poniedziałek, 10 stycznia 2011

Pathfinder RPG, czyli szlak starą ścieżką

Do tego posta zbierałem się od roku, jeśli nie dłużej. W sumie to dobrze, że przeleżał się w szufladzie ze szkicami, bo w międzyczasie zdążyłem dwa razy zmienić końcową ocenę, aż w końcu uznałem, że jestem w stanie wydać trzeźwą i dojrzałą ocenę, bez entuzjazmu czy wolną od wpływu chwili. Moja przygoda z Pathfinderem przypomina sinusoidę miłości i nienawiści, ale zdaje się, że dotarliśmy do spokojniejszych wód funkcji i mogę wydać ocenę, popartą doświadczeniem i znajomością materii

Kilka słów o tym, jak to było
Na Pathfindera trafiłem około dwóch, trzech lat temu. Zaczęło się od tego, że wróciłem z roleplejowej emerytury i postanowiłem spełnić obietnicę daną kilku osobom, że zagramy wreszcie "od pierwszego do dwudziestego poziomu w dedeki". Mój rozbrat z RPG przypadł na okres kiedy trzecia edycja D&D zdobyła szturmem rynek, przetoczyła się po nim i zaczęła powoli zanikać. Na horyzoncie majaczyła już wersja cztery, a ja do spółki z kilkoma weteranami AD&D postanowiliśmy sprawdzić, o co chodzi z tym d20. Niestety, po kilku sesjach zaczął się proces "smędzenia" znany z czasów drugiej edycji, czyli wyszukiwanie dodatkowych mocy, grzebanie po dziwnych podręcznikach w poszukiwaniu czegoś, co ożywiłoby postać. Koniec końców trafiliśmy na betę Pathfindera i przekonwertowaliśmy postacie. Multum opcji, doprecyzowane reguły i składnie opisana walka zachęciły nas wszystkich. Wybuchł entuzjazm, wszyscy cieszyli się nowymi mocami jak dzieci, tylko po kilku sesjach ja zacząłem marudzić. bo diabeł tkwił w szczegółach, a dokładniej w ogromnej ilości modyfikatorów, sytuacji, drobnych wyjątków. Można powiedzieć, że to nic takiego, ale d20 jest tak skonstruowane, że brak jednego modyfikatora w danej sytuacji (pominiętego choćby przez zapominalstwo), wpływa na cała konstrukcję potwora, obniża jego skuteczność i sprawia, że zamiast być godnym wyzwaniem, zostaje zadeptany. Nagle okazało się, że trzecia edycja, w przeciwieństwie do bardzo lekkiej AD&D, jest stworzona dla księgowych. Bardzo dokładnych księgowych.

Wielka księga
Podręcznika podstawowego do Pathfindera mogłem nie kupować. Miałem darmową betę i mogliśmy się jej trzymać, ale moja sympatia do Paizo Publishing sprawiła, że postanowiłem podręcznik nabyć. W moich rekach znalazł się podręcznik liczący grubo ponad 500 stron. Zamknięty w twardej oprawie, wydany w pełnym kolorze jest imponujący. Autorzy w jednym tomie zawarli zarówno podręcznik dla gracza, jak i przewodnik dla prowadzącego. Otrzymujemy kompletne reguły od tworzenia postaci, przez jej rozwój, zasady walki, opis ekwipunku, czarów, magicznych skarbów, po dodatkowe zasady związane z otoczeniem, bohaterami niezależnymi i prowadzeniem kampanii. Mówi się, że od przybytku głowa nie boli, ale w tym przypadku przyswojenie tej wiedzy może przyprawić o migrenę. Powtórzę jeszcze raz, d20 w wersji Dungeons&Dragons edycja trzy to skomplikowana machina z kół zębatych. Jeśli jednego zabraknie, cała konstrukcja zaczyna szwankować. A tutaj małych zębatek jest multum.

Prawdopodobnie są gracze, którzy znają na pamięć cały podręcznik i grają z uwzględnieniem wszystkich zasad i modyfikatorów. Zapewne dla nich powstał Advanced Player's Guide, ale dla mnie trochę za dużo grzybów w barszczu. Mówię z perspektywy półtora roku prowadzenia: do tej pory notorycznie zdarza się nam zapominać o jakichś modyfikatorach. Dawno już darowałem sobie próby zapamiętania czym się różni postać cowering,od frightned, terrified, shaked. Tak, w Pathfinderze mamy aż trzy pełne strony stanów emocjonalno-fizycznych postaci, a warto zaznaczyć, że tekstu jest dużo, jest tak drobny jak w podręczniku do Forgotten Realms.

Pathfinder to bardzo solidna podstawa do gry, pod warunkiem że lubi się takie rozbudowane mechaniki. Kłopot w tym, że na dwa pomysły na postacie jakie miałem (celowo staram się uniknąć słowa build), zostały udaremnione przez reguły. co więcej, miałem gracza, który przez niecały rok grania notorycznie nie potrafił opanować zasad działania jednego ze swoich podstawowych czarów. Również ze strony prowadzącego bogactwo systemu bardziej przeszkadzało, niż pomagało. Na przykład scena znana z Homeland Salvatore'a, kiedy drowy spadają na gnomy głębinowe wyłączając lewitację i roztaczając dookoła siebie ciemność, a potem je błyskawicznie masakrują, byłaby kompletnie niemożliwa do poprowadzenia według reguł Pathfindera. Bo jest sprzeczna z regułami.

Krajobraz pośród książek
Wiele wskazuje na to, że jestem w mniejszości. Dla dużej liczby graczy rozbudowane zasady nie są problemem, a zaletą. Część z nich nie przejmuje się i gra tak, jak im się chce, w poważaniu mając modyfikatory. Świadczy o tym sprzedaż dodatków. Linia wydawnicza jest długa i szeroka. Paizo Publishing wydaje kilka dodatków miesięcznie, pełnymi garściami czerpiąc z dobrodziejstw cyfrowej dystrybucji. Dodatki papierowe wydane są w doskonałej formie i stoją na wysokim poziomie, stąd nie dziwne, że klienci są zadowoleni, kupują i czekają z niecierpliwością na następne suplementy. Za tym sukcesem stoi również grono doświadczonych twórców, których nazwiska znajomo pobrzękują w uszach starszych wiekiem graczy. "swoich" znajdą tutaj i grongardzi i ludzie wychowani przez TSR.

Na uwagę zasługują jeszcze dwa aspekty. System RPG zarabia na siebie sprzedażą podstawki, ale żyje dzięki dodatkom, a szczególnie przygodom. Miesięcznie do Pathfindera ukazuje się ich kilka: jedna z prowadzonej Ścieżki (czyli kampanii od poziomu 1 do około 15, opisującej na dodatek jakiś egotyczny zakątek), a także kilka drobniejszych, którymi można uzupełniać gówna fabułę. To bardzo dobre podejście, bo odciąża grających, a jednocześnie zapewnia im rozrywkę i wiąże z produktem.

Druga sprawa to setting, jaki stworzono dla potrzeb mechaniki. Golarion to klasyczny do bólu świat fantasy ze złymi władcami, demonami, starożytnymi ruinami, bogatą historią itp. Wszystko to już było, wszystko to już czytaliśmy w opisach Greyhawka, Forgotten Realms, Dragonlance czy Ravenlofta. Własnie. Czytając opis Golarionu, gracze wychowani na AD&D nie raz się uśmiechną, odkrywając nawiązania do ulubionych lub ważnych miejsc, wydarzeń czy osób z tamtych światów, a pod inna nazwą przeniesionych do kreacji Paizo. Miasto Greyhawk, Barovia, wojna między Baklunish i Suloise, upadek płonącej góry, czy Wielkie Królestwo, to wszystko tu jest, tylko w odrobinę innych barwach.


Na koniec
Pathfinder okazał się strzałem w dziesiątkę, a jego pozycje ugruntowała pozytywna polityka wydawnictwa. System jest przemyślany i spójny, choć niezwykle skomplikowany. Części graczy, liczących na "mięcho" z pewnością to zadowoli, dla nich ta gra będzie spełnieniem marzeń. Mają nad czym myśleć, mają materiał do konstrukcji mechanicznie wymiatających postaci. Pod względem wydania i szaty graficznej podręcznik stoi na bardzo wysokim poziomie i jest wart swojej ceny.

Trudno mi jednoznacznie ocenić Pathfindera. Z jednej strony otworzył nowe pole rozwoju postaci, ale z drugiej przytłacza gąszczem reguł. Nie jest to gra dla mnie, ale osobom które lubią rozbudowane mechaniki, bez najmniejszej wątpliwości przypadnie do gustu. Fani trzeciej edycji powinni sięgnąć po podręcznik osoby lubiące mniej skomplikowane mechaniki powinny wyglądać Pathfindera Lite, o którym jakiś czas temu przebąkiwano na forum.

3 komentarze:

  1. Rok temu zastanawiałem się nad dobrym systemem do gry, rozważałem właśnie Pathfindera i D&D 4e. Ostatecznie wygrało to drugie, głównie przez to, że PF cierpi na chorobę całej 3 edycji - magię i metamagię czyniącą z bohaterów dość szybko bożków. Mimo dokonanego wyboru czytam ciągle dodatki do PF i przeglądam ich bloga bo lubie Wayna Reynoldsa ;-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio z graczami doszliśmy do wniosku, że d20 to naprawdę dobry system i gdyby nazwali go od początku, np. Pathfinder pisałbym na jego cześć peany. Jako że doczepili do niego, zupełnie bez sensu, markę D&D i cynicznie doili malolaty od AD 2000, skutecznie zniechęcili któregokolwiek z nas do wgłębiania się w tą atrapę. Paizo jakoś ten bad PR fajnie niweluje i kto wie, czy nie wezmę się za to, jeśli będę miał ochotę na jakiś rules-heavy system. No i "szacun" dla grognardztwa i TSRowców tam pościąganych. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń