Ostatnimi czasy naszła mnie faza na Warhammera. Myślę o nim sporo, toczę bój ze samym sobą nad decyzją o zakupię trzeciej edycji, rozważam nad drugim wydaniem i jego polskim tłumaczeniem, wspominam pierwszą edycję.
Trzecia edycja mnie nęci i kusi. Śliczna oprawa graficzna, masa gadżetów, kostek, znaczników, sprawiają, że chcę kupić to pudełko. Jestem dzieckiem PRL, w którym zabawki były tandetne, szare i kiepskie, dlatego takie rzeczy na mnie działają. Poza tym, chyba w końcu dopadł mnie marketing. Przeczytałem demonstracyjna przygodę i nie wywarła na mnie specjalnie pozytywnego wrażenia. w przeciwieństwie do "Shattered Hope" (Dark Heresy), czy "Forsaken Bounty" i "Dark Frontier" (Rogue Trader) nie oferuje specjalnego wglądu w mechanikę, nie wyjaśnia jej koncepcji i działania. Te informacje o zasadach rozgrywki, które wychwyciłem z tekstu są dla mnie dość... zaskakujące. Z jednej strony pomysł znaczników, kart mocy, drużyny, terenu wydaje mi się zaprzeczeniem idei RPG i sprowadzeniem trzeciej edycji do poziomu planszówki, ale czy to źle? Przecież sam gram w nie z zacięciem. Inna rzecz: czym się różni test 1k100 od rzutu kostkami o dziwnych symbolach? Jaka jest różnica pomiędzy zanotowaniem na karcie postaci dodatkowego punktu szczęścia, a położeniem ładnego, kolorowego znacznika na stole? Czy abstrakcyjność zasięgów bliskiego, średniego, dalekiego i ekstremalnego nie ułatwia gry, skoro na odpowiedź: "jak daleko są ode mnie?" zwykle gracz słyszy "kawałek drogi"? Czy pomysł z planszą bez planszy, ustawianiem znaczników bohaterów na karcie terenu, informującej o jego wpływie na poczynania nie jest w rzeczy samej dość rewolucyjny i ułatwiający ogarnięcie sytuacji w walce. Ja z reguły o takich modyfikatorach zapominam, a to dzięki nim tworzy się nowy wymiar starcia, dzięki któremu wszystkie walki nie są takie same.Jestem rozdarty, poważnie zastanawiam się nad zakupem, bo, jak już pisałem, jeśli WFRP 3 utrzyma się na rynku, moim zdaniem stworzy nową jakość i kierunek RPG.
Na przykładzie Warhammera dostrzegam obecnie dwie rzeczy. Po pierwsze gra jest modelowym przykładem rozwoju i przemian hobby. Na tle jego historii widać drogę od siermiężnej mechaniki, przez rewitalizację po uplanszówkowienie. Druga rzecz, to klasyczny dylemat: kolejne informacje, zaspokajanie ciekawości fanów i zabija klimat zrodzony z niedopowiedzeń, tajemnicy, własnych domysłów...
Fantasy Flight Games zamyka niebawem etap drugiej edycji, nie będzie już odwrotu. W przeciwieństwie do Wizards of the Coast nie daje nikomu wyboru: gracze mają grać w trzecią edycję, ostatecznie firma zainwestowała w nią zbyt wiele pieniędzy, żeby pozwolić im na wolny wybór i nie daj Boże chęć na kontynuowanie zabawy w starszą wersję. WFRP ma to do siebie, że grają w niego zatwardziali gracze, więc druga edycja ma szanse przetrwać na stronach fanów, podobnie jak zrobiła to pierwsza.
Kometa o dwóch ogonach po raz kolejny zawisła na nieboskłonie...
Zgrabnie i wnikliwie napisane.
OdpowiedzUsuńJestem dzieckiem PRL, w którym zabawki były tandetne, szare i kiepskie, dlatego takie rzeczy na mnie działają.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo. O ile 1E miałem od jej wydania w PL może z rok i poleciała do kubła, o wyjściu 2E dowiedziałem się 2 lata temu, to 3E jest pierwszą edycją, która przyciągnęła moją uwagę. WFRP to dla mnie kompletny margines w moim RPGowaniu, nawet nie wiedziałem nic o "jesiennej gawędzie", bo nie już czytałem MiMów od circa 96 roku. A tu proszę, zjawiskowa i kolorowa 3E. Z tego co zauważyłem, za Oceanem ma ona szansę namieszać więcej niż obie poprzednie edycje razem wzięte. Nawet myślę o zakupie 3E - nie dla grania - do tego mam lepsze systemy i ciekawsze światy. Raczej dla tego, by mieć coś takiego na półce - dla czystego estetyzmu wykonania. Wszak wszelakie "epickie" Boxy erpegowe to rzecz sentymentalna i dziś już raczej niespotykana (przypatruję się też Dragon Age i boxowaniu w stylu Classic D&D). ;)
Hmm, z tego co wiem, to Polski wymysł, że Stary Świat jest skazany na zagładę. Innokrajcy grali w WHRPG jako w system, gdzie bohaterowie giną ale wygrywają :-)
OdpowiedzUsuń@ojciec kanonik.
OdpowiedzUsuńOstatnio kupiłem "Dreams of First Age" Boxed Set do Exalted. Dwa podręczniki, pomoce do grania i piękna duża mapka. White Wolf się postarał.
@ Jarecki Polskim wymysłem było błocko, wpychanie flaków do kałduna brudnymi palcami i śmierć w rzygowinach. W podręczniku do WFB (nie pomnę której edycji) był taki mały sidebar, w którym opisano jakiegoś uczonego, który został spalony na stosie jako heretyk i wichrzyciel, bo twierdził, że zwierzoludzi w lasach, mutantów w cywilizowanych rejonach jest więcej, jak normalnych ludzi. Strasznie mnie to zafascynowało, podobnie jak kilka innych drobnostek w podręczniku głównym do IE czy "Księdze wiedzy Tajemnej" (np. Artykuł "Czy jest tu jakiś doktor?" i rozpoczynające go opowiadanie).
OdpowiedzUsuńInna rzecz, że taką wizję przejąłem od Mistrzów Gry u których poznawałem Stary Świat.
@ Ojciec Kanonik - lubię boxy, bo mi się kojarzą ze starym TSR i AD&D, a jestem już w tym wieku, że miewam napady nostalgii. Warhammera lubiłem przez zgrabne połączenie fantasy, uśmieszków w stronę historii oraz połaczenie magii z prochem. Dla osoby dorastającej w Polsce i mającej tylko notatki z kserówki, które kolega zrobił podczas sesji to był jak święty Graal. Cudem zdobyłem klubowe wydanie (Borejko ma egzemplarz), skserowałem je za całe kieszonkowe, ale nie było w nim opisu starego Świata! Potem udało mi się dokserować i ze słownikiem w dłoni, słowo po słowie przetłumaczyłem cały rozdział. Stąd mój sentyment. A nad kupnem myslę i walczę ze sobą, bo to kawał grosza, nawet w rebelowej promocji.