. Bedwyn i Gnorum przyjęli na siebie impet wściekłości potwora, czego dowodem były odniesione rany. Na szczęście okazały się dość płytkie. Kiedy już bestię powalili, ale nie zdążyli jej odciąć łba, okazało się, że w wilczej skórze mieszka ludzka dziewczyna. Była chuda, ruda i bardzo zabiedzona.
Bohaterowie postanowili ją oszczędzić, a rano nawet rozsupłali więzy i nakarmili rosołem z zająca. Jedyne co dziewczyna wydukała, to "wilczyca", tak zapewne o sobie myślała i "Skelkin", co zapewne było jej imieniem. Przy pierwszej okazji dała jednak drapaka, zabierając koc, którym była obwinięta. Drużyna ruszyła jej tropem, odebrała derkę i ponaglana marudzeniem kapłana, wróciła na kurs.
Cel wędrówki znajdował się niedaleko. Zanim jednak bohaterowie wspięli się na górę, spotkało ich coś niepokojącego i złowróżbnego. W nocy ze strumienia wyłowili ciało drobnego człowieka. Było zmasakrowane, oskórowane, jakby ktoś pastwił się nad nim z wyjątkowym okrucieństwem. Kiedy bohaterowie oglądali je dokładniej, spokojny jak zawsze Marchan pobladł. Wskazał na dziwne wyrostki na plecach zamordowanego, mówiąc, że w niebie wojna się już zaczęła i anioły giną. Rzeczywiście, wyglądało tak, jakby niegdyś z pleców zabitego wyrastały skrzydła, które ktoś wyrwał. W tym momencie bohaterowie zdali sobie sprawę, że coś w bajaniach Marchana może być...
Następnego dnia bohaterowie wspięli się na górę. Kapłan prowadził ich do pieczary, która dalej przechodziła w kompleks jaskiń i korytarzy. Przy jednej z odnóg, ukrytej i kiepsko widocznej Marchan pożegnał się z bohaterami. Tu miał czekać i jeśli Matka Ziemia uzna go za godnego, przetrwać Apokalipsę, aby dalej nauczać o sztuce uprawy ziemi. Polecił bohaterom, aby przekazali wiedzę o lokalizacji jaskini tym którzy będą jej godni, pobłogosławił ich i znikł za skalnym załomem.
Bohaterowie zawrócili, ale nim wyszli z jaskiń czekało ich starcie z dwoma dość przygłupimi ogrami, które zastawiły na ich wielce nieudana pułapkę. po krótkiej walce potwory legły martwe, a Gnorum wszedł w posiadanie magicznego młota, który z jakichś powodów zawinięto w materiał, a do rulonu nasypano gruzu i kamieni.
Kiedy drużyna zeszła z góry, zbiorowo postanowiono udać się na południe, być może do Winterhaven.
Zza ekranu Mistrza Gry
- Kopiowanie zwojów odbywało się w następujący sposób. Tess wykonywała test Inteligencji +2. Analogiczny robiłem ja. Powodzenie obydwu oznaczało, że kartę udało się przepisać bez kłopotu. Udany test Tess, a nieudany mój oznaczał błąd, ale wykryty (tak było piątego dnia). Ostatniego dnia niestety wynik mojego rzutu wynosił '20', co oznacza, że błąd jest tyleż subtelny, co poważny i niewykryty...
- Sesja siódma będzie brzemienna w skutki, bylebym o nich nie zapomniał.
Czyli spieprzyliśmy kopiowanie? Po apokalipsie ludzie nie będą umieli uprawiać buraków? I ce-ha im w de ;)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta takie podwójne raporty z sesji. Widać inną perspektywę MG i graczy - zachęcam Was do jeszcze mocniejszego pociągnięcia tego w przyszłych raportach.
OdpowiedzUsuńA panienka na obrazku to kto? Wilczyca? :)
Dzięki Piotrze, będziemy próbować (przynajmniej ja! :P). Jakby dodać trochę bardziej skołtunione kudły i ją trochę pobrudzić, to byłaby to holywoodzka wersja Wilczycy :)
OdpowiedzUsuńTo nic dziwnego, że gracze taką słabość wobec niej okazywali... ;)
OdpowiedzUsuńJestem przekonany, że gdyby to był facet, to by go zatłukli, łeb urżnęli, a kuśkę starli na proszek i sprzedawali jako remedium na potencję.
OdpowiedzUsuń(Dobrze myślę, że to by było w klimacie drużyny? Takim praktyczno-przaśnym ;) )